Siewcy byli potomkami czarodziejów. Posiedli szczątkową moc, pozwalającą im kontrolować rozszalałą po wielkiej wojnie magów pogodę. Są szanowanymi osobami w świecie, przed którymi kłaniają się nawet królowie... ale ich czas się kończy...Jest to początek dłuższej historii. Zachęcam do komentowania.

Data dodania: 2012-02-09

Wyświetleń: 1789

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Król Aldwin II siedział w swojej skromnej jak na króla Sali tronowej i pustym wzrokiem patrzył przed siebie. Jego starcza twarz, naznaczona licznymi, głębokimi zmarszczkami wyrażała tylko zmęczenie, prowadzeniem od kilku tygodni wyniszczającej wojny, ze swoim odwiecznym wrogiem Saldimemem Walecznym. Na jednej ręce oparł głowę, a drugą w zamyśleniu drapał wytarte, dębowe oparcie wiekowego tronu. Wreszcie miał kilka minut dla siebie, lecz ten spokój za chwilę miał zostać zburzony. Zwiadowcy donieśli mu, że do pałacu zbliża się oddział eskortujący pod bronią Siewcę. Nie znał szczegółów, ale coś takiego było czymś niespotykanym i mogło zwiastować jedynie kolejne kłopoty.

            Siewcy byli ludźmi, którzy to z woli Władcy Wiatrów poznali tajemnicę kontrolowania pogody i sprowadzali deszcz, lub też go odpędzali, by zapobiegać suszom i powodziom na świecie. W ten sam sposób z polecenia swego pana mogli też karać ludzi. Byli tajemniczy, z twarzami skrytymi pod głębokimi kapturami, a ich moc była ogromna, to też cieszyli się wielkim poważaniem pośród ludu i władzy. Z biegiem lat stali się także emisariuszami pokoju, dążącymi do pojednania zwaśnionych królestw. Lecz wojny wciąż wybuchały na nowo.

            Drzwi do sali tronowej otwarły się skrzypiąc przy tym w głośnym proteście. Do środka wszedł Halig Sal dowódca elitarnego czarnego oddziału i jeden z nielicznych ludzi w kraju, któremu Aldwin bezgranicznie ufał i niejednokrotnie prosił o radę. Strażnik zamknął za nim drzwi i Sal przeszedł kilkoma długimi krokami przez salę tronową, stając przed podwyższeniem zgięty w ukłonie.

- Panie, przyprowadziliśmy do ciebie Siewcę, który rzucił się w wir bitwy, jaką toczyliśmy przeciwko Laciji i zaatakował żołnierzy…

- Których? – przerwał mu Król.

- Wszystkich Panie. Nie patrzył, ciął na oślep, zdawał się ochraniać jednego człowieka – powiedział i zrobił pauzę prostując się z ukłonu. – Ravana Mygrofa. – Słowa zawisły w powietrzu jak wyrok. Król z sykiem wciągnął powietrze.

- On… Przecież on jest w oddziale karnym – zapytał Aldwin na co dowódca czarnego oddziału skinął głową. – Co zamierzał osiągnąć Siewca?

- Ravana też sprowadziliśmy – odparł dowódca. Król, którego zmarszczki na czole wyraźnie się pogłębiły wstał podpierając starcze kości o oparcie tronu.

- Wprowadzić Siewcę – powiedział stanowczo do Haliga. – Jestem na to za stary – dodał raczej do siebie, ponieważ Sal nie mógł już tego słyszeć. Znów w kilku krokach przemierzył salę i wyszedł, by za chwilę powrócić z więźniem w eskorcie tuzina żołnierzy ze swojego oddziału.

            Wszyscy za wyjątkiem postaci skrywającej się pod czarnym płaszczem ukłonili się przed Królem. Więzień nawet nie zdjął kaptura z głowy. Król za to zrobił delikatny ukłon przed siewcą.

- Witaj Siewco Deszczu i Słońca – zaczął. – Doniesiono mi, że pogwałciłaś odwieczne prawo o bezstronności…

- Kto tak powiedział? – odezwał się siewca delikatnym, lecz dźwięcznym i mocnym kobiecym głosem wyciągając przy tym płynnym ruchem krótki miecz, schowany do tej pory w połach płaszcza. Aldwin nie krył zaskoczenia i odruchowo cofnął się krok w tył. Żołnierze natychmiast wyciągnęli broń, ale siewca opuścił miecz nie doczekawszy się odpowiedzi. – Nie złamałam prawa. Zachowałam bezstronność Królu Aldwinie. Nie stanęłam po żadnej ze stron tej bitwy. Nie zwracałam uwagi kto pada pod moim mieczem – zawiesiła głos, czekając najwyraźniej na reakcję Króla, na te słowa.

- Dlaczego? – zapytał starzec padając z ciężkim westchnieniem na tron.

- Dlaczego wzięłam udział w tej bitwie? – Król skinął głową. – Nie mogę ci tego powiedzieć, choć boleję, iż musiało zginąć tylu dobrych żołnierzy.

- Panie – ośmielił się wtrącić Halig. – Nie żyje również Tarmin…

- Zabiłaś dziedzica Saldimema? – zapytał król z niedowierzaniem w głosie. Siewca wzruszył tylko ramionami. – Czy zdajesz sobie sprawę z tego co uczyniłaś?! – Podniósł głos i zaniósł się kaszlem. - Podobno ochraniałaś Ravana Mygrofa? – zapytał ze zdziwieniem Aldwin – Po co? Przecież on jest nikim – Wychrypiał pomiędzy napadami kaszlu. Nagle w Sali tronowej pojawiła się służka i podała mu kielich z winem.

- Nie muszę, a nawet nie mogę się przed tobą tłumaczyć Królu Raghatanu. Ta spawa nie dotyczy, ani ciebie, ani twojej wojny. Jutro już zniknę z twoich ziem wraz z Mygrofem, jeżeli mi go wydasz – oznajmiła zdejmując kaptur. Jednym płynnym ruchem poprawiła długie kruczoczarne włosy, które spłynęły na tył płaszcza. Oczy miała ciemne i przenikliwe, w których malowała się głęboka koncentracja dziewczyny. Była wysoka i szczupła. Twarz miała kościstą, a precyzyjnie wystudiowana mimika, nie zdradzała żadnych emocji. Ciężko było też określić jej wiek. Podobne cechy charakteryzowały większość Siewców.

- Nie zrobię tego dopóki mi nie wyjaśnisz, dlaczego wtargnęłaś w sam środek bitwy! Teraz Saldimem rozgłosi, że po mojej stronie stoi siewca renegat i zyska zwolenników. Siewca renegat, który zabija dziedziców. Może nawet Glandir wypowie mi wojnę znajdując w słowach Saldimema powód do tego, bo tylko tego szuka. Wtedy ogień pojawi się na wschodzie i południu Raghatanu! Mówisz, że nie stanęłaś po żadnej ze stron? Owszem stanęłaś i czy tego chcesz czy nie, swoim postępkiem wmieszałaś się w tą wojnę. – Starzec skończył i ciężko dyszał na swym dębowym tronie. Dziewczyna cierpliwie czekała aż ten skończy mówić.

- Jesteś stary a głupi! – rzuciła. – Nikt nie wypowie ci wojny. Gdy wmieszałam się w walczących, tłum zaczął rzednąć i w końcu wszyscy zaprzestali walki widząc w moim działaniu niespotykane zjawisko, co zresztą było moim celem. Armie rozeszły się, a twoi ludzie odprowadzili mnie pod strażą z pola bitwy. Nikt nie uzna tego za obstawanie po twojej stronie. Wiek zamglił jasność twego myślenia starcze – cisnęła ku niemu te gorzkie słowa. Gdyby stał tu kto inny, dawno zleciałaby jego głowa, ale na Siewce każdy bał się nawet krzywo spojrzeć. Mówiono, że potrafią jednym cięciem położyć trzech zaprawionych w boju mężczyzn. Król nie zareagował na obelgę. Otworzył usta by coś powiedzieć, ale dziewczyna uciszyła go gestem.

- Jestem w mieście do jutra rana. Oczekuję, że przemyślisz to na chłodno i postąpisz właściwie wydając mi Mygrofa. – Odwróciła się i pospiesznie opuściła salę tronową. Nikt jej nie niepokoił.

Pokój był niewielki i posiadał tylko jedno okno skierowane ku północy. Dlatego też większą część pomieszczenia skrywał półmrok. Siewca Alia doskonale znała to miejsce, gdyż często przebywała w Kyrtos, stolicy Raghatanu i zawsze zatrzymywała się w tym samym miejscu – w gospodzie Tarcza Helisa. Miejsce to nie cieszyło się dobrą reputacją, ale klimat i zapach tego miejsca przenikał Alię na wskroś. Było to jedno z niewielu miejsc, do którego tak chętnie wracała. Przybywała tu by sprowadzić na te ziemie deszcz lub go stąd wygnać. Zwykle działała z polecenia Władcy wichrów, który to wszystko widział i o wszystkim wiedział, a oni jako siewcy byli jedynie narzędziami w jego boskich dłoniach.

            Jednak tym razem było inaczej. Owszem deszcz nie padał w tych rejonach od dłuższego czasu i sądzono, iż tegorocznie zbiory będą niewystarczające by wystarczyło dla wszystkich, by przetrwać zimę. Ale Alia zmierzała prosto do Urgel graniczącego od północnej strony z Raghatanem, by tam z woli swego Pana zapanować nad silnymi ulewami od miesięcy nękającymi północne tereny tego kraju i wytropić renegata, za którego sprawą najprawdopodobniej tak się działo. Tego dnia jednak zdarzyło się coś, do czego nie powinno nigdy dojść. Alia wmieszała się w konflikt pomiędzy dwoma narodami i choć wtedy jej działanie wydało się kobiecie słuszne, teraz im częściej o tym myślała, tym miała więcej wątpliwości.

            Ktoś zapukał do drzwi wyrywając ją z zamyślenia. Nim zdążyła podnieść się z łóżka, gość bezceremonialnie wszedł do pokoju. Alia poderwała się z posłania jakby nagle stanęło w ogniu. Od momentu gdy klamka opadła w dół, naciśnięta przez kogoś po drugiej stronie, ona wiedziała już kto to jest.

            Mężczyzna w takim samym płaszczu, jaki nosiła dziewczyna stanął w drzwiach. Nic nie mówił, bo nie było takiej potrzeby. Jasne blond włosy silnie kontrastowały z opaloną na brązowo twarzą. Jego ściągnięta twarz wyrażała jednocześnie zdziwienie, gniew i oczekiwała natychmiastowych wyjaśnień od autorki zamieszania. Dziewczyna wytrzymała jego zimne przenikliwe spojrzenie i westchnęła.

- Witaj Lekanie – powiedziała. – Wejdź proszę. Spróbuję ci to jakoś wyjaśnić. – Niespodziewanie gniew jaki malował się na twarzy gościa szybko znikł i ten wszedł do środka.

- Jeszcze kilka godzin temu zmierzałem szlakiem kupców ku Glandirowi. Wtedy przybyli ludzie Aldwina II i powiedzieli mi, że jeden z naszych wziął czynny udział w bitwie łamiąc tym samym przysięgę złożoną Władcy Wichrów. Nie czekając na dalsze wyjaśnienia ruszyłem ku stolicy – tłumaczył. – Gdy dowiedziałem się, że to kobieta, od razu wiedziałem gdzie cię szukać.

- Jak już powiedziałam Aldwinowi, nie stanęłam po żadnej ze stron. Mój miecz ciął równo. – Wzruszyła ramionami.

- Wiesz dobrze, że ta sprawa nie przejdzie bez echa i będę musiał cię zaprowadzić przed oblicze naszego Pana, byś osobiście wyjaśniła mu swoje postępowanie – powiedział spokojnie Lekan.

- Znam drogę do Chmurnego Zamku, ale nie pójdę tam teraz, a tym bardziej nie pójdę, bo ty mi tak każesz – odparła stanowczo. – Nie masz władzy nade mną. Ma ją tylko nasz Pan i jeżeli uzna to za konieczne, sam mentalnie wezwie mnie do siebie, a tym czasem muszę jeszcze coś załatwić. – Wstała i ruszyła ku drzwiom zakładając po drodze płaszcz. Siewca złapał ją za rękę.

- Znam cię od lat. Nie brak ci rozsądku, więc powiedz mi proszę, co jest w tym Mygrofie, za co gotowa jesteś rzucić na szalę swoją reputację i reputację wszystkich Siewców? – Szarpnęła się wyrywając rękę z uścisku. Stali naprzeciw siebie mierząc się wzrokiem. Oczy czterdziestolatka próbowały wyczytać, coś z nieprzeniknionej maski jaką stała się twarz Alii.

- Wierzę, że go znalazłam – powiedziała i nie czekając na reakcję Siewcy wyszła.

            Wyszła na wąską uliczkę i ruszyła ku centrum miasta. W miarę jak zbliżała się do centrum, ściany budynków rozchodziły się na boki ustępując miejsca bitym ulicom . Słońce zdążyło schować się już za mury otaczające wokoło miasto, pozostawiając po sobie jedynie czerwoną poświatę, którą z każdą minutą bardziej pochłaniał mrok nadchodzącej nocy. Mimo późnej godziny, z każdym krokiem Alji tłumy na ulicach gęstniały, a gwar i strzępki rozmów wypełniały jej myśli. Nagle przed dziewczyną wyrósł bazar. Pomimo potwornego ścisku jaki panował w małych uliczkach pomiędzy straganami, nie musiała przeciskać się w zwartej masie ciał, sprzedawców i ich klientów, gdyż ludzie rozpoznając czarny płaszcz i nasunięty głęboko kaptur, ustępowali jej z przejścia w akompaniamencie pozdrowień i dwornych ukłonów.

            Wyszła z bazaru i skręciła w prawo na główną ulicę Kyrtos, łączącą północną i południową bramę miasta. Pod swoimi stopami i pod grubą warstwą pyłu Alia wyczuwała kamienie, którymi wybrukowana była prawie każda ulica miasta. Jednak te tutaj były tak gładkie, że tworzyły prawie gładką powierzchnię. Niegdyś przebiegał tędy jedynie trakt łączący północ z południem. Potem wędrujący ludzie osiedlili się nad brzegiem zatoki. Osadników robiło się coraz więcej, ponieważ handel w miasteczku kwitł, a ludzie opływali w bogactwa. Z czasem miasto rozrosło się do gigantycznych rozmiarów, wchłaniając  trakt kupiecki w swoje mury, a mieszkańcy wyłożyli go kamieniem. Miało to miejsce na początku ery kolonialnej, lecz ten sam kamień nadal tu leżał.

            Alia otrząsnęła się z zamyślenia widząc przed sobą ogromny gmach biblioteki. Pokonała kilka stopni i weszła do środka. Ogrom budynku zawsze robił na niej wrażenie, nie ważne ile razy by nie przestępowała jego progu. Wysokie ściany płynnie przechodzące w sufit, w całości pokrywały wyblaknięte już malowidła. O tej porze większość biblioteki skrywały ciemności, gdzieniegdzie rozświetlane przez samotnie płonącą świecę. Strażnik przywitał ją głębokim, lecz nie przesadnym ukłonem i gestem zaprosił do środka. Przeszła szerokim korytarzem i weszła do ogromnej sali wypełnionej długimi drewnianymi regałami, gdzie na każdym z nich stały setki książek. Za kontuarem siedział sędziwy bibliotekarz wertujący jakąś grubą księgę. Ostrożnie przewracał kolejne pożółkłe kartki, przeszukując niedbale wykonane zapiski.

- Witaj Kalimielu – powiedziała Alia zdejmując kaptur. Zamyślony bibliotekarz zareagował dopiero po chwili, podnosząc wzrok na dziewczynę. Zaskoczony widokiem Siewcy, stojącego w półmroku odskoczył do tyłu na oparcie fotela. Dopiero potem dopasował głos, który go powitał z osobą stojącą przed nim i uśmiechnął się wstając z fotela.

- Witaj Aljo – odpowiedział i podszedł do dziewczyny by ją uścisnąć. Znał ją jeszcze z czasów studenckich, kiedy to uczęszczała na uniwersytet w Rachele, gdzie on był do niedawna jednym z wykładowców. – Co cię tu sprowadza? Usiądź proszę. – Podsunął jej swój fotel, a sam spoczął na twardym stołku.

- Zmierzam do Urgel, lecz wydaje mi się, że chyba będę zmuszona zmienić swoje plany – wytłumaczyła, a przez jej usta przemknął grymas. – Wplątałam się w coś dużego – wyjaśniła wyprzedzając pytanie bibliotekarza.

- Czego potrzebujesz? – zapytał bezceremonialnie.

- Wglądu w księgi Anahita. – Kalimiel szeroko otworzył oczy słysząc imię Boga Słońca.

- Skąd pomysł, że moglibyśmy je mieć? – Na jego ustach wykwitł szeroki uśmiech, choć nie do końca szczery, co rozmówczyni bezbłędnie wychwyciła.

- Chcę do nich tylko zajrzeć – kontynuowała puszczając pytanie Kalimiela mimo uszu.

- Nie mamy ich. Księgi zaginęły wieki temu.

- Wiem, ale wiem też, że ktoś je dla was odnalazł. A o tym już niewielu wie. – Odgarnęła kosmyk włosów zachodzący na oczy i wbiła swoje przenikliwe spojrzenie w starca. Ten pokręcił przecząco głową.

- Naprawdę ich nie mamy…

- Nie umiesz kłamać – stwierdziła beznamiętnie i pochwyciła jego spojrzenie. Nie wytrzymał jej wzroku.

- Nie okłamałbym cię. Nie okłamałbym Siewcy – powiedział. I Alia w duchu przyznała mu rację. Nie odważyłby się okłamać Siewcy, zaprzeczyć trzy razy z rzędu. Jednak zachowanie bibliotekarza podpowiadało kobiecie, że ten ma coś do ukrycia. Milczała wpatrując się w dopalającą się świecę na kontuarze. W końcu skinęła głową ze zrozumieniem i znów odrzuciła kosmyk czarnych włosów do tyłu.

- To oczywiste, że jeśli macie te księgi, to nie trzymacie ich w gmachu biblioteki królewskiej, bo ktokolwiek dowie się o ich odnalezieniu, każdy Siewca mógłby zmusić cię do wydania ich – przykucnęła naprzeciw starca. – Ale jeżeli tu ich nie ma, to nawet nie musisz kłamać. – Kalimiel przełknął nerwowo ślinę i wiercił się niespokojnie nie mogąc uniknąć świdrującego go wzroku Siewcy. Alia zniżyła głos do szeptu. – Wiesz gdzie one są prawda? – Mężczyzna zrozumiał, że przegrał i westchnął głęboko przytakując ruchem głowy.

- Biblioteka w Yrlin w miasteczku Dannew – wyszeptał obawiając się, że ktoś może przysłuchiwać się ich rozmowie.

- Gdzie?! – podniosła głos. - Przecież to po drugiej stronie gór.

- I tak wybierałaś się na północ – stwierdził wzruszając ramionami.

- Tak, ale obawiam się, że chyba będę miała towarzysza.

            Teoretycznie nic złego nie zrobił, ale król Aldwin jest pamiętliwy i dlatego teraz gdy tylko miał ku temu okazję, cisnął Ravana Mygrofa do najpodlejszej celi w całym Kyrtos. Przez niewielką szparę w ścianie przy samym suficie, do celi wpadały promienie porannego letniego słońca, wraz z obrzydliwym smrodem rynsztoku, przepływającego pod ścianą. Ze ścian ciągle sączyła się woda, przeciskając się pomiędzy kamieniami, a z sufitu po przeciwległej ścianie spływała jednolitym ciekiem, a następnie wsiąkała w szczeliny między kamieniami. Jedynym azylem dla zmęczonego Ravana okazał się zawszony siennik na którym usiłował przespać się choćby chwilę, ale zimno, gwar uliczny i plusk spadającej wody skutecznie mu to uniemożliwiały.

            Nie dziwił się królowi, że ma do niego uraz. Mygrof, niegdyś znany w całym mieście ze swej złodziejskiej profesji, nie porywał się na duże łupy, to też władza nie specjalnie się nim interesowała. Lecz pewnego zimowego popołudnia skradł nie tylko biżuterię jednej z  dam, ale także serce najmłodszej córki króla. Za niedługo uciekli razem, ale nim dopadli bram miasta, zostali schwytani, a król osobiście wychłostał ćwiekowanym biczem kochanka i wtrącił go do więzienia,  by chłód ostudził jego młodzieńcze żądze. Gdy wybuchła kolejna wojna z Lacją zorganizowano karną kompanię, do której „dobrowolnie” przystąpił, a po wczorajszym oryginalnym wystąpieniu Siewcy, na powrót wtrącono go do lochu.

„Przynajmniej dadzą jeść” pomyślał. Choć nie wierzył by nastąpiło to prędko, a brzuch już nachalnie domagał się jedzenia. Nagle szczęknął zamek w drzwiach i Ravan usłyszał czyjeś kroki na więziennym korytarzu. Kolejna krata otworzyła się z jękiem i dwaj strażnicy wraz ze starcem podpierającym się pozłacaną laską wkroczyli do jego celi. Więzień zrobił wielkie oczy i odruchowo cofnął się ku ścianie, rozpoznając w starcu króla Aldwina II.

- Zostawcie nas – polecił strażnikom, a ci posłusznie odeszli. Król podszedł bliżej siennika, na którym siedział nieruchomo złodziej. – Mygrof… Ile to już lat? Dwa? Myślałem, że już nie ujrzę tej twojej zakazanej gęby. – Spojrzał pogardliwie na Ravana. – Cóż, los jednak lubi płatać figle i rozdrapywać stare rany. – Przy tych słowach zdzielił więźnia swoją kosztowną laską, ledwie utrzymując przy tym równowagę. Refleks złodzieja zadziałał błyskawicznie i ofiara uchyliła się, zasłaniając twarz rękami. Mygrof oczekiwał kolejnego ciosu, ale ten nie padł.

- Mógłbym cię teraz zatłuc tutaj tą laską. – Król potrząsnął swoją podporą w powietrzu. – Mógłbym zostawić cię tu żebyś gnił, aż zdechniesz. Ale nie… gdyż uważam się za człowieka honoru i choć nadal patrzę na ciebie z obrzydzeniem robaku to myślę, że przez dwa lata służby w karnym oddziale odkupiłeś swoje winy. Dziś jesteś tu z zupełnie innego powodu niż ostatnio – zawiesił głos i wymierzył laską w kierunku więźnia. – Czego na Bogów chce od ciebie ten Siewca? Kim ty dla niej jesteś?

- Nie wiem Panie – odpowiedział Ravan, ale widząc, że król zamierza się do kolejnego ciosu dodał pospiesznie – Nigdy wcześniej go nie widziałem. Wczoraj dostrzegłem go jak rąbał mieczem zaskoczonych żołnierzy, dopóki wszyscy nie odstąpili od walki. Wyglądało, jakby stawała w mojej obronie.

- Dlaczego? – zapytał król, raczej samego siebie, po czym przeniósł wzrok na więźnia i powtórzył. – Dlaczego… Siewca to zrobił? Co w tobie zobaczył?

- Nie wiem – odpowiedział Ravan, nie znając faktycznie motywów działania Alji. Król już miał zdzielić go laską, ale zrezygnował z zamierzenia i bez słowa wyszedł, pozostawiając Mygrofa w celi samego.

            Wstała o świcie, kiedy to słońce leniwie wznosiło się ponad budynki Kyrtos, a na ulicach panowała jeszcze cisza. Miejskie ulice dopiero z wolna zaczynały przyjmować na swe barki spieszących na bazar kupców, z wozami i jucznymi zwierzętami obładowanymi rozmaitościami. Gospoda na dole także milczała. Jedynie porozlewane piwo i resztki jedzenia na stołach, sprzątanych przez gospodarza, pozostały po gościach, a w brzęku zbieranych kufli grzmiały echa wieczornej biesiady. O tej porze nie spodziewała się zastać nikogo na dole. Miała nadzieję wymknąć się niepostrzeżenie. A już na pewno nie chciała spotkać się z Lekanem, który właśnie teraz siedział przy bocznym stoliku i ze smakiem sączył piwo, popijając kaszę ze skwarkami. Alia zaklęła pod nosem widząc długie blond włosy spływające po czarnym płaszczu. Podeszła do stolika i bez słowa siadła naprzeciwko. Siewca długo przeżuwał kaszę, a dobrze wypieczone skwarki chrupały mu w zębach. Spojrzał przelotnie na dziewczynę i pociągnął łyk piwa.

- Nigdzie nie pojedziesz – powiedział w końcu. Alia zastygła w bezruchu. Wiedział, że zamierzała jechać do Yrlin? Czy wczoraj ją śledził i poszedł do Kalimiela kiedy wyszła, a ten powtórzył mu, to co wcześniej powiedział jej w tajemnicy?

            Siewca skinął głową na spakowany tobołek, który Alia rzuciła przy ławie. Przeżuł kolejną porcję kaszy i znów popił mętnym napojem.

- Jeżeli po tym co zrobiłaś nasz Pan jeszcze nie cofnął twojego zadania i nie kazał ci wracać, to ja to robie. Nie jedziesz na północ do Urgel. – wymierzył w nią widelcem.

- Jakim prawem mówisz mi co mam robić? – Próbowała udawać oburzoną, ale nie potrafiła ukryć ulgi jaka na nią spłynęła. – Władca Wichrów sam najlepiej wie, czy zawiniłam, czy też nie i gdyby miał jakieś zastrzeżenia do moich działań, sam by kazał mi stanąć przed swoim obliczem.

- Powtarzasz się.

- Najwidoczniej nie wystarczy powiedzieć ci jeden raz, by coś dotarło do twej głowy – odcięła się, na co Siewca jedynie wzruszył ramionami.

- Tu nie chodzi o nic, poza faktem, że z twojej ręki zginął dziedzic tronu Lacji, a na to nie jestem w stanie przymknąć oka i dziwi mnie opieszałość naszego Pana, ale i on zapewne zareaguje, a wtedy my będziemy już w drodze do Chmurnego Zamku.

- Ty miałeś iść na południe do Glandiru, a ja miałam rozprawić się z renegatem na północy – pochyliła się nad stołem i wbiła spojrzenie w opaloną twarz rozmówcy. – Chcesz sprzeciwić się poleceniu Pana, bo wydaje ci się, że masz ku temu podstawy? Negujesz słuszność jego sądów! – Podniosła głos.

- Ochłoń – rzucił półgębkiem, dojadając śniadanie. – Nim wyruszymy, wyślę gońca do Falgira by po wykonaniu roboty udał się na zachód do Urgel i zajął się renegatem w czym jest najlepszy – dodał z uśmiechem, wiedząc, że to Alia uważana była za pogromcę renegatów. Dziewczyna nie zareagowała na uszczypliwy komentarz.

- To może odwlec konfrontację o całe miesiące, a do tego czasu Sanfirlen może zdobyć północne klany Glandiru i zawojować resztę kraju – argumentowała swoje racje Alia. Na oczy spadł jej kosmyk włosów, ale go zignorowała, w pełni pochłonięta wymianą zdań z Siewcą.

- Kogo znalazłaś? – zapytał całkiem zmieniając temat rozmowy. Dziewczyna, aż otworzyła szerzej usta. Żałowała, że wczoraj wspomniała o tym i teraz musi powiedzieć prawdę, a widząc postawę Lekana w tej sprawie prawdopodobnie będzie równie, albo nawet bardziej zaborczy. Nie miała wyjścia. Westchnęła ciężko.

- Mam powody przypuszczać, że w Mygrofie odrodzi się czarodziej – powiedziała z powagą, a mimo to Siewca wybuchnął gromkim śmiechem, omal nie zachłystując się piwem. – Co w tym takiego śmiesznego? – dodała oburzona.

- Nic… nic… - sapał łapiąc powietrze. – Zwyczajnie dziwi się człowiek, że doświadczony Siewca skory jest wierzyć w takie bajanie. – Wytarł łzy, które popłynęły mu ze śmiechu i dopił piwo.

- Tak, naprawdę w to wierzę – powiedziała stanowczo dziewczyna.

- O odrodzeniu czarodziejów wspomina tylko Anahit, a poza tym jego księgi zaginęły wieki temu i zostały tylko nieliczne odpisy, którym nie należy za bardzo wierzyć.

- Anahit był uczniem ostatnich z nich, tuż przed trzecią wojną czarodziejów, a potem stał się jednym z pierwszych Siewców, którzy to starali się zapanować nad rozszalałymi żywiołami po ostatecznej bitwie…

- …w trakcie której zginęli wszyscy czarodzieje – dokończył za nią. – Nie cytuj mi Hokka, bo znam jego księgi na pamięć, a to właśnie według niego Anahit był pijakiem i dziwkarzem i trudno wierzyć jego słowom spisywanym przez starca odurzonego winem.

- Nie ma w tobie choćby iskierki nadziei? – zapytała zrezygnowana.

- Nadziei na co?! – zapytał ostro.

- Sama nie wiem – zawahała się. – Na zmiany. Siewców jest coraz mniej, a i wielu z nas nie chce podążać drogą naszego Pana, stając się renegatami.

- Głupie gadanie. Wschodnie wiatry może pomogą oczyścić twój umysł i choćby dlatego warto stawić się w Chmurnym Zamku. – Wstał i rzucił na stół miedzianą monetę. – Nie chciałbym cię ganiać po całym królestwie, więc proszę cię, udaj się ze mną dzisiaj na wschód. Dobrowolnie. Bądź rozsądna. – Z tymi słowami wyszedł z gospody i zlał się z tłumem przechodniów.

- Królu, czy Lacja odniosła się jakoś do wczorajszych wydarzeń? – zapytała Alia składając Aldwinowi niezapowiedzianą wizytę. Siedzieli w wygodnych fotelach, a służąca podała wino i owoce, którymi co jakiś czas raczył się król. Dziewczyna też skosztowała jakiś nieznany jej owoc idąc za przykładem mężczyzny, który zdejmował pomarańczową skórkę trzęsącymi się rękoma, a potem z łatwością rozdzielał owoc na kawałki i zjadał ze smakiem. Owoc okazał się nadzwyczaj słodki. Aldwin uśmiechnął się widząc zaskoczenie malujące się na twarzy Siewcy. Wrogie nastawienie ich obojga względem siebie gdzieś znikło i rozmowa przebiegała w sympatycznej atmosferze podlewanej winem. Alia na tą krótką chwilę zapomniała o porannej rozmowie z Lekanem i szczerze się uśmiechała konwersując z królem. Lecz teraz wkroczyła na temat, który był celem jej wizyty i Starzec podciągnął się w fotelu do pozycji wyprostowanej i przepłukał usta winem, mieszanym na pół z wodą.

- O dziwo, nie są zadowoleni – odparł. – Saldimem grozi sojuszem z Glandirem, choć sam nie przepada za rządzącym nim Tryofadem to jednak jest skłonny układać się z nim, by tylko Raghatan roznieść w pył.

- Czego żąda z zamian za odstąpienie? – zapytała Alia ze ściśniętym gardłem, gdyż domyślała się odpowiedzi.

- Przesunięcia wschodniej granicy, aż po rzekę Ment, albo – zrobił pauzę – głowy Siewcy – dodał. Alia delikatnie skinęła głową, na znak, iż rozumie powagę sytuacji. Król milczał, czekając jak też rozmówczyni ustosunkuje się do tego.

- Rozumiem, że przesunięcie granicy nie wchodzi w grę – powiedziała siląc się na uśmiech, ale po chwili skarciła się w duchu, za taki nietakt. – Przepraszam. Uważam, że powinnam osobiście porozmawiać z Saldimemem. Takie żądanie jest porwaniem się na osobę Siewcy i znieważeniem samego Władcy Wichrów…

- To nie jest oficjalne żądanie, to raczej alternatywa, jaką zaproponował mi król Lacji – przerwał jej. Odstawił puchar z winem, które przestało mu smakować, odkąd zmienili temat rozmowy. – Choć wydaje mi się słusznym pomysł, że załatwisz sprawę osobiście, wszak ty mnie w to wmieszałaś. Miałem swoją wojnę, gdzie dzień byłem krok do przodu, a dzień krok do tyłu. Jednak wiedziałem na czym stoję. – Alia chciała coś powiedzieć, ale przerwał jej gestem. – Gdybym wezwał pod broń sojuszników z Urgel i Alsek, nasz świat spowije wojna, którą spowodujesz ty – przytknął palec wskazujący do czoła dziewczyny. Taka zuchwałość w stosunku do Siewcy była niedopuszczalna, nawet osobie króla, ale Alia nie zareagowała.

- Nie dopuszczę do tego – powiedziała cicho, gdyż głos uwiązł jej w gardle. – Nie dopuszczę do tego… - poprawiła się, powtarzając już swoim dźwięcznym, melodyjnym głosem, ale Aldwin znów jej przerwał.

- Niby jak? Pójdziesz do Lacji i powiesz Saldimemowi: „Przepraszam, że zabiłam twojego dziedzica”? Najstarszego syna? – Zaniósł się kaszlem , porwał puchar z winem ze stolika i upił solidny łyk. Wstał i chodził po niewielkiej sali w te i z powrotem.

- Nie wiem, powiem mu, że nie miałam zamiaru…

- On wie, że to była bitwa i jego syn mógł zginąć w niej, ale problemem jest to, że zginął z twojej ręki, gdzie w ogóle nie powinno cię być! – podniósł głos.

- Pójdę tam z Lekanem. Ten wstawi się za tobą, a przy odrobinie szczęścia może uda się udobruchać trochę i w mojej sprawie. Lekan jest jego przyjacielem, ale co by się nie stało, obiecuję ci Aldwinie, iż ty nie poniesiesz odpowiedzialności za mój czyn – zapewniła, po czym dodała stanowczo odzyskując pewność siebie - A teraz proszę uspokój się i usiądź, gdyż chciałabym cię o coś prosić! – Król usiadł  i faktycznie jej słowa trochę go uspokoiły. Wziął karafkę i napełnił obydwa puchary czerwonym winem.

- Słucham – powiedział w końcu.

- Człowiek imieniem Ravan Mygrof jest dla mnie i mojego Pana niezwykle ważną osobą – powiedziała naginając fakty. – Chciałabym byś odłożył na bok dawne urazy do niego i dla dobra nas wszystkich przechował go dla mnie w jednej ze swoich cel. – Król nie wydał się zdziwiony tym, że Siewca wie o romansie jego córki. Przytaknął. – Jednak chciałabym, by po moim powrocie,, był w stanie wyjść z niej o własnych siłach, więc sugeruję rozwagę – dodała z naciskiem na ostatnie słowa.

- Niechaj tak będzie. Dobijmy targu. Jeżeli załatwisz sprawę Saldimema, otrzymasz tego chłystka w nienaruszonym stanie i nawet nieźle podkarmionego, lecz jeśli ci się nie powiedzie i tym samym rozpęta się wojna na cały świat, ja na pocieszenie zostawię sobie tego złodzieja serc księżniczek. – Zawiesił głos i uśmiechnął się złośliwie. – Umowa stoi?

- Odważny jesteś rozmawiając w ten sposób z Siewcą. – Odwzajemniła uśmiech, choć był on lekko wymuszony, po czym podała mu rękę – Umowa stoi.

            Opuściła pałac w południe i wyszła na skąpaną w słońcu ulicę, pełną kupców, tragarzy, rzemieślników i innych ludzi z wplecionymi pomiędzy nich stadami zwierząt, które chłopi przeganiali na południowe pastwiska. W cieple południowego słońca, wino jakie Alia wypiła w królewskich komnatach delikatnie kręciło jej w głowie. W drodze powrotnej podeszła do kobiety siedzącej w oknie swojego domu, która przyglądała się tłumom kroczącym ulicą i poprosiła ją o kubek wody. Ta nie rozpoznała w niej Siewcy, gdyż Alia przewiesiła sobie płaszcz przez ramię, by słońce mniej doskwierało. Kobieta rzuciła jej pogardliwe spojrzenie, ale mimo tego, wody nie odmówiła. Zaspokoiwszy pragnienie Alia podziękowała i ruszyła na poszukiwania Lekana.

            Znalazła go w stajni, gdy przygotowywał konie do podróży.

- Pojadę z tobą na wschód – powiedziała. Siewca podniósł wzrok z nad siodła, które czyścił. – Muszę pomówić z Saldimemem.

- Rozsądnie z twojej strony, ale boję się, że król w swej złości mógłby skrócić cię o głowę i kto wie, może nie poniósł by za to żadnych konsekwencji.

- Faktycznie zażądał mojej głowy, ale myślę, że nasz Pan pozbawił by go tronu za podniesienie ręki na Siewcę? – zapytała z nadzieją.

- Nie koniecznie. – Wzruszył ramionami. – Krew za krew. Ojciec ma uzasadnione prawo pomścić syna i przypuszczam, że nasz Pan nie będzie się do tego mieszał.

- Wobec tego co mi radzisz?

- Podróż na wschód zajmie nam trochę czasu i do brzegów jeziora Mętnego dotrzemy najwcześniej za tydzień i jeden może dwa dni zanim przeprawimy się na drugi brzeg. Przez ten czas wiele może się zdarzyć i na bieżąco coś wymyślimy. Wyruszymy dziś wieczorem. – Położył jej uspokajająco dłoń na ramieniu. Wyjął z juków jakieś ubrania i podał je kobiecie. Ponure spódnice i sukienki  w odcieniach szarości, brązów i ciemnych zieleni. Podobnie podarty płaszcz i ze dwie tuniki w jeszcze gorszym stanie. Popatrzyła na niego nie ukrywając zdziwienia.

- Jadąc w paszczę lwa nie możemy być rozpoznani jako Siewcy – wyjaśnił. – Gdyby Saldimem dowiedział się, że podróżujesz na wschód, mógłby wysłać skrytobójców, a wtedy nie miałabyś szansy z nim porozmawiać. – Skinęła głową ze zrozumieniem i z zażenowaniem popatrzyła na podarte ubrania. – Tylko to udało mi się zdobyć. Wybierz sobie coś. – Alia odrzuciła od razu dwie spódnice, które nie nadawały się już do niczego i ruszyła do swojego pokoju. Po drodze poprosiła gospodarza o nici i zniknęła za drzwiami na długie godziny.

            Wyszła późnym popołudniem, gdy słońce już chyliło się ku zachodowi. Na dole większość stolików była już zajęta, a im bliżej zmroku, tym więcej ludzi schodziło się do środka. Gwar ludzkich rozmów i woń tłustych potraw zmieszana z piwem wypełniała całe pomieszczenie aromatem który Alia tak bardzo lubiła. Zeszła na dół i podziękowała gospodarzowi za gościnę, po czym ruszyła ku drzwiom ściągając na siebie wygłodniałe spojrzenia mężczyzn. To świadczyło o sukcesie, jaki odniosła w wojnie stoczonej z igłą i nitką, przeciwko starym łachmanom. Teraz zamiast czarnego płaszcza skrywającego proste odzienie Siewcy, miała na sobie ciemno zieloną sukienkę do kolan, przechodzącą u góry w szary gorset związany z przodu rzemykami. Gorset niewątpliwie uwydatniał jej młode piersi i  podkreślał zgrabną szczupłą sylwetkę. Uśmiechnęła się sama do siebie, uświadamiając sobie, że pierwszy raz poczuła się naprawdę kobietą.

            Gdy miała dziesięć lat przyszedł Siewca i powiedział, że dziewczynka będzie od dziś służyć Władcy Wichrów jako jego uczennica. Nikt nie śmiał się sprzeciwić, wszak był to niezwykły prestiż dla rodziny. Potem zabrano Alię do Chmurnego Zamku i tam spędziła kolejne dziesięć lat swego życia pobierając nauki u kapłanów. I choć nauczyła się historii wszystkich królestw świata, pozyskała umiejętność korzystania ze szczątków magii jaka jeszcze pozostała na świecie po wojnie czarodziejów, ale nigdy nie nauczono jej jak być kobietą. Nigdy dotąd nie kochała i nie była kochana. Od dwóch lat, w ciągu których była już pełnoprawnym Siewcą Deszczu i Słońca obserwowała ludzi - pięknie wystrojone kobiety i przystojni mężczyźni, którzy wypełniali miejskie ulice.

            Poprawiła tobołek na plecach, w którym miała strój Siewcy i z dumą wyszła z gospody, nadal czując na sobie pożądliwe spojrzenia.

            Lekan gdy tylko ją zobaczył w blasku ostatnich promieni słońca otworzył szeroko usta, tylko po to by za chwile je zamknąć nie dobywając z siebie głosu. Przytroczyli ostatnie tobołki do siodeł i czym prędzej ruszyli na wschód.

c.d.n.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena