Nasze mieszkanie miało niecałe 50 m2, a musiało pomieścić sześcioosobową, wielopokoleniową rodzinę, więc dziecięce harce mogły odbywać się wszędzie, tylko nie w domu. Na podwórku, pod trzepakiem a w deszczowe dni na klatce schodowej.
Kiedy mój mały synek obwieścił mi, że planuje urodziny, na które zaprosi całą grupę z przedszkola, nogi się pode mną ugięły. W ostateczności dzieci się jeszcze zmieszczą, ale co zrobić z rodzicami? Przecież żaden czterolatek nie wybierze się samodzielnie w odwiedziny do kolegi. Poza tym, jak zagospodarować energię, którą dysponują mali ludzie? To przecież jak dynamit w zamkniętej przestrzeni - potem pozostanie mi tylko zgrabić to, co zostanie z naszego domu. Poczułam, że to zadanie mnie przerasta. Trudno, widocznie nie będę super mamą, która po nocach piecze ciasto, a później wdziewa wytworną sukienkę i wyczekuje gości na progu błyszczącego czystością mieszkania.
Poszłam na skróty i zaczęłam rozglądać się za małpim gajem, który zorganizuje urodziny mojego dziecka za mnie. Faktycznie, sale zabaw to miejsca, gdzie dzieci mogą poszaleć tak jak lubią najbardziej - w ruchu, w pędzie, zjeżdżając do basenu pełnego kolorowych piłeczek. Poza tym zależało mi na animatorze, który od czasu do czasu pokieruje zabawą dzieci, podczas gdy rodzice będą w spokoju rozmawiać nad filiżankami kawy. I znalazłam idealne miejsce w pobliżu naszego domu. Wybraliśmy się tam przed urodzinami „na próbę”. Na parterze znajduje się konstrukcja do wspinania się ze zjeżdżalniami, tunelami i z obowiązkowym basenem z piłeczkami. Jest tam kolorowo i gwarno. Słychać śmiechy i piosenki z mojego dzieciństwa. Maluszki mają swój osobny kącik do zabawy, dostosowany do ich potrzeb. Dzieciaki brykają w bezpieczny otoczeniu, mają uśmiechnięte buzie, a rodzice mogą skorzystać z chwili odpoczynku na wygodnych fotelach sako, z książką w ręku. Zapadłam się właśnie w takim fotelu i przyglądałam się, jak moje dziecko z piskiem przemierza tunele i przeszkody. Wzięłam do ręki album z reprodukcjami sztuki nowoczesnej i poczułam, że wypoczywam. Przed wyjściem do domu chcieliśmy jeszcze obejrzeć sale urodzinowe. Są tam trzy, do wyboru do koloru - sala lustrzana, sala łąka i sala piracka, z prawdziwym okrętem! Mały chciał już tam zostać, z trudem namówiłam go do powrotu do domu. Żałowałam tylko, że urodziny mojego synka nie przypadają w cieplejszym czasie, bo w ogrodzie czekała trampolina i dmuchany zamek ze zjeżdżalnią.
Wieczorem w domu weszliśmy z mężem na stronę internetową sali zabaw, żeby sprawdzić szczegóły organizacyjne. Wygląda na to, że już postanowione - jutro wybieram się tam po zaproszenia, które nasz czteroletni synek będzie samodzielnie podpisywał. Jest bardzo dumny z tego, że już potrafi złożyć literki w swoje imię.
Moje dziecko kończy cztery lata...
Czy jego wspomnienia kiedyś będą równie szczęśliwe, jak moje?