Fragment książki, którą napisałem 2 lata temu.Nawiązuje do filmu "Ostatni Dzwonek:. 20 lat później bohaterowie ponownie spotykają się i znów przyjaźń pozwala im na przemianę. Zdawałem maturę rok po obejrzeniu jego i dlatego bohaterowie byli mi bliscy. Jednak najbardziej ruszyły mnie teksty piosenek.

Data dodania: 2012-01-26

Wyświetleń: 1610

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

     Bardziej od zrozumienia

     Zależy mi na waszych sercach

     To one czynią ludzi wyjątkowymi

                                                                                        Wstęp

        Dwadzieścia lat temu przyjechałem do małego miasteczka jako romantyczny, samotny bohater pełen buntu i szalonych idei. Wierzyłem w to, że tragiczna śmierć mego ojca w drodze do pracy w 1970 roku nie powinna być tylko ofiarą, i że całe moje życie muszę poświęcić na zwalczanie zła, które go zabiło.  Nie bałem się wtedy nikogo i niczego, a następną trzecią już szkołę traktowałem jako kolejny nic nie znaczący przystanek w moim życiorysie.     

      Jednak jak to często w życiu bywa, stało się całkiem inaczej niż przewidywałem. Nie wiem  czy był to tylko zbieg okoliczności czy jakiś szczęśliwy los. Tamten okres, pomimo iż było to tylko kilka miesięcy, i to co się wtedy stało,  wywarło na moje dalsze życie  potężny  wpływ. Ja, moją nową klasę w kilka  miesięcy z  bawiących się dzieci zmieniłem  w dorosłych świadomych obywateli naszego społeczeństwa. Oni zaś mi, samotnemu buntownikowi pomogli odkryć wspaniałą moc przyjaźni i miłości. Nasz szkolny teatr może nie wstrząsnął całym światem, ale na pewno zmienił nas samych i pomimo tragicznej ofiary Świra, jestem pewien, iż cała moja klasa wyszła z tego testu zwycięsko. Dalsze moje życie upłynęło w przeświadczeniu ważności tamtych młodzieńczych ideałów.

      Jednak gdy nadszedł czas, kiedy naprawdę mogłem  zmieniać świat to stanąłem przed wysokim murem bez bram i okien. Ścianą wiecznego cwaniactwa i ignorancji ludzkich potrzeb. Przeszkodą stworzoną przez iluzoryczny świat wydawałoby się wielkiej polityki tworzonej jednak przez maluczkich ludzi. Zachwiano moim światopoglądem i pozwoliłem pożreć się tej strasznej bestii. Na pewien okres zapomniałem w to co wierzyłem i stałem się jednym z nich . Jednak cały czas, gdzieś głęboko w sercu tliła się nadzieja. a w myślach powtarzałem jak mantrę pytanie ze szkolnych lat:

- Czy widzisz światełko w tunelu? Czy widzisz światełko w tunelu?

     Podświadomie od pewnego czasu czuję, żeby odnaleźć tamtą dawno zagubioną drogę, będę musiał wrócić do tych ludzi z czasów , kiedy byłem dumny z tego co robię. Tylko teraz pomimo iż wydawało by się, iż jestem jednym z PRIMUS INTER PARES to jednak ja pojadę do nich po naukę. To nie ja będę zmieniał ich świat, tylko oni pokażą mi jak właściwie żyć by być dumnym z siebie.  W głębi serca poczułem,  że zadzwonił  dla mnie OSTATNI DZWONEK na lekcję historii. Czy będę potrafił po niej zdać kolejny życiowy egzamin, czy też będzie to moja następna  porażka? Zobaczymy. 

Człowiek bez  serca i miłości jest jak wampir.

 Wydaje mu się że żyje i ciągle pragnie czyjejś krwi

                                                                                                  Rozdział 1

- I mówisz, że w to wierzysz? - zapytał lekko przychrypniętym od alkoholu głosem i złośliwie dodał - Ciekawe? To czemu poszedłeś w politykę a nie uczysz dalej młodzieży?

      Pomimo ,że od wielu lat  był  liderem naszej partii znałem go bardzo słabo. Zawsze byłem przekonany, iż my obaj jesteśmy ulepieni z innej gliny i dlatego nigdy nie próbowałem się do niego nazbyt zbliżać. Ten bardzo niski, lekko łysiejący po bokach mężczyzna był bardzo typowym dla świata polityki  po trupach idącym realistą. Ja z boku obserwujący świat trochę  z perspektywy widza, nigdy nie potrafiłem być tak skuteczny.

      Właściwie od pewnego czasu wiem, że  akceptują mnie jedynie tylko  ze względu na moją przeszłość.  Jestem przekonany, że przygniatająca większość tu siedzących natychmiast rozszarpała by mnie, jeśli tylko popełniłbym malutki błąd. Z większością znam się od wielu lat a nadal są dla mnie obcy jakbyśmy poznali się wczoraj. Przyzwyczaiłem się do tego, że pomimo, iż wokół mnie jest wielu ludzi to i tak jestem sam. Żaden z tu obecnych nie budzi we mnie takiego zaufania by mu się zwierzyć z moich problemów. Owszem. Mam kilku kolegów, których lubię ale nie na tyle by nazwać ich przyjaciółmi.               

- Właśnie dlatego, że wierzę a przynajmniej, kiedyś wierzyłem - odpowiedziałem lekko rozdrażniony jego złośliwą uwagą. - Chciałem  coś zmienić. Czy to coś złego, ze człowiek wierzył, że miał jakieś ideały  i chciał je przekuć w rzeczywistość.

Przerwałem na moment by zaczerpnąć powietrza i zapytałem dość ostro:

- A Ty ich nie masz? - skończyłem i spojrzałem na niego z gniewem.

      Raczej należałem do ludzi nie reagujących na zaczepki, jednak od pewnego czasu wszystko mnie denerwowało. Coraz bardziej czułem się nieswojo, jakbym nie należał do tego świata. Brak życia prywatnego potęguje moją frustrację. Każdy wielki mężczyzna musi mieć przy sobie kobietę, która będzie dla niego podporą. Inaczej wcześniej czy później nie wytrzyma psychicznie. Niestety ta teoria sprawdza się w moim wypadku w stu procentach.   Brak bliskiej osoby zamienia mnie w zgorzkniałego, zmęczonego życiem faceta.

- Kiedyś? A teraz już nie wierzysz ? - zapytał mnie zdziwiony inny uczestnik partyjnej imprezy

- Tak, kiedyś. - odpowiedziałem odważniej i dodałem - Bo teraz, dwadzieścia lat po tym jak naprawdę wierzyłem zaczynam wątpić.- odpowiedziałem i wypiłem kolejny kieliszek wódki.

      Skrzywiłem się lekko i pomyślałem, że nawet picie przestaje mi sprawiać przyjemność. Powoli docierało do mnie, że trzeba kończyć bo jeszcze kilka kolejek i będą musieli mnie stąd wynosić.  Zresztą ta sala i  całe to towarzystwo również powoli zaczyna działać mi na nerwy. Drogie szyte na miarę garnitury nie zasłonią tych obrzydliwie czerwonych twarzy. Całe to towarzystwo bardziej przypomina bywalców czwartej kategorii knajp, niż polityków. Wódka, ogórki kiszone i chleb ze smalcem wyłącznie dominują na naszym stole.

      Połowa siedzi już nieruchomo z głową podpartą obiema rękoma i  bezmyślnie patrzy się na kawałek stołu przed sobą. Ich jedyna aktywność przejawia się w momencie bezwiednego przechylania kieliszka, po którym następuje powolne przeżuwanie chleba ze smalcem, czy ogórka.           Z niesmakiem pomyślałem, iż bardziej przypominają krowy stojące na polu i żujące trawę niż ludzi. Zresztą zapach jaki obecnie wydają dużo nie różni się od tego na pastwisku. Żaden z nich nie będzie jutro pamiętam nawet o czym rozmawialiśmy. A o wizycie w sejmowej restauracji przypominać będzie im wyłącznie potworny kac i ból głowy. Ich sekretarki, z dużą regularnością będą dostarczać im wodę i tabletki na ból głowy oraz znosić ich polibacyjne humory. 

      Rozejrzałem się w około i wszędzie zobaczyłem  podobny obrazek. Przy każdym stoliku siedziała grupa mocno już pijanych osób.  Z głębi restauracji słychać rubaszny śpiew jednego z liderów naszej opozycji, któremu wtórowało kilka innych głosów. Jedyną trzeźwą osobą na sali był barman, który z  dużą regularnością roznosił butelki zimnej wódki. Przy stoliku obok  kilku pijanych osób robi sobie żenujące zdjęcia z ich nieprzytomnym od alkoholu kolegą. Bezwładne ciało dało się im układać na różne sposoby.

- Tak się bawią elity polityczne tego kraju każdej nocy. - powiedziałem cicho pod nosem sam do siebie.

      Czy alkohol to jedyne klucz do tych ludzkich serc na co dzień zamkniętych dla innych? Czy  zapomnieliśmy już, jak można naprawdę zdobyć prawdziwych przyjaciół?  A może tylko po kilku głębszych mogą swobodniej spojrzeć sobie w oczy, gdyż w dzień podkładają sobie bez litości świnie. Kilka kieliszków zmienia ich brudny od przekrętów świat w coś co jest dla nich bardziej do zaakceptowania.

      Minęło kilka minut  i zacząłem się już zastanawiać, czy jednak nie za ostro zareagowałem na wcześniejszą zaczepkę.  Alkohol to zły doradca w ludzkich kontaktach i nawet jak mam rację, nie powinienem ich dochodzić zza butelki. Tylko tak naprawdę jak wszyscy tu dookoła,  na trzeźwo nie mam odwagi by się wszystkiemu temu przeciwstawić.  

Po dłuższej chwili wypiwszy powoli kolejny kieliszek wódki do rozmowy powrócił nasz lider.  Podniósł niezdarnie głowę, spojrzał na mnie mętnym wzrokiem i sięgając po kiszonego ogórka powiedział:

- Tak, tak. Wszyscy słyszeliśmy o tym twoim teatrzyku szkolnym, który podobno zmienił duże dzieci  w światłych obywateli.

      Jego drwiący głos i cichy chichot innych doprowadzał mnie znowu do szału, a on kontynuował :

- I myślisz ,że śmieszne młodzieńcze ideały coś zmienią w dzisiejszym brutalnym świecie? Stary! W polityce liczą się wyłącznie fakty dokonane. Ba!  Polityka  to sztuka stwarzania takich faktów. Zapamiętaj to na zawsze, że liczą się wyłącznie zwycięzcy a nie pokonani.

      Nie odpowiedziałem nic, gdyż głos mi  stanął w gardle i nie mogłem uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałem.  Jak przez mgłę przypomniał mi się nie lubiany przez nas w liceum profesor historii Jakubowski i jego wykład z politycznego znaczenia powojennego referendum. Z przerażeniem zrozumiałem, ze właśnie przed chwilą usłyszałem słowa starego, zatwardziałego komunisty, z ust tego, który podobno obalał ten chory ustrój.

      Zrobiło mi się nagle bardzo gorąco i poczułem, że cała twarz naszła mi krwią. Chciałem jeszcze coś jemu dosadnie odpowiedzieć, jednak rozmyśliłem się i w pół słowa przerwałem. Przez dłuższy czas patrzyłem tylko na niego tak, że przy naszym stoliku zapanowała śmiertelna cisza i tylko słychać było cicho grające radio i śpiew.  Tak jak wtedy dwadzieścia lat temu na lekcji historii  wstałem i  szybko wyszedłem z sali.

- Panie Wojtku – powiedziałem mocno zdenerwowany do mojego kierowcy – Jedziemy.

Spojrzał na mnie mocno zdziwiony, jednak nie zadając zbędnych pytań wstał i ruszył za mną.

- Krzysztof nie wygłupiaj się!!! Wracaj do nas!!!  Przecież to były tylko żarty. Wiesz przecież, że Cię lubimy -  usłyszałem  za sobą czyjś proszący głos na korytarzu, jednak nie zatrzymując się szybkim krokiem wyszedłem na zewnątrz.

      Nie wygłupiaj się? Te krótkie słowa zabrzmiały jak kolejna drwina. Przecież ja czuje, że to co teraz dzieje się dookoła mnie to jest szaleństwo. Jesteśmy codziennie krytykowani przez wszystkich za ignorowanie, tego w co jeszcze niedawno wierzyliśmy. Media wciąż trąbią, iż kolesiostwo partyjne zmusza nas do bezmyślnego rozdawnictwa stanowisk. Społeczeństwo odwraca się od nas, gdyż spoczęliśmy na laurach i jedynie rauty i zabawa nam w głowie. I taka było rzeczywistość, a te nasze postępowanie można nazwać szaleństwem a nie moje zachowanie.

      Była to kolejna, nudna, partyjna impreza integracyjna z dużą ilością alkoholu. Kolejna zawalona noc w knajpie sejmowej, zmarnowana  na bezsensownych rozmowach o niczym. I po to tylko, by udowodnić, że jestem swój chłop. To śmieszne i żałosne, jak człowiek nisko upada, by być akceptowanym przez innych. Wsiadając do samochodu przyrzekłem sobie w duchu, że po raz ostatni daje się namówić na nocną popijawę. Wolę samotne wieczory przy telewizorze, niż te żałosne spotkania z pijanymi pseudo politykami.

- Czy mam jechać do domu? – zapytał mnie grzecznie Pan Wojtek.

            Był zwykłym, prostym człowiekiem pracującym dla mnie od prawie trzech lat, jednak w tej jego prostocie było coś, co mnie ujmowało. Jego  rozumowanie, tak oczywiste i prostolinijne było dla mnie jak miód na serce w tym politycznym bagnie w jakie wdepnąłem wiele lat temu. Wielokrotnie łapałem się na tym, że tylko z nim umiałem szczerze rozmawiać o wszystkim. Tylko on mówił mi wprost, że białe jest białe a czarne musi być czarne. A najważniejsze było to, iż choć nigdy się nie spoufalał, to nigdy też nie kłamał.

- Do domu – odpowiedziałem krótko.

          Jest prawie druga w nocy, więc tak głośne w dzień miasto było teraz spokojne i wyludnione. Czasami  tylko mijamy małe grupy młodych ludzi wracające prawdopodobnie z któregoś z klubów.  Trochę brakuje mi tych studenckich beztroskich czasów, kiedy prawie nad ranem wracaliśmy lekko podchmieleni do akademika. Potrafiliśmy, być wtedy szczerzy wobec siebie i otwarci na innych.

Wszystko co robiliśmy było naturalne. Porażki przyjmowaliśmy dzielnie, gdyż każdy z nas mógł na siebie liczyć. Razem zmienialiśmy świat i nie było w tym nic z egoizmu. Po prostu byliśmy młodzi i uważaliśmy, że do nas należy świat i jesteśmy za niego odpowiedzialni.        

      Otworzyłem szeroko okno samochodu, by zaczerpnąć w miarę świeżego o tej porze powietrza. Trzy godzinna libacja alkoholowa  w przydymionej restauracji zrobiła swoje. Już podczas dzisiejszej rozmowy  głowa zaczęła mnie  mocno boleć, a teraz dołączył do niej żołądek, który coraz bardziej odczuwał jazdę samochodem.

      Kilkukrotnie głęboko wciągnąłem orzeźwiające powietrze i wtedy nagle usłyszałem znajomy sprzed wielu lat tekst piosenki:

     Co postanowisz niech się ziści niechaj się wola twoja stanie,

     Ale zbaw mnie od nienawiści, ocal mnie od pogardy panie.(..)

CDN....

Licencja: Creative Commons
0 Ocena