Nie pamiętam, czy jako dzieciak w przedszkolu zadawałem sobie to pytanie. Pamiętam, że robiłem to, co chciałem. Komu przyszłoby do głowy w ogóle pytać o to siebie samego? Po prostu robiliśmy to, co chcieliśmy. Co za wspaniałe wspomnienia. W szkole podstawowej (ośmioklasowy system) dopiero w siódmej klasie zaczęło do mnie docierać, że nadchodzi zmiana. Rodziły się pierwsze wątpliwości: gdzie się dostanę, czy się dostanę, czy sobie poradzę, czy nie zawiodę oczekiwań najbliższych, jak inni będą oceniać mój wybór i wiele innych podobnych wątpliwości. Szkoda, że wtedy nie miałem obecnej wiedzy na temat rozpatrywania zmian pod kątem pozytywnym. Pozytywna strona tej sytuacji jest taka, że dziś już to wiem i mogę się tą wiedzą dzielić.
Pamiętam doskonale długie godziny rozmyślania na temat przyszłości; przed ważnymi decyzjami dotyczącymi wyboru kolejnych szkół. Pierwsza dobiegła końca szkoła podstawowa. Część znajomych planowała kontynuować naukę w szkole zawodowej, część w technikum, jeszcze inni w liceum. Już wtedy zadawałem sobie pytanie: czego ja chcę? Nie znalazłem odpowiedzi i dlatego uznałem, że liceum ogólnokształcące ukształtuje mnie „ogólnie”, jak sama nazwa wskazuje, a w miarę upływu lat z wiedzy ogólnej dojdę do wiedzy szczegółowej i znajdę odpowiedź na nurtujące mnie cały czas pytanie: czego ja chcę? W ostatniej klasie liceum, znów jak bumerang, powróciło do mnie to samo pytanie. Nic nie pomogły cztery lata ogólnego kształcenia. Nadal nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi. Trzeba było dokonać kolejnego wyboru, analizując najróżniejsze aspekty: jaki kierunek studiów jest w modzie? Gdzie idą znajomi? Po jakim kierunku znajdę dobrze płatną pracę? Czy ja to lubię? Jeśli nie, to czy polubię? Czy to jest to, co chcę robić do końca życia? W końcu wybrałem studia. Głównym kryterium była odległość — było po prostu blisko mojego miejsca zamieszkania. Oprócz tego kierunek wydawał się przyszłościowy. Czy byłem zafascynowany? Podejrzewam, że tak jak 95% moich kolegów z roku — nie. Przyszedł piąty rok i obrona. Znowu mętlik i seria pytań: co dalej? Gdzie znajdę pracę? Czy „papier” pomoże? Czy pensja wystarczy na kredyt na mieszkanie? Jak wystartować? Gdzie szukać pracy? Jak szukać? Co ja chcę robić? Brnąłem dalej po omacku, bez fundamentalnej wiedzy na temat tego, w jaki sposób można odpowiedzieć sobie na te wszystkie pytania.
Czy jednak koniec edukacji szkolnej to rzeczywiście jedyny moment, w którym możliwy jest nowy start? A co z pozostałymi etapami naszego życia? Otwieranie własnej firmy, zmiana pracy, rozstanie z partnerem i początek nowego związku, nowe hobby, nowe postanowienie — czy to nie jest przypadkiem również start? Na potrzeby szerszego spojrzenia umówmy się, że „start” będzie oznaczał początek nowych zmian zachodzących w życiu, niezależnie od etapu, jakiego ta zmiana dotyczy.
Wiemy już, że jest coś takiego jak zmiana. Wiemy także, że jest nieunikniona i trzeba się z nią pogodzić. Dobrze jest ją nawet pokochać i na nią czekać. Jak zatem sprawić, by zmiana, niezależnie od tego, jakiego aspektu naszego życia dotyczy, była pozytywna i dokładnie taka jak chcemy — a nawet lepsza, niż zakładaliśmy? Odpowiedź jest prosta: trzeba wyznaczyć cel.