A użytkownicy nawzajem prześcigają się w opisach swoich erotycznych podbojów w delegacji. Czas przyjrzeć się bliżej osławionym integracjom i sprawdzić, czy można te historie włożyć między bajki.
Integracja w procentach
Nawet najdłuższe szkolenie kiedyś się kończy. Jeśli są to jednodniowe zajęcia, uczestnicy wracają do domu i problemu nie ma. Gdy jednak trwa parę dni, w grę wchodzi czas wolny, który, jak pokazuje praktyka, na ogół spędzany jest podobnie: na alkoholowej integracji. Trudno się temu dziwić, bo co robić wieczorem w obcym mieście, gdy na zwiedzanie i inne atrakcje jest już trochę za późno. Pozostaje impreza, w której lany strumieniami alkohol ma ułatwić nawiązanie kontaktów i odprężenie po tygodniach ciężkiej pracy.
O tym, że napoje wysokoprocentowe są nieodłącznym elementem dobrej integracji, zapewnia Kamil, który obsługuje catering w jednym z warszawskich hoteli. „W sumie każde dwu- czy kilkudniowe szkolenie ma alkohol wpisany w catering. Zazwyczaj jest rachunek na konkretną sumę, którą goście mogą wykorzystać w barze. Po jego przekroczeniu płacą za siebie.” Ponoć trafiają się rekordziści, którzy ten limit wykorzystują już pierwszego wieczoru. „Zwykle też mamy polecenie by wydawać alkohol dopiero po 17, gdy szkolenia się kończą. Ale nie czarujmy się – dodaje. - Kiedy w południe przychodzi do baru prezes i kładzie spory napiwek, to długo się nie zastanawiam.”
Podobne zdanie ma Agnieszka, która od niedawna pracuje w dziale szkoleń i rozwoju jednej z korporacji. „Impreza zaczęła się już w autobusie. Wszyscy byli już tak zintegrowani, że w sumie nie wiem, po co był ten cały wyjazd. Góra nie pojechała, więc sami swoi. Ciągle zatrzymywaliśmy się na stacji za potrzebą i kupić wódkę” - opowiada spytana o wspomnienia z integracji. Czy był seks? „Nie wiem, chodziły plotki, że ktoś tam kogoś zaliczył, ale nie widziałam” - przyznaje. Złudzeń nie ma natomiast Anna, 37-letnia menedżerka w firmie ubezpieczeniowej. „Jest taki żart u nas w biurze, że jak za 20 lat przyjdzie do nas kandydat i się go zapyta, dlaczego chce tu pracować to odpowie: szukam ojca - uśmiecha się pod nosem. - Oczywiście wszyscy wiedzą, kto jest chętny się zabawić. To raczej ci bez zobowiązań, choć mamy też takiego lowelasa, co jest żonaty.”
Seks nagrodą za stresującą pracę ?
Czy seks może być nagrodą za wysokie wyniki w pracy? Okazuje się, że tak! Przekonuje o tym przykład niemieckiej firmy ubezpieczeniowej, która niedawno zafundowała swoim najlepszym sprzedawcom orgię w węgierskim Spa. Po roku ciężkiej harówki panowie mogli liczyć na integrację na wysokim poziomie: niekończące się zapasy alkoholu i usługi dwudziestu zatrudnionych na tę okazję prostytutek. Jedynym ograniczeniem całej zabawy były bransoletki noszone przez Panie na nadgarstkach, które informowały, dla kogo są przeznaczone: prezesa, VIP-ów, czy sprzedawców. Można się tylko domyślać, że celem firmy było uwolnienie swoich żyjących pod presją pracowników od napięcia, bo przecież wielu panów (i pań) chwali sobie ten sposób walki ze stresem.
„Takie szkolenia gdzieś daleko to taka trochę nagroda. Trochę się człowiek pomęczy miesiącami, a potem jedzie się na jakieś szkolenie. Nieważne jakie. I tak najważniejsze są imprezy (…), bo można poznać laski z innych działów, z którymi w pracy się nie widzę” - twierdzi 30- letni sales menedżer pracujący w korporacji. - „Ja tam nie widzę w tym (seksie - przyp. red.) nic złego. Jesteśmy dorosłymi ludźmi, każdy ma prawo do rozrywki i relaksu. Przecież nie robię tego w pracy”.
Czy seks na integracji może relaksować? Inaczej patrzy na to 35-letni Michał, który jest jedynym mężczyzną w swoim dziale HR. „Pewnie jakoś tam można odreagować w ten sposób, ale mnie by to dało więcej stresu niż przyjemności. Przez chwilę jest fajnie, ale potem tygodniami się człowiek stresuje, jak to wpływa na atmosferę w pracy. Ostatnia rzecz, jakiej pragnę, to się chować w kantorku przed koleżanką” - żartuje.
Dr Jekyll i Mr Hyde
Wiele osób zastanawia się, co sprawia, że to właśnie na imprezach integracyjnych część osób traci opory i robi rzeczy, jakich nikt by się po nich nie spodziewał. Odpowiedzi na to pytanie jest bardzo wiele. Jedną z nich jest stara jak świat teoria o dwóch osobowościach – pierwszej, „oficjalnej”, pokazywanej w pracy, i drugiej, „prywatnej”, ujawnianej choćby na imprezach integracyjnych. Trochę tak jak w komiksie Dr Jekyll i Mr Hyde. Oblicze oficjalne jest niczym produkt świetnego PR-owca, nie spodziewaj się w nim znaleźć jakiejś wady. Za to prywatne mówi o osobie dużo więcej. Czasem więc nie tyle impreza integracyjna zmienia ludzi, a raczej pozwala ujawnić ich prawdziwe ja.
Nie można jednak pominąć faktu, że imprezy integracyjne, czy delegacje stwarzają świetne warunki do tego, by nawet rozważny człowiek odczuł pokusę przekroczenia granic. Oddalenie od domu, kameralne grono i luźna atmosfera sprawiają, że, zapominając o wszystkim, wyłączamy hamulce. Sama formuła tych spotkań też nie zachęca szczególnie do wierności. Mało która firma w delegację czy szkolenie pozwala zabrać drugą połówkę. Zresztą nie zawsze obecność osoby spoza firmy jest tam mile widziana. 40- letni Adam na takie wyjazdy jeździ z żoną, ale do tego przyzwyczajał swoich kolegów dobre parę lat. „Dziwili się, że zabieram, jak to mówią, choinkę do lasu” - mówi.
„A teraz moja żona jest dla nich jak koleżanka z pracy i nikt nie robi problemu” - dodaje, pokazując, że nieformalne zasady w firmie także da się zmienić.
Rozluźnieniu obyczajów sprzyja też polityka hotelowej dyskrecji. Nie bez wpływu jest też meldowanie w pokoju dwóch lub więcej osób, bo wiele firm nie stać na zapewnienie pracownikom osobnych. Na ogół zasadą jest, że w pokoju mieszkają osoby tej samej płci, ale przecież z obsługą hotelową można się spokojnie dogadać. Szczęśliwcy mający pokój tylko dla siebie też nie zawsze są święci. Co piąty z nich kwateruje podczas wypadu jeszcze jedną osobę, którą niekoniecznie musi być mąż, czy żona.