Niewielu z nas zna powojenną historię podpułkownika Jana Zumbacha, doskonałego pilota, uczestnika Bitwy o Anglię, jednego z dowódców Dywizjonu 303 w 1942 roku. Ten pilot myśliwski w powojennej rzeczywistości, jako jeden z nielicznych, potrafił się jakoś odnaleźć. A co robił? Przemycał - wszystko, czego w Europie (i nie tylko) wtedy brakowało i na co był popyt: papierosy, szwajcarskie zegarki, alkohol, broń...
Interes kwitł w najlepsze przez kilka lat, ale wkrótce Zumbach został "wykiwany" przez wspólnika, a i służby celne zaczynały się do niego dobierać na całego. Osiadł więc w Paryżu, ożenił się z Francuzką, miał syna. Za zaoszczędzone pieniądze kupił restaurację z dyskoteką i prowadził spokojne życie biznesmena. Ale chęć latania była silniejsza, a wojenne wspomnienia jeszcze żywe... I oto w 1961 roku w jego lokalu pojawia się tajemniczy gość, po którego wizycie nasz pilot zakupił bilet do Genewy.
W hotelu des Bergues spotyka się z Mojżeszem Czombe, samozwańczym prezydentem Katangi (to zbuntowana prowincja Konga - dawnej kolonii belgijskiej). Długa rozmowa i.... Zumbach (nazywający siebie John Brown) zostaje dowódcą sił lotniczych Katangi! Szybko organizuje swoją "armię". Z demobilu kupuje kilka samolotów, z Anglii ściąga swoich przyjaciół pilotów oraz mechaników. Spotyka się ze znanym najemnikiem, którego imię wkrótce zacznie siać strach i w tej części Afryki. To słynny Jean "Black Jack" Schramme. Gdy nadchodzi czas walki Zumbach i jego piloci atakują z powietrza wioski wierne rządowi, a siepacze Schramme'a dokańczają dzieła na ziemi - straty wśród ludności cywilnej sięgają tysięcy. Ten stan nie trwa wiecznie - interwencja sił ONZ, a przede wszystkim zniszczenie skromnych sił lotniczych Katangi przez samoloty ONZ (ze szwedzkimi załogami) powoduje, że Zumbach wycofuje sie z tej wojny i przez Angolę wraca do Paryża.
Mija kilka lat. W 1967 roku od Nigerii odrywa się jej bogata prowincja, Biafra. Podobnie jak Katanga, Biafra nie posiadała lotnictwa, a jego organizacją zajął się nie kto inny jak Zumbach! Siły lotnicze to nieco przesadzona nazwa - składają się bowiem z... jednego, zakupionego za 25 tysięcy dolarów, poamerykańskiego bombowca A-26 Invader. Jednak i to wystarcza do siania popłochu w wioskach, na lotniskach i w portach. W lipcu 1967 roku pilotowany przez Zumbacha samolot atakuje lotnisko
w Makurdi i odnosi niebywały sukces: w nalocie ginie szef sztabu armii nigeryjskiej, a kilka dni później kolejny nalot uszkadza blokujący port Harcourt nigeryjski niszczyciel. I jakby w kalejdoskopie powtarza się scenariusz: po początkowych sukcesach, armia rządowa odzyskuje inicjatywę i skutecznie gromi rebeliantów. Zumbach znów wraca do Paryża. I to już praktycznie koniec jego "afrykańskich" przygód, choć nie zaprzestaje handlu bronią (m.in. z nadwyżek polskiego wojska) i innych, nieco podejrzanych, interesów. Często bywa w Polsce, kontaktuje się z gen. Edwinem Rozłubirskim i przy jego pomocy zakłada firmę mającą zająć się legalnie handlem bronią (przy "życzliwej" aprobacie Służby Bezpieczeństwa). Ma przylecieć do Polski w 1986 roku, aby rozpocząć działalność.
3 stycznia 1986 roku w paryskim mieszkaniu zostaja odnalezione zwłoki Jana Zumbacha. Do dzisiaj nie znamy okoliczności śmierci, ale jego przyjaciele są przekonani, że nie zmarł z przyczyn naturalnych...
Ciało Jana Zumbacha zostaje przetransportowane do Polski i pochowane na cmentarzu wojskowym na Powązkach (kwatera D4, rząd 3, grób nr 2).