Pierwsze skojarzenie z męską biżuterią nasuwa mi postać podejrzanego typka z sygnetem na ręce, zakupionym jedynie po to, żeby ozdobić dłonie. A niesłusznie, bowiem męski sygnet może być pamiątką rodzinną lub zawierać herb rodzinny, a wtedy powody jego noszenia są z pewnością inne. Na pewno znajdą się głosy, że jest to niemęskie, a jedyną biżuterią, jaka przystoi mężczyźnie jest zegarek i obrączka. Gdy do tego dodamy jeszcze spinki do mankietów, limit mamy wyczerpany. Niemniej, decyzja o noszeniu sygnetu to indywidualna sprawa każdego faceta, która może, ale nie musi odejmować męskości.
Bardzo popularne od wielu lat są męskie bransoletki, najczęściej wykonane z wykorzystaniem skóry oraz kauczuku. Dominującym kolorem jest czarny i brązowy, ale zdarzają się również nasycone kolory czerwony, niebieski, zielony czy nawet żółty. Bransoletki w typie gruby łańcuch są raczej w odwrocie, chociaż nadal mocno trzymają się w pewnych kręgach. Nikogo nie dziwi dziś mężczyzna z kolczykami w uszach, czy naszyjnikami na szyi.
Obecnie męska biżuteria pozostaje również w obszarze zainteresowania kobiet. Już dawno minęły czasy, kiedy to, co męskie zarezerwowane było jedynie dla mężczyzn. Dziś moda kobieca sięga do inspiracji męskimi dodatkami. Na wybiegach męskie i kobiece elementy garderoby idealnie uzupełniają się, paradoksalnie dodając kobiecości, zamiast ujmować. Podobnie rzecz ma się z zapachami – dziś kobiety chętnie używają nie tylko tych unisex, ale też typowo męskich i otwarcie się do tego przyznają.
Są mężczyźni, których nie wyobrażamy sobie w jakiejkolwiek biżuterii, a są i tacy, którym to pasuje i o dziwo niczego nie odejmuje, a już na pewno nie dodaje kobiecości.
Ale jedna niezaprzeczalna zasada, która powinna obowiązywać, to umiar. Bo czy wyobrażacie sobie męskiego mężczyznę w sygnecie, kolczykach, bransoletce i naszyjniku?