- Panie Wojtku! Niech Pan natychmiast stanie!!!- powiedziałem głośno do kierowcy a sam nerwowym ruchem schwyciłem za klamkę. Pijany i mocno pobudzony przez krótką chwilę mocowałem się z nią. W tym czasie kierowca zdążył zatrzymać się i odwrócić się do mnie:
- Stało się coś? Źle się Pan poczuł? - zapytał mnie, ze szczerym niepokojem.
- Nie, Nic się nie stało. Chciałbym tylko posłuchać. Dawno nie słyszałem tej piosenki - odrzekłem już spokojniej.
Pamiętam to jak dzisiaj, gdy śpiewał ją Świr, była dla nas wybawieniem w tamtejszym brudnym i szarym świecie. Choć na chwilę mogliśmy zapomnieć, że jesteśmy tylko trybikami, które muszą obracać się zgodnie z pracą całej machiny. Szara rzeczywistość, która powoli docierała do nas stawał się odrobinę jaskrawsza. Śpiew pozwalał nam wykrzyczeć nasze marzenia i cele. Czuliśmy się jednością, która mogła wszystko.
Przed oczyma przebiegły mi sceny ze szkolnego biwaku, gdzie wszyscy z łzami w oczach śpiewaliśmy ją, wierząc w (...). No właśnie w co wierząc? Czy jeszcze pamiętam? Gdzie się podział tamten twardy, bezkompromisowy chłopak o silnie sprecyzowanych poglądach? Ten, który chciał zmieniać świat i walczyć z jego całym złem. Otwarcie sprzeciwiający się zawsze, gdy chodziło o prawdę. Umiejący kochać i wierzący w przyjaźń.
Lekko chwiejąc się wysiadłem z samochodu i wolnym krokiem podszedłem do grupy młodych ludzi siedzących na schodach przed studenckimi akademikami. Właśnie przed chwilą rozpoczęli śpiewać kolejny teks. Były to znane chyba wszystkim „Mury” Kaczmarskiego. Z uwagą wsłuchiwałem się w ich treść. To straszne, ale tak jak dwadzieścia lat temu, brzmią niepokojąco realistycznie choć zostały napisane w innej rzeczywistości. Nie da się ukryć, iż pomimo demokratycznych zmian nadal ciężkie kajdany skuwają nasze ręce. Jednak tym razem sami je sobie zakładamy na ręce. Dla własnej wygody i kariery pozwalamy zniewolić nasze umysły. Pieniądz, władza, popularność stają się naszymi jedynymi celami w życiu. Za to miłość, przyjaźń, dobroć traktujemy jak nadbagaż, który należy zostawić, gdyż możemy zapłacić za niego wysoką karę.
Słuchając ich, ponownie przypomniałem sobie moją dzisiejszą beznadziejną rozmowę z moimi partyjnymi kolegami. Jeszcze słyszę ich drwiący śmiech, gdy próbowałem ich przekonać, że należy wrócić do naszych dawnych młodzieńczych ideałów. Jak tłumaczyłem im, że zagubiliśmy się w bezkrytycznym dążeniu do władzy. Że czas by posłuchać młodych, jak wtedy nas wysłuchano.
Wszystkie moje słowa jednak zbywano prostackimi frazesami. Usłyszałem tylko, że dzisiejsza zepsuta młodzież to nie to co my kiedyś. Że nie ma ideałów a tylko coraz większe roszczenia. Jak to tragicznie brzmiało w ustach człowieka z zaokrąglonym od obżarstwa brzuchem i twarzy czerwonej od codziennych libacji.
- Czy coś się stało? Za głośno śpiewamy?- zapytał lekko zaniepokojony chłopak z grupy, widząc że im się przyglądam.
- Nie, ależ skąd. - odpowiedziałem krótko, a w myślach dodałem, że wręcz za cicho. Może gdyby moi koledzy to usłyszeli, zrozumieli by o co mi chodziło, gdy mówiłem o młodzieży. Ale tacy jak oni, dawno zapomnieli, gdzie można poczuć prawdziwą młodość i jej zapał.
- Pozwolicie, że posłucham przez chwilę? - zapytałem ich patrząc na chłopaka z gitarą. Był to dość wysoki i wysportowany młody człowiek. Z głosu wynikało, że nie jest pijany, jednak gdy śpiewał oczy mu mocno błyszczały. Ten wzrok przypominał mi kogoś z moich lat licealnych. Kogoś, dla którego śpiew nie był tylko formą rozrywki a przede wszystkim sposobem na wyrażenie swojego sprzeciwu.
- Jasne – odpowiedział i dalej kontynuował.
Śpiewał nadal z równym zaangażowaniem, jednak poczułem, iż teraz bacznie mi się przyglądał jakby o coś chciał zapytać. Kiedy skończył kolejny utwór powiedział coś cicho na ucho do siedzącej obok ładnej blondynki w jego wieku. Ona patrząc na mnie nic nie odpowiedziała i tylko delikatnie skinęła głową. On z lekką niepewnością w głosie jakby bał się tego co usłyszy zapytał mnie poważnie:
- Przepraszam, ale ja chyba Pana znam. - stwierdził i natychmiast zapytał - Czy Pan nie jest przypadkiem ministrem?
Spojrzałem na niego bardzo uważnie, ale oprócz zaciekawienia i lekkiego zaniepokojenia , nie zobaczyłem nic w jego oczach. Trochę obawiałem się tego pytania, jednak bez słowa przytaknąłem głową, czekając na ich reakcję. Wśród kilkunastu młodych ludzi siedzących na schodach przebiegł cichy lekko podniecony szept. Można było się tego spodziewać, że minister słuchający śpiewu studentów w nocy pod akademikiem wzbudzi duże zainteresowanie. Jednak trudno przewidzieć jaka nastąpi z ich strony reakcja.
- Czytałem gdzieś, że kilkanaście lat temu – zaczął ponownie mówić chłopak z gitarą – z kolegami z liceum zdobyliście pierwszą nagrodę, którą następnie z przyczyn politycznych Wam odebrano, śpiewając uważanie wtedy za kontrowersyjne piosenki. - na chwilę przerwał ale zaraz dodał. - Słyszałem, ze była to niezła robota. - i zamilkł jakby czekał na moja odpowiedź.
Znowu nie odezwałem się i jedynie odpowiedziałem lekkim skinięciem głowy. Tym razem jednak jak tylko umiałem serdeczniej się uśmiechnąłem , gdyż przynajmniej oni umieli docenić to co robiliśmy kiedyś. To przerażające, że ci młodzi ludzie mają większy szacunek do naszej historii, niż moi szacowni koledzy. Z drugiej strony jednak jest to światełko w tunelu rozpaczy. Może Ci, którzy nas zastąpią będą lepsi. Z szacunkiem do historii i przyszłości nie będą myśleć wyłącznie o swoich potrzebach.
- Ale, czytałem też, że z tamtych ideałów, już dawno zrezygnowaliście na rzecz limuzyn i władzy? - dodał po pewnym czasie całkowicie zmieniając ton.
Przestałem się uśmiechać i nadal patrząc w ziemię smutny zamyśliłem się. I co mam odpowiedzieć na tak miażdżącą krytykę z ust młodego jeszcze człowieka? Tłumaczyć się, że jestem sam w swych szczytnych ideałach. Że nie umiem przekonać moich kolegów by znowu wrócili na właściwą drogę, którą kiedyś sami wytyczyli. Byłoby to przecież bardzo głupie i nie do końca szczere wyznanie przegranego polityka. Nie da się ukryć, iż sam jeżdżę rządową limuzynom i nie da nie zauważyć , iż dla wygody poświęciłem wszystko to w co kiedyś wierzyłem.
- Jak masz na imię? - zapytałem po chwili młodego człowieka unosząc wzrok i patrząc mu prosto w oczy. Tego samego co przed chwilą przestał grać na gitarze i powiedział o nas tak straszną prawdę.
- Krzysiek – odpowiedział niepewnie lekko czerwieniąc się.
Nadal patrzyłem mu prosto w oczy i ze zdumieniem zobaczyłem siebie dwadzieścia lat temu. Ten wzrok dwudziesto paro letniego chłopaka mówił tak wiele. Tak jak my wtedy, są niepewni jutra i pomimo iż komunizm dawno upadł to o władzy mają podobne zdanie jak my kiedyś. Najgorsze z tego wszystkiego jest to, że chyba mają rację.
Spojrzałem po wszystkich twarzach i zobaczyłem ten sam niespokojny wzrok. Ich oczy potwierdzają moją tezę, iż społeczeństwo nie wierzy już takim jak my. Najgorsze, że nie krzyczą i nie skarżą się a jedynie patrzą. Chciałbym teraz zapaść się pod ziemię by ukryć swój wstyd, ale to nie jest możliwe.
Próbując wybrnąć zmieniłem temat:
- Co studiujesz? - zapytałem ponownie przerywając krępującą ciszę.
- Historię – odpowiedział krótko i nadal milczał.
Uśmiechnąłem się ponownie, gdyż przez myśl mi przeszło, że ten młody jeszcze student dał mi najkrótszą a zarazem najlepszą od wielu lat lekcję historii. Lekcję życiowej przyzwoitości i wierności swoim ideałom pomimo wszystkiemu.
- To ciekawe, że mamy tak dużo wspólnego. I ja mam na imię Krzysztof i również studiowałem historię. Tylko wiesz co Ci powiem. Myślę, że ty jednak jesteś bardziej pojętnym uczniem. Nie zgub tego co czyni człowieka wyjątkowym. Szczerość.
Uśmiechnął się najwyraźniej już rozluźniony i widząc, że nie gniewam się zapytał przyjaźnie
- Spotkaliście się jeszcze kiedyś z klasą by pośpiewać?
Przez chwilę nie odpowiedziałem nic na jego pytanie. Znowu z podziwem spojrzałem na niego. Ten jeszcze bardzo młody chłopak genialnie wyczuwał moje tęsknoty. Przecież to jasne, by odnaleźć swoją drogę podświadomie tęsknię za tamtymi czasami, które dawno minęły. Za ludźmi z dawnych wspaniałych dni i za tą wyjątkową wspólnotą dusz, która nas łączyła.
- Nie. Niestety od kilkunastu lat nigdy się nie udało. Nawet jeśli bym chciał to jak ich teraz znaleźć? To było tak dawno. - odpowiedziałem zamyślonym głosem i natychmiast zawstydziłem się swoich słów.
Sam natychmiast zrozumiałem, iż zabrzmiały one jak głupia, prostacka wymówka słabego człowieka . Jest przecież tyle możliwości by kogoś odnaleźć, szczególnie gdy jest się ministrem. Wydawało by się, iż chcieć to móc, jednak gorzej gdy ktoś komu wydaje się, że ma wiele do stracenia się boi.
- To przecież proste. Wpisuje Pan w internecie nazwę naszaklasa.pl. Znajduje Pan szkołę, potem klasę i wszystko jasne. - odpowiedział śmiejąc się, gdyż na pewno zrozumiał że moja odpowiedź była jedynie wymówką.
- Znasz „Lekcję historii” Kaczmarskiego” - zapytałem, chcąc zamknąć ten drażliwy dla mnie temat
- Jasne.- odpowiedział biorąc gitarę do rąk - Dla studenta historii to tekst obowiązkowy – zażartował i zaczął śpiewać
"Galia est omnis divisa in partes tres
Quorum unam incolunt Belgae aliam Aquitani
Tertiam qui ipsorum lingua Celtae nostra Gali apelantur
Ave Caesar morituri te salutant!"
Nad Europą twardy krok legionów grzmi
Nieunikniony wróży koniec republiki
Gniją wzgórza galijskie w pomieszanej krwi
A Juliusz Cezar pisze swoje pamiętniki
"Galia est omnis divisa in partes tres
Quorum unam incolunt Belgae aliam Aquitani
Tertiam qui ipsorum lingua Celtae nostra Gali apelantur
Ave Caesar morituri te salutant!"
Pozwól Cezarze gdy zdobędziemy cały świat
Gwałcić rabować sycić wszelkie pożądania
Proste prośby żołnierzy te same są od lat
A Juliusz Cezar milcząc zabaw nie zabrania
"Galia est omnis divisa in partes tres
Quorum unam incolunt Belgae aliam Aquitani
Tertiam qui ipsorum lingua Celtae nostra Gali apelantur
Ave Caesar morituri te salutant!"
Cywilizuje podbite narody nowy ład
Rosną krzyże przy drogach od Renu do Nilu
Skargą krzykiem i płaczem rozbrzmiewa cały świat
A Juliusz Cezar ćwiczy lapidarność stylu!
"Galia est omnis divisa in partes tres
Quorum unam incolunt Belgae aliam Aquitani
Tertiam qui ipsorum lingua Celtae nostra Gali apelantur
Ave Caesar morituri te salutant!"
Słucham jego głosu w milczeniu, ponownie wspominając Świra, który pomimo że tragicznie zginął w dniu naszej matury najbardziej wbił mi się w pamięć. Ten jego ostry, natarczywy śpiew, zawsze dawał mi wiele do myślenia. Jego szklane, patrzące w nicość oczy, przerażały, gdyż wydawało się, że ich właściciel jest wariatem, który może za chwilę wybuchnąć. Jednak byliśmy młodzi i nikt nie spodziewał się tego co się później stało. Po jego śmierci wszyscy czuliśmy się winni, jednak świat szedł dalej i my z nim.
Może to absurdalne, ale przez chwilę poczułem się jednym z nich. Studentem, który ma przed sobą całe życie. Jednak krótki sygnał klaksonu sprowadził mnie na ziemię. To pewnie zaniepokojony Pan Władek próbuje zareagować. Gdy chłopak skończył, jeszcze raz spojrzałem na nich wszystkich, uśmiechnąłem się i wstając powiedziałem:
- To była najlepsza „lekcja historii” jaką usłyszałem od wielu lat. Dzięki i mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy – wręczając gitarzyście moją wizytówkę dodałem - Jeśli tylko będę mógł Wam pomóc. Dzwońcie!!!
Zapiąłem marynarkę, odwróciłem się i ruszyłem powoli w stronę samochodu rozmyślając o tym co się przed chwilą stało. Nie wiem czemu, ale tak na prawdę poczułem się dużo lepiej. Co prawda spotkanie to było jak wiadro zimnej wody na głowę a to co powiedział młody człowiek bolało jak cios w twarz.
Początkowo przeżyłem szok, ale teraz podświadomie czuję, że właśnie tego mi było trzeba. Przynajmniej teraz wiem, iż moja wiara w młodych jest ostatnią pozytywna wartością jaką jeszcze mam i której warto się trzymać. Coraz bardziej czuje, iż jutrzejszy dzień będzie inni niż wszystkie poprzednie. Nie wiem może jeszcze co, ale jutro coś się zmieni w moim życiu.
Cały czas jak szedłem czułem ich wzrok na plecach. Zatrzymałem się więc i odwróciłem się do nich ponownie. Siedzieli nadal. w tym samym miejscu i faktycznie patrzyli się na mnie. Podniosłem po raz ostatni rękę w geście pożegnania.
- A i pozdrówcie ode mnie profesora Jaracza. - rzuciłem na odchodne i poszedłem w stronę czekającego na mnie służbowego samochodu.
- Już się trochę o Pana bałem – powiedział lekko zdenerwowany Pan Wojtek - przecież ta dzisiejsza młodzież jest taka nieobliczalna.
- Ma Pan rację – odparłem jemu i dodałem patrząc na grupę studentów – i dlatego jest lepsza od nas.
Spojrzał na mnie jakby nie do końca zrozumiał o co mi chodzi, ale nie dyskutując dalej otworzył mi drzwi. Wsiadłem do samochodu odrobinę weselszy, jednak również z jeszcze większymi wątpliwościami niż gdy zdenerwowany wybiegłem z restauracji.
Całą drogę do domu, myślałem o tym kim jestem naprawdę i co właściwie robię. Wnioski do których te przemyślenia mnie prowadzają nie są pocieszające. Co raz bardziej rozumiem, że gdzieś zagubiłem swoją tożsamość. Nie jestem złym ministrem, tylko środowisko, które mnie otacza nie pozwala na moją samorealizację.
Uwielbiałem kiedyś uczyć młodzież, gdyż wtedy tylko miałem wpływ na to co robiłem. Teraz wielokrotnie wbrew swej woli muszę brać pod uwagę opinię koalicji, której coraz mniej chodzi o dobro kraju a coraz bardziej przygotowuje się na miękkie lądowanie po przegranej w kolejnych wyborach.
Trzy dni temu jeden z vice-ministrów został zatrzymany za próbę przepchnięcia projektu ustawy za stanowisko w jednej z prywatnych firm. Wielomilionowe straty Państwa miały zabezpieczyć jego przyszły byt. Był tak pewny siebie, iż w jego biurku znaleziono przygotowane wcześniej prośbę o zwolnienie z funkcji. Na piśmie widniała data tuż po zaplanowanym głosowaniu w sejmie.
Z rozmów nagranych z przez CBA cały kraj dowiedział się, jak bez żadnych oporów negocjował warunki jego zatrudnienia. Był na tyle bezczelny, że nie tylko określił markę samochodu służbowego, ale również jego kolor. Oczywiście natychmiast został skrytykowany przez liderów koalicji, którzy w płomiennych wystąpieniach zapewniali o braku wiedzy w tym temacie. Ale wiem, że domyślali się wcześniej o co chodzi a i wiedzą o innych niezbyt uczciwych decyzjach urzędników ministerstwa.
Ale prywatny interes polityków jest niczym w postępowaniu ugrupowań politycznych w walce o uzyskanie środków na kampanię wyborczą. W tysiącach można wyliczyć kontrakty zawierane w podzięce za wsparcie finansowe. Straty Skarbu Państwa czy budżetów gmin w tym wypadku są trudne do oszacowania, jednak ich wielkość przeraziłaby każdego.
Ostatnie dziesięć minut jazdy przesiedziałem w milczeniu patrząc bez konkretnego celu na ciemne uliczki Warszawy. Od chwili, gdy wyjechaliśmy z centrum praktycznie nie mijaliśmy już idących ludzi a i samochody mijały nas nader rzadko. Czasami mijaliśmy taksówę lub patrol policji. Kierowca widząc, że nie mam ochoty na rozmowę, również siedział cicho. Czasami tylko z niepokojem przyglądał mi się w lusterku.
- I co Pan o tym wszystkim myśli. - zapytałem przerywając ciszę.
Spojrzał ponownie w lusterko na mnie i ze zdziwionym wyrazem twarzy zapytał:
- Z czym. Bo nie rozumiem pytania - odpowiedział i zamilkł czekając na moje wyjaśnienia.
- Z tym wszystkim co dzieje się z rządem i wszystkimi nami.
- Panie ministrze ja nie jestem politykiem i moim zadaniem nie jest ocenianie pracy rządu. Jestem prostym kierowcą i staram się robić to co do mnie należy. - odpowiedział wymijająco.
Uśmiechnąłem się, gdyż jego odpowiedź była nader polityczna. Jestem przekonany, że ma swoje zdanie, jednak nie chce z jakiegoś powodu go wyrazić.
- Może nie jest Pan politykiem - powiedziałem z uśmiechem - ale Pana odpowiedź świadczy, że całkiem nieźle by się Pan nadawał.
Uśmiechnął się do mnie i wiedząc, że nie odpuszczę kontynuował:
- Powiem tak. Nie zazdroszczę Panu i pomimo, że jestem tylko kierowcą dziękuje Bogu że nie muszę przeżywać to co Pan. Wiem na pewno, że jest Pan dobrym człowiekiem tylko nie wiem czy we właściwym miejscu. - na chwile przerwał i w lusterku bacznie obserwował mnie czy przypadkiem nie oburzy mnie jego zbytnia szczerość. Jednak widząc, iż nie oponuje dalej kontynuował:
- Czasami, gdy na Pana czekam w ministerstwie to słyszę to i owo. Jestem z natury spokojnym człowiekiem jednak pomimo tego niektóre z zasłyszanych informacji i mnie mocno denerwują.
Skończył a ja jeszcze przez chwilę zastanawiałem się nad tym co przed chwilą powiedział. Szczerze mówiąc to korciło mnie bardzo, by wymusić na nim parę słów więcej o tym co się mówi w ministerstwie, jednak wiem, iż byłoby to dla niego bardzo krępujące. Domyślam się, że i ja jestem oskarżany o wiele działań na szkodę ministerstwa. Walka polityczna zawsze nie była uczciwa i jestem do tego przyzwyczajony, jednak najgorsze, że w ostatnim czasie metoda ta stała się regułą.
Nawet moi najbliżsi znajomi z dawnych czasów zostali przez nią opętani. Praktycznie każde nasze spotkanie rozpoczyna się plotkami koalicjalnymi. Każdy stara się, wybielić siebie pogrążając innych, jednak faktycznie dzieje się całkowicie odwrotnie. Często powtarzane plotki stają się z czasem bardziej wiarygodne a ich ilość powoduje, że wszyscy dookoła są winni. Tak naprawdę ta koalicja niszczy się sama od środka, i nie potrzeba wcale silnej opozycji by jej upadek stał się faktem.
Samochód skręcił w lewo i powoli wjechał wąską ścieżką przed same wejście do budynku.
- Dziękuje za szczerość Panie Wojtku - powiedziałem wychodząc z samochodu. Proszę mi wierzyć, że myślę podobnie i cieszę się, że Pan potwierdza moje przypuszczenia.
- Dziękuje za wszystko i do zobaczenia jutro.
Gdy skończyłem to naszła mnie myśl, iż zabrzmiało to jak pożegnanie.
Jednak widać, że on odebrał to inaczej, gdyż nic nie odpowiedział tylko uśmiechnął się i gdy tylko zamknąłem drzwi powoli odjechał. Jeszcze przez chwilę patrzyłem jak znika za bramą. Zanim zdecydowałem się wejść do środka, rozejrzałem się po małym parku leżącym na wprost wejścia i należącym do terenu apartamentowca. Świeże powietrze i lekki chłód trochę mnie otrzeźwił i na moment poczułem się dużo lepiej.
Na wprost mnie byłą wąska alejka zmierzająca do nikąd. Tak naprawdę mieszkam tu od dłuższego czasu i nigdy nie szedłem nią. Trochę korci mnie by właśnie teraz przy delikatnym świetle lamp pospacerować, jednak gdy zrobiłem kilka kroków zrezygnowałem i cofnąłem się pod drzwi. Niestety zbyt duża ilość alkoholu spowodowała, iż zarzucało mną na obie strony. Odwróciłem się twarzą do drzwi, kilkakrotnie mocno odetchnąłem i powoli trzymając się mocno poręczy ruszyłem po schodach do wejścia.
Nie ważne gdzie jesteś a jedynie z kim
Miłość i przyjaźń nie szuka luksusów
Samotność zaś nigdzie nie smakuje dobrze
Rozdział 2
Lokal w którym obecnie mieszkam to sto pięćdziesiąt metrowy apartament, w luksusowym budynku w pięknej okolicy na obrzeżach Warszawy. Profesjonalna ochrona dwadzieścia cztery godziny na dobę, duży kryty basen dostępny tylko dla mieszkańców, nowoczesna siłownia oraz otoczony płotem duży teren zielony stwarzają pozory ostoi.
- Dzień dobry Panu - usłyszałem wchodząc do budynku.
To ochrona widząc nadjeżdżający pojazd ustawiła się karnie przy drzwiach. Za każdym razem jak wracałem późną nocą czułem się mocno skrępowany. Najchętniej zaproponowałbym zmianę tego zwyczaju, ale bałem się, iż będą mnie podejrzewać, że mam coś do ukrycia.
- Witam Panów - odpowiedziałem grzecznie - Jak minął dzień?
- Dziękujemy. Wszystko jest ok. - odpowiedział jeden z nich otwierając mi drzwi do dalszej części budynku.
Przeszedłem krótkim korytarzem, wsiadłem do windy i wdusiłem trójkę. Winda ruszyła natychmiast a ja mogłem teraz już głęboko odetchnąć nie bojąc się, że wyczują ode mnie alkohol. Przez krótki moment nawet trochę ucieszyłem się, ze za moment wejdę do własnego mieszkania i będę mógł poczuć się nieco swobodniej.
Jednak, gdy znalazłem się w pustym i śmiertelnie cichym mieszkaniu poczułem się tak obco, że jedynie brak innego wyjścia zmusił mnie by tu zostać. Taki jest los samotnego człowieka mieszkającego w wielkim mieście. Najgorsze w tym jest to, że ja tak naprawdę wierzę w prawdziwą miłość, tylko nie wiem gdzie ją znaleźć?
Mój jedyny szczęśliwy związek z Agnieszką moją nauczycielką ze szkoły średniej przetrwał niecałych sześć lat. Przenieśliśmy się po mojej maturze do Warszawy, gdzie zacząłem studiować historię. Ona znalazła pracę w jednej ze szkół i przez pewien czas wydawało się, że jesteśmy idealną parą .
Jednak chyba byłem jeszcze za młody i nie doceniałem tego co mam. Bujne życie studenckie, oraz coraz większa aktywność polityczna spowodowało, iż dla prawdziwej miłości miałem coraz mniej czasu. Dlatego po kilku latach rozstaliśmy się może bez wielkiej złości, jednak na tyle trwale by nie utrzymywać od tego czasu ze sobą żadnego kontaktu. Czasami jedynie w chwilach słabości przeglądam stare zdjęcia i wyobrażam sobie jak mogło by być wspaniale, gdyby nie moja głupota.
Położyłem się do łóżka, jednak szalejące nadal w mojej głowie różne negatywne myśli nie dały mi od razu zasnąć. Przewracałem się z boku na bok, próbując się wygodniej ułożyć jednak i to nic nie dało. Po kilkunastu minutach wstałem więc i jak zjawa, zamyślony, snułem się bez celu z pokoju do pokoju. W pewnej chwili w moim gabinecie, przystanąłem przy szafie, gdzie trzymałem pamiątki z dawnych lat. Ciekawe, czy po tylu przeprowadzkach znajdę jeszcze, gdzieś tą dawno nie widzianą kasetę wideo.
Tak naprawdę, to nie wierzyłem, że jeszcze ją odnajdę. Przez kilkanaście minut nerwowo przeglądałem kartony i już prawię straciłem nadzieję, gdy jednak pod stosem białego papierów nagle zobaczyłem czarny dawno nie widziany przedmiot.
- Jest!!!! - krzyknąłem mimowolnie pomimo, iż w pokoju nie było nikogo.
Na lekko podniszczonej przez czas obudowie odnalezionej przed chwilą kasety, znajdował się mocno już poblakły, jednak nadal czytelny napis „lekcja historii”. Od razu poczułem szybsze bicie mego serca, gdyż doskonale pamiętam kształt tych liter. Ile razy pisała do mnie gorące listy, gdy rozstawaliśmy się nawet na krótki czas. Nawet jej delikatne pismo świadczyło jakim była ciepłym człowiekiem. Znowu łzy pojawiły się w kącikach moich oczu, myślę, że nie ostatnie dzisiejszej nocy.
Przeniosłem się do pokoju gościnnego, siadam na sofie i włączyłem wideo. Na początku, był krótki wstęp ze zdjęciami dokumentalnymi ze strajków w 1970 i 1980 latach a potem rozpoczęło się właściwa część przedstawienia. Wyszliśmy wszyscy na scenę przebrani, za robotników, urzędników, żołnierzy i cicho zaczęliśmy śpiewać fragment referendum.
Pierwsza myśl, która mi przebiegła przez głowę to jacy my byliśmy wtedy młodzi. Powoli z grupy zaczynam przypominać sobie pojedyncze, dawno niewidziane ale przecież nadal bliskie mi twarze: Słowikowski, Kaczor, Świerzyński, Świr, Wolska. Do tej ostatniej mam szczególnie duży sentyment, gdyż to ona jako pierwsza stanęła w mojej obronie, gdy klasa uznała, że jestem donosicielem. I to ona jako pierwsza poparła mnie, gdy próbowałem przekonać klasę, że naszedł czas by coś zrobić by stać się dorosłym. Była już wtedy twardą i pewną siebie dziewczyną, dzisiaj podobno odnosi jak słyszałem oszołamiające sukcesy w biznesie.
Ale co się dzieje zresztą naszej klasy wstyd przyznać, ale nie mam bladego pojęcia. Minęło zaledwie dwadzieścia lat a ja już nic o nich nie wiem. Jeszcze z małą grupą utrzymywałem kontakt przez czas studiów, ale potem i tak wszystko się urwało. To straszne, że ludzie dopiero po wiele latach rozumieją co znaczy przyjaźń i jak trudno ją znaleźć w dorosłym życiu.
Obejrzałem nasze przedstawienie do końca, a następnie cofnąłem kasetę i puściłem po raz drugi a następnie trzeci. Nie wiem czy to te wino, czy tęsknota, ale za każdym razem oglądając nasz występ płakałem jak przysłowiowy bóbr. Wreszcie jednak wyłączyłem telewizor i podszedłem do zbioru moich płyt. Wśród kilkudziesięciu pozycji wybrałem jedną z najbardziej znanymi utworami Jacka Kaczmarskiego. Ustawiłem na tekst najbliższy moim obecnym myślą i zacząłem słuchać.
„Nasza Klasa”
Co się stało z naszą klasą? Pyta Adam w Tel-Avivie
Ciężko sprostać takim czasom, ciężko w ogóle żyć uczciwie
Co się stało z naszą klasą? Wojtek w Szwecji w porno-klubie
Pisze: dobrze mi tu płacą za to, co i tak wszak lubię (x2)
Kaśka z Piotrkiem są w Kanadzie, bo tam mają perspektywy
Staszek w Stanach sobie radzi, Paweł do Paryża przywykł
Gośka z Przemkiem ledwie przędą - w maju będzie trzeci bachor
Próżno skarżą się urzędom, że też chcieliby na zachód
Za to Magda jest w Madrycie i wychodzi za Hiszpana
Maciek w grudniu stracił życie, gdy chodzili po mieszkaniach
Janusz, ten co zawiść budził, że go każda fala niesie
Jest chirurgiem - leczy ludzi, ale brat mu się powiesił
Marek siedzi za odmowę, bo nie strzelał do Michała
A ja piszę ich historię - i to już jest klasa cała
Jeszcze Filip - fizyk w Moskwie, dziś nagrody różne zbiera
Jeździ kiedy chce do Polski, był przyjęty przez premiera
Odnalazłem klasę całą na wygnaniu, w kraju, w grobie
Ale coś się pozmieniało: każdy sobie żywot skrobie
Odnalazłem całą klasę wyrośniętą i dojrzałą
Rozdrapałem młodość naszą, lecz za bardzo nie bolało
Już nie chłopcy, lecz mężczyźni. Już kobiety, nie dziewczyny
Młodość szybko się zabliźni, nie ma w tym niczyjej winy
Wszyscy są odpowiedzialni, wszyscy mają w życiu cele
Wszyscy w miarę są normalni, ale przecież to niewiele
Nie wiem sam, co mi się marzy, jaka z gwiazd nade mną świeci
Gdy wśród tych nieobcych twarzy szukam ciągle twarzy dzieci
Czemu wciąż przez ramię zerkam, choć nie woła nikt: Kolego!
Że ktoś ze mną zagra w berka, lub przynajmniej w chowanego
Własne pędy, własne liście zapuszczamy każdy sobie
I korzenie oczywiście na wygnaniu, w kraju, w grobie
W dół, na boki, wzwyż, ku słońcu, na stracenie, w prawo, w lewo
Kto pamięta, że to w końcu jedno i to samo drzewo...
Jedno i to samo drzewo...
Co się stało z naszą klasą, myślę bez przerwy słuchając Jacka Kaczmarskiego . No właśnie co się stało? Jakże chciałbym znowu usiąść z nimi i pogadać, pośpiewać, poczuć się tak jak nie czułem się od dwudziestu lat. Ale czy to jeszcze jest możliwe? Czy ten długi okres, nie wystarczył by stać się dla siebie obcymi ludźmi. Czu obecny „ja” będzie nadal. Interesujący dla nich. Czy będą chcieli jeszcze ze mną szczerze rozmawiać wiedząc kim jestem i jaki jestem.
W tym momencie naszła mnie myśl, która jeszcze parę dni temu wydałaby mi się śmieszna. Ja, poważny minister, jeden z liderów partii rządzącej mam szukać swoich znajomych poprzez uważany przez wielu za kontrowersyjny portal internetowy. Przypomniałem sobie jednak słowa młodego człowieka, dla którego było to tak proste jak napisać list do bliskiej rodziny. Słyszałem i czytałem o nim dużo, jednak nigdy nie byłem na nim, a tym bardziej nie logowałem się jako uczestnik. Przez pewien czas zwlekałem , jednak po kilkunastu minutach podjąłem męską decyzję. Nie ważne czy media zrobią z tego newsa i co powie na to koalicja. To moje życie i do cholery mam prawo robić z nim co chce. Najwyżej poniosę za to odpowiedzialność jak każdy polityk i odejdę z rządu. Ale tak naprawdę to sam już nie wiem czy tak nie byłoby lepiej.
Zdecydowanym krokiem poszedłem do mojego gabinetu. Siadam do komputera, wpisuje nazwę www.naszaklasa.pl i czekam na efekt. Znowu serce zaczęło mi mocniej bić, i w oczekiwaniu na to co zaraz zobaczę zacząłem nerwowo stukać palcami w blat biurka.
Trochę czasu minęło zanim opanowałem obsługę portalu. Wreszcie wszedłem na stronę szkoły i zobaczyłem stary dawno nie widziany budynek. Co prawda spędziłem w nim tylko kilka miesięcy, ale przeżyłem najważniejsze a zarazem najpiękniejsze chwile mojego życia. Tam przecież poznałem moją wielką, niespełnioną miłość. Znowu lekko zadrżałem, gdy zacząłem szukam naszego rocznika. Stosunkowo szybko odnalazłem rocznik 1984-88 i klasę A . Nie było to trudno, gdyż była to mała prowincjonalna szkoła. Gdy do niej przybyłem zaściankowość biła z każdej sali a profesorowie kultywowali konserwatywny obraz szkoły z bogatym systemem nakazów i zakazów. To co zrobiliśmy wtedy było dla nich wszystkich ogromnym szokiem, trudnym do zaakceptowania.
Pierwsze co rzuciło się mi w oczy to duże klasowe zdjęcie. Było one kolejną miłą niespodzianką, gdyż pomimo, że byłem z nimi tylko kilka miesięcy to wkleili tu fotkę ze mną. Dotychczas zarejestrowało się na tej stronie kilkanaście osób z naszej klasy. Zobaczyłem same bliskie mi twarze, może obecnie trochę starsze ale nadal znajome. Ktoś nawet umieścił zdjęcie zmarłego Świra. Boże. Takiego go zapamiętałem. Te same smutne oczy i wygląd budzący ciągły niepokój o stan psychiczny właściciela. Jest tu Wolska, Pławecki, Jackowski i Świerzyński.
Na dłużej zatrzymałem się na smutnej twarzy Kurczaka, naszej klasowej artystki. Był okres, że stała mi się bardzo bliska. Dlaczego nam nie wyszło już nie pamiętam, ale nie zapomniałem naszych długich rozmów o życiu i o tym co nas czeka za kilka lat
. Jest nawet Kowalczyk, którego osobiście nie poznałem, bo przeniósł się przed moim przyjściem do innej klasy, gdyż w tej nie był zbytnio lubiany. Widocznie faktycznie czas zabliźnia rany i łatwiej innym wybaczyć to, co kiedyś budziło w nich wrogość.
Spojrzałem w prawą stronę i łzy po raz kolejny stanęły mi w oczach. Agnieszka „Meluzyna” Kwiatkowska nasza wychowawczyni i moja jedyna, wielka miłość, również tu była. Drżącymi dłońmi otworzyłem jej profil i zacząłem czytać . Byłem bardzo ciekawy co u niej, gdyż od 1995 rok nie wiem tak naprawdę co się z nią dzieje. Wyczytałem z krótkiego wpisu, iż w 1999 roku przeniosła się z Warszawy do Łodzi i tam uczy do dziś w szkole muzyki. Jednak teatr nadal jest jej wielką pasją i dlatego pracuje z młodzieżą w domu kultury. Wpisy wielu wdzięcznych uczniów są dowodem, że nie tylko my dużo jej zawdzięczamy. Byliśmy jej pierwszą klasą dlatego nie było między nami dużej różnicy wieku. Szybko stała się więc częścią naszej grupy a połączył nas teatr. Długo broniła się przed miłością uznając to za nie etyczne, jednak uczucie ma wielką moc akceptacji tego czego rozum nie umie zrozumieć.
Jeszcze przez dobrych kilka minut nie mogę oderwać oczu od jej zdjęcia. Minęło szesnaście lat a Ona nadal jest piękna jak dawniej. Ten sam śliczny uśmiech i czarne długie włosy, w które tak lubiłem się wtulać. Znowu przypomniałem sobie dlaczego ją tak bardzo kochałem. Kochałem? Czemu się cały czas oszukuję. Przecież ja ją nadal jeszcze kocham. Przez ostatnie kilkanaście lat spotkałem parę kobiet na mojej drodze, jednak żadna nie umiała sprostać moim wymaganiom. Często się łapałem na tym, że wszystkie porównuje do tej jedynej straconej miłości. Są w życiu człowieka przeżycia i chwile, które nigdy nie wracają. By przeżyć życie szczęśliwym powinniśmy nauczyć się korzystać z nich. Uczynić je wiecznymi.
Jestem bardzo ciekawy co u niej? Bardzo zdziwiło mnie, iż używa tego samego nazwiska? To znaczy że jest cały czas sama? Ale przecież to niemożliwe, gdyż ta osoba stworzona jest by kochać i być kochaną. Jednak z dalszego wpisu wnioskuje, że ma kilkuletnie dziecko, ale nie ma ani słowa o mężu. Mam wiele pytań , które chciałbym jej teraz zadać. Jest dużo słów, które chciałbym powiedzieć i rzeczy za które przeprosić. Ale wiem też, że są słowa i czyny, które trudno zapomnieć i wybaczyć. I tego najbardziej się obawiam.
Na chwilę przerwałem przeglądanie portalu i znów podszedłem do szafy z pamiątkami. Z tej samej w której znalazłem kasetę wyciągnąłem pudełko z listami, które otrzymałem od niej przez te parę lat, które byliśmy razem. Ponownie wróciłem do pokoju gościnnego usiadłem na sofie i zacząłem przeglądać koperty. Z kilkunastu zachowanych najbardziej w pamięci zapadł mi ten, który był ostatnią próba ratowania naszego związku. Był pełen żalu i smutku, ale nadal gdy czytało się go to czuło się, iż pisała go osoba kochająca.
Warszawa 12.11.90
Kochanie
Piszę ten krótki list, gdyż niestety moje chyba zbyt ulotne słowa do Ciebie nie docierają. Dawno już przestałeś słuchać tego co do Ciebie mówię i spełniać o to co proszę.
Nadal nie mogę przestać myśleć o Tobie inaczej niż KOCHANIE, jednak rozum wielokrotnie temu zaprzecza. Bo czy można bezgranicznie kochać kogoś, kto sprowadził miłość tylko do banalnych słów bez uczucia.
Oddaliłeś się już ode mnie tak daleko, ze teraz trudno mi nawet dostrzec gdzie jesteś. Prawie codzienne imprezy i Twoje powroty pijanym nad ranem są dla mnie nie do zaakceptowania. Zapachy różnych alkoholów przemieszane z perfumami kobiet budzą moje obrzydzenie do Ciebie jak i siebie.
To wszystko co dzieje się między nami daje mi wyraźnie do zrozumienia, że zbliża się koniec. Tak. Czuje to już całym swoim sercem i duszą, iż kończy się nasza wspaniała miłość. Dalej może być tylko zimna nienawiść a tej na pewno nie chcę. Prędzej opuszczę ten dom i zniknę z twego życia. Dlatego po raz ostatni proszę, Cię byś nie niszczył tego co stworzyliśmy z takim trudem parę lat temu.vcc
Twoja Agnieszka