Józefina z Rogozic pracuje zdalnie w domu, jednak gdy firma ją zatrudniająca chciała osobiście poznać wszystkich swoich pracowników, odbył się grupowy wyjazd do SPA. Centrum odnowy biologicznej, położone urokliwe w górach, zaoferowało uczestnikom wyprawy specjalny program regeneracyjny. W przerwach między zabiegami ludzie mieli się poznawać i wymieniać swoimi pomysłami na rozwój firmy. Tyle że… tych przerw nie było, bo weekendowy wypad został zamieniony w istną ścieżkę zdrowia. Już w piątek wieczorem, gdy wszyscy dotarli do celu, zaczęły się wizyty w gabinetach lekarzy i specjalistów od lepszego wyglądu. Józefina dowiedziała się wówczas, że ma nadwagę, która obciąża jej serce i grozi zapaścią!
Owszem, kobieta miała świadomość, że tu i ówdzie odkładają jej się zbędne fałdki , ale usłyszenie tego komunikatu w formie diagnozy vel pogróżki, skutecznie odebrało Józefinie radość z wyjazdu. Potem było jeszcze gorzej – dietetyk wyznaczył jej indywidulaną dietę (gotowane mięso, surowe warzywa, niegazowana woda mineralna), a trener fitnessu przez cały sobotni poranek męczył w siłowni. – To SPA zamieniło się w dom tortur! – narzekała Józefina, która pocąc się, a jednocześnie walcząc o zachowanie jako-takiego eleganckiego wyglądu (przecież wokół niej były obce osoby, które chciała poznać z racji wspólnych zawodowych planów!), przeklinała ośrodek pseudo rekreacyjny oraz szefostwo, które wybrało taką formę zintegrowania zespołu. W niedzielę wszyscy z ulgą przyjęli koniec „przygody”. Ludzie, może odrobinę szczuplejsi, ale na pewno niezadowoleni, opuszczali centrum odnowy biologicznej, marząc, by jak najszybciej znaleźć się we własnym domu.
Drugi przypadek opisuje Alan z województwa świętokrzyskiego, pracujący od wielu lat jako monter telefoniczny. Gdy wraz z kolegami dostał zaproszenie na konferencję, doszkalającą ich umiejętności branżowe, cieszył się jak dziecko – oto wrócić mają czasy beztroskich wycieczek i męskich imprez. Alan zostawił więc żonę i córkę, śmiejąc się, że już na dworcu rozpocznie sentymentalną podróż do przeszłości kawalerskiej. Tak też się stało – panowie pili całą drogę, a z racji dużej ilości przyswojonych promili , niewiele wynieśli ze zorganizowanej konferencji. Pamiątką był kac morderca oraz świadomość, że wszyscy uczestniczy biesiady przekroczyli swe dorosłe limity. W ich wieku jazda pociągiem i picie przez dwanaście godzin na dobę, kończy się silnym zatruciem pokarmowym… To jedyna nauka, jaką Alan przyswoił podczas szkolenia.
Ostatnie sprawozdanie zdaje pani, która woli nie podawać swoich danych: - Co tu dużo mówić? Na imprezie integracyjnej w SPA, doszło do romansu pomiędzy mną a moim przełożonym. Czy sprawiły to nowe okoliczności, w których się znaleźliśmy, czy też każde z nas, niespodziewanie, poczuło powiew wolności – nie warto wnikać. Na pewno w warunkach biurowych nie doszłoby do takich ekscesów. Tam nie ma whisky, drinki zaś, po pracy, pije się tylko w gronie równorzędnych współpracowników. Koleżanki z pokoju plotkują o całym zajściu, a ja staram się wymazać wszystko z pamięci. Mam tylko nadzieję, że nie zostanę zwolniona…