Wszystkiemu winien boom gospodarczy?
Choć może wydać się to nieco dziwne, ale wiele na to wskazuje. Polacy coraz więcej zarabiają i stać ich na zaciąganie kredytów. Rekordy bije zwłaszcza wartość kredytów mieszkaniowych, która w połowie br. przekroczyła 100 mld zł. Z drugiej strony, niskie stopy procentowe zniechęcają do trzymania oszczędności na lokatach bankowych.
A to właśnie podstawowe do niedawna źródło pieniądza dla banków.
Mechanizm ten sprawdzał się przez kilkanaście ostatnich lat. Bank gromadzi pieniądze klientów na lokatach terminowych i rachunkach bieżących, a następnie z tych pieniędzy udziela pożyczek innym klientom. Wszystko jest w porządku do czasu, gdy wartość depozytów jest wyższa niż wartość udzielanych kredytów.
Winne TFI?
W pewnym stopniu tak. Prawdziwy boom jaki obserwujemy na rynku funduszy inwestycyjnych sprawił, że coraz więcej Polaków swoje oszczędności przenosi do funduszy zamiast zakładać lokaty.
Taka sytuacja trwa już trzeci rok i nie widać oznak jej końca. Dzięki trwającej kolejny rok hossie na Giełdzie Papierów Wartościowych w wielu funduszach klienci zarabiają po kilkadziesiąt procent rocznie, czyli kilka razy więcej niż na najlepszych lokatach bankowych. Widząc ten trend banki próbują się bronić tworząc specjalne lokaty powiązane z funduszami inwestycyjnymi. Przegrywają one jednak w starciu z samodzielnymi inwestycjami w TFI, a popyt na kredyty wymaga od banków stałego dopływu środków.
Co teraz mogą zrobić banki?
Wydaje się, że rozwiązania są dwa. Albo podwyższą oprocentowanie lokat tak, aby przyciągnąć do banku nowy kapitał, albo podniosą oprocentowanie kredytów i tym samym zmniejszą ich dostępność przynajmniej na jakiś czas. Trudno o jednoznaczną odpowiedź. Wydaje się jednak, że bankom łatwiej będzie podnieść oprocentowanie lokat, niż pozbyć się tak atrakcyjnego źródła zysków jakim są kredyty hipoteczne. Zwłaszcza, że konkurencja na tym rynku jest ogromna. Banki walczą jak mogą, aby to właśnie u nich zaciągnąć kredyt na 20-30 lat.
Kiedy można się spodziewać odwrócenia tej niecodziennej tendencji?
Sytuacja ta może ulec zmianie dopiero po zmniejszeniu dynamiki przyrostu wartości kredytów.
Powinno jednak dojść do kolejnych podwyżek stóp procentowych, a co za tym idzie, podwyższenia oprocentowania lokat, ale też kredytów. Wyższe oprocentowanie lokat może ściągnąć do banków najbardziej konserwatywnych klientów, a jednocześnie zmniejszyć popyt na kredyty.
Pojawiają się już pierwsze informacje o zadyszce na rynku mieszkaniowym. Choć ceny materiałów budowlanych nie rosną już tak jak na początku roku, to firmom brakuje pracowników. Muszą im płacić coraz więcej, a koszty z tego wynikające przerzucają na ceny mieszkań. W ten sposób same sobie ograniczają ilość klientów, gdyż coraz mniej osób będzie stać na coraz droższe mieszkania.
Co złe dla banku, dobre dla klienta
Być może w krótkim okresie obecna nietypowa sytuacja będzie atrakcyjna dla klientów banków.
Szukając pieniędzy na kredyty banki będą prześcigać się w oferowaniu coraz to wyższego oprocentowania lokat. Niewykluczone, że zaczną nawet dokładać do interesu oferując oprocentowanie, które będzie wyższe niż to, które pozwala bankowi zarabiać.
Pierwszą lokatą, która wydaje się być bardziej marketingową niż rentowną dla banku, jest lokata Getin Banku oprocentowana aż na 5,75%. Tak wysokie oprocentowanie trudno długo utrzymywać, gdyż bank musi zarabiać. Straty z tytułu lokat trudno będzie bankom zrekompensować np. wyższą marżą na kredycie mieszkaniowym.
Warto obserwować sytuację na rynku. Najbliższe miesiące powinny dać odpowiedź, w którym kierunku rozwinie się sytuacja. Najbliższa podwyżka stóp procentowych spodziewana jest w listopadzie. Na wiosnę niewykluczona jest kolejna.
Jak zareagują na to deweloperzy? Czy będę zmuszeni zejść z marży, byleby sprzedać wybudowane mieszkania?
Choć szacunki mówią o tym, że w Polsce jest zapotrzebowanie na ok. 1,5 mln mieszkań, to jednak rocznie może zostać kupione ok. 150-160 tys. (wg. Rzeczpospolitej z dnia 30.10.07). Na więcej Polaków zwyczajnie nie stać.