Widmo procesów sądowych przeszkodą w leczeniu stopy cukrzycowej. Owrzodzenie stopy, prob­lem na pozór banalny, dla wielu cierpiących na cukrzycę staje się wyrokiem śmierci z odroczeniem.

Data dodania: 2012-06-28

Wyświetleń: 2458

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 6

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

6 Ocena

Licencja: Creative Commons

Trudno poddaje się leczeniu, często zaś kończy się amputacją kończyny, a nawet powikłaniami ogólnoustrojowymi i zgonem. W USA jest większym zagrożeniem niż rak jelita grubego - pięć lat od rozpoznania tzw. stopy cukrzy­cowej przeżywa niewiele ponad połowa pacjentów. Spośród 20 mln Amerykanów choru­jących na cukrzycę aż milion umrze z tego powodu. Statysty­ki są wstrząsające, ale jeszcze bardziej szokuje fakt, że od 40 lat znana jest dobra metoda za­pobiegania temu powikłaniu, a FDA do tej pory nie zdecydo­wała się na jej zaaprobowanie.

Stopa cukrzycowa rozwija się głównie wskutek uszkodzeń nerwów, typowych dla cukrzycy. Zaburzenia unerwienia ruchowego prowadzą do zniekształceń stóp, a w następ­stwie do ich punktowego przeciążenia pod­czas stania i chodzenia. Uszkodzenie nerwów czuciowych uniemożliwia zaś odbiór jakich­kolwiek bodźców. Jak tłumaczy David Arm­strong, ortopeda z Rosalind Franklin Uni­versity w Chicago, chorzy „tracą dar odczu­wania bólu", a nieświadomi problemu, bez ograniczeń eksploatują kończynę. W końcu w przeciążonej strefie zużywa się amortyzują­ca warstwa tkanki tłuszczowej między skórą a kością stopy, a potem zgniatana skóra ulega martwicy i powstaje owrzodzenie. „Chorzy chodzą z dziurą w stopie, jakby to była dziura w bucie" - mówi Armstrong. Wrzód pozo­stawiony bez leczenia ulega zakażeniu (często beztlenowemu, czyli zgorzeli), co może doprowadzić do amputacji palców, stopy lub nawet całej kończyny - o ile wcześniej nie dojdzie do zagrażającej życiu posocznicy.

Najlepszą metodą zapobiegania owrzodzeniom jest odciążenie uciskanych części stóp. Lekarze zalecają więc chorym noszenie specjalnych butów lub wkładek ortopedycznych, jednak pacjenci nie pamiętają o tym, ponieważ nie zmusza ich do tego ból - mówi Soi Balkin, emerytowany orto­peda z Los Angeles County & University of Sout­hern California Medical Center. W 1963 roku, po wysłuchaniu wykładu o zastosowaniu płynnego silikonu do powiększania biustu, Balkina zasta­nowiło, czy niewielka ilość silikonu wstrzyknięta w podeszwy stóp nie zastąpiłaby utraconej tkan­ki tłuszczowej i nie przywróciła prawidłowego rozkładu obciążenia stopy, działając jak swoista wewnętrzna wkładka ortopedyczna?

Przetestował tę metodę na grupie ochotników i z radością stwierdził, że jest skuteczna. Jak wy­jaśnia, „silikon sprawdza się w roli substytutu tkanki miękkiej". Zaczął więc stosować go u ko­lejnych pacjentów, obserwować ich przez wiele lat po zabiegu, gromadzić wyniki badań pośmiertnych i przeprowadzać analizy. Odrębne badania kliniczne wykonano niedawno także w Wielkiej Brytanii. Wyniki wszystkich prac, opublikowane w recenzowanych czasopismach, wskazywały na bezpieczeństwo iniekcji silikonu i sku­teczność zapobiegania owrzodzeniom tą metodą, choć w niektórych przypadkach zabieg trzeba było powtarzać.

Jednak nowa terapia nie doczekała się jesz­cze oficjalnej akceptacji. Balkin uważa, że to tylko kwestia natury politycznej. W latach 1984-1998 klientki chirurgów plastycznych wniosły przeciw największemu producento­wi silikonu, koncernowi Dow Corning (bę­dącemu również sponsorem jednego z ba­dań Balkina), szereg pozwów zbiorowych, twierdząc, że implanty silikonowe powięk­szające biust spowodowały u nich poważne szkody zdrowotne, m.in. raka piersi i za­burzenia odporności. Dow Corning został zmuszony do zawarcia wielomiliardowej ugo­dy sądowej i całkowitego wycofania z rynku silikonu medycznego, a sam silikon stał się synonimem trucizny. To przeświadczenie utrzymuje się do dziś, mimo licznych do­wodów na pełne bezpieczeństwo produktu - uważa Dick Compton, dyrektor generalny NuSil, największego obecnie dostawcy sili­konu medycznego do wieloletnich implan­tów. „Literatura na ten temat jest naprawdę obszerna" - podkreśla. W 1999 roku Institute of Medicine, zajmujący się zbieraniem da­nych naukowych, na których można opierać wytyczne dotyczące strategii postępowania medycznego, stanowczo zaprzeczył istnieniu jakichkolwiek powiązań między silikonem a zaburzeniami odporności i nowotworzeniem. Jednak FDA zwlekała z uchyleniem zakazu stosowania silikonowych implantów piersi aż do listopada 2006 roku. Według rzeczniczki FDA Josephine Tropei, Agencja uznała, że bezpieczeństwo płynnego silikonu nadal budzi wątpliwości. Jedynie jego zasto­sowanie do powstrzymania odklejania siat­kówki oka zostało zaakceptowane jako me­toda lecznicza (Balkin używał go w terapii pacjentów w sposób niezgodny z zalecenia­mi). Niezrażony przeciwnościami losu, chi­rurg próbował pozyskać różne firmy i prze­konać FDA o bezpieczeństwie i skuteczności swojej metody. Czterech producentów wyraziło zainteresowanie, lecz później wyco­fało się w obawie przed odpowiedzialnością za produkt. Balkin wspomina, że wszystkie tłumaczyły się lękiem przed podzieleniem losu Dow Corning. Nie pomagał również fakt, że produktu nie da się opatentować, ponieważ jest to po prostu płynny silikon.

Sprawy mogą jednak przyjąć lepszy obrót. Bal­kin nawiązał współpracę z firmą z Tennessee, która spodziewa się, że do końca roku jej produkt uzyska zgodę na lecznicze stosowanie w krajach europejskich. Następnie zamierza przystąpić do rozmów z FDA. Trzeba się jednak liczyć z tym, że Agencja zażąda przeprowadzenia dodatkowych kosztownych i długotrwałych badań. Balkin jest jednak dobrej myśli.

Skończył już 82 lata, ale od tak dawna zmaga się z problemem, że ma nadzieję doczekać szczęś­liwego finału, zwycięstwa nauki nad polityką, i wprowadzenia płynnego silikonu do praktyki klinicznej. „Byłbym, ostrożnie to ujmując, napraw­dę zadowolony" - mówi.

Melinda Wenner - "Scientific American" (opr.J.N.)

Licencja: Creative Commons
6 Ocena