Niezależnie od sytuacji na rynku pracy i jakości zatrudnienia wielu z nas woli pracę etatową niż skok w kierunku niezależności. Takie podejście często jest pochodną naszego generalnego stosunku do pracy. Nie bez przyczyny w naszym języku mówi się, że pracujemy „u kogoś” lub pracujemy „w firmie”. Anglosaskie wyrażenia o pracy „dla kogoś” lub „dla firmy” nie jest zbyt rozpowszechnione.
Problem z działalnością na własny rachunek jest taki, że własny biznes wymaga dużo większego zaangażowania i znacznie większych poświęceń. Nie bardzo można sobie wyobrazić, komu mielibyśmy przedstawić wniosek o 4 dni urlopu na żądanie. Nie widać również chętnego, który chciałby sfinansować wcześniejsze wyjścia z pracy. Polskiemu nauczycielowi, który ma najniższe w Europie pensum trudno sobie wyobrazić, że firmowy biznes wymaga nieustannej pracy i nikt nie funduje płatnej 2-miesięcznej przerwy latem.
Osoby, które zdecydowały się na własną firmę podkreślają, że w naszym kraju występuje znaczna nierównowaga podmiotów na rynku pracy. Pracownicy etatowi traktowani są przez prawo z nadmierną troskliwością. Wynikiem tego są nadmierne koszty pracy związane z etatowym zatrudnieniem. Przedsiębiorcy starają się wykorzystywać wszelkie luki prawne, aby zastępować zatrudnienie w ramach stosunku pracy innymi formami. Dochodzi do dwuznacznych sytuacji, procesów i konfliktów. Państwo zdaje się nie zauważać kilku milionów osób prowadzących działalność gospodarczą w ramach samozatrudnienia. Oczywiście poza sytuacjami, w których należy podnieść stawki ponoszonych opłat i podatków. Przecież ktoś musi państwo utrzymywać.