Był sobie kiedyś bardzo smutny król, który miał służącego, i podobnie jak każdy służący smutnego króla był on bardzo szczęśliwy. Każdego ranka budził króla, przynosząc mu śniadanie, śpiewając i mrucząc przy tym radośnie. Na jego twarzy malował się uśmiech, jego życie było spokojne i radosne.

Data dodania: 2011-10-25

Wyświetleń: 2775

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Król, który był bardzo nieszczęśliwy, obserwował swojego służącego i zastanawiał się, skąd czerpie on swoje szczęście.  

Pewnego dnia król rozkazał wezwać służącego.

- Paziu – rzekł król – wyznaj mi twój sekret.

- Jaki sekret, królewska mość?

- Jaki jest sekret twojej radości?

- Nie mam żadnego sekretu, Wasza Wysokość.

- Nie okłamuj mnie, paziu. Nieraz rozkazałem obcinać głowy za mniejszą obrazę niż kłamstwo.

- Ja nie kłamię, Wasza Wysokości. Nie ukrywam żadnego sekretu.

- Dlaczego zawsze jesteś radosny i szczęśliwy? No powiedz, dlaczego?

- Panie, nie mam powodu do smutku. Wasza Wysokość darzy mnie honorem, pozwalając na służenie mu. Mam żonę i dzieci mieszkających w domu przyznanym nam przez urzędników dworskich. Dają nam odzienie i pożywienie, a w dodatku Wasza Wysokość od czasu do czasu obdarowuje nas paroma monetami, byśmy mogli pozwolić sobie na dowolny kaprys. Jak mam nie być szczęśliwy?

- Jeśli zaraz nie wyznasz mi twojego sekretu, każę ściąć Ci głowę – rzekł król. – Nikt na podstawie podanych mi przez ciebie powodów nie może być szczęśliwy.

- Ależ, Wasza Wysokość, nie ma żadnego sekretu. Niczego bardziej nie pragnę od możliwości spełnienia waszych oczekiwań, Anie nie ma niczego, co bym przed wami ukrywał.

- Odejdź, odejdź, zanim zawołam kata!

Służący uśmiechnął się, oddał pokłon i wyszedł z komnaty. Królem zawładnęło szaleństwo. Nie potrafił sobie wytłumaczyć, dlaczego paź będąc na służbie, chodząc w wynoszonym odzieniu, zjadając resztki z pańskich stołów, mógł być szczęśliwy. Kiedy zdołał się uspokoić, zawołał najmądrzejszego ze swoich doradców i opowiedział mu o rozmowie, którą odbył tego dnia rano.

- Dlaczego ten człowiek jest szczęśliwy?

- Och, Wasza Wysokość, chodzi o to, że on znajduje się poza kręgiem.

- Poza kręgiem?

- No tak.

- I to go uszczęśliwia?

- Nie, panie. To nie pozwala mu być nieszczęśliwym.

- Chwileczkę, nie wiem, czy dobrze zrozumiałem. Bycie w kręgu unieszczęśliwia cie?

- Tak.

- I jego tam nie ma?

- No nie ma.

- A jak z niego wyszedł?

- Nigdy do niego nie wszedł.

- Co to za krąg?

- Krąg dziewięćdziesięciu dziewięciu.

- Doprawdy, nic nie rozumiem.

- Moglibyście, panie, zrozumieć jedynie wtedy, gdybyście pozwolili mi na zademonstrowanie.

- Jak?

- Pozwalając na to, aby wasz paź wszedł do kręgu.

- Tak, zmusimy go, aby wszedł.

- Nie, Wasza Wysokość. Nikt nie może nikogo zmusić, aby wszedł do kręgu.

- W takim razie trzeba będzie go oszukać.

- Nie trzeba, Wasza Wysokość. Jeśli stworzymy mu taką możliwość, wejdzie z własnej i nieprzymuszonej woli.

- Ale on nie zorientuje się, że to będzie oznaczało przeobrażenie się w człowieka nieszczęśliwego?

- Tak, zorientuje się.

- W takim razie nie wejdzie.

- Nie będzie mógł się oprzeć.

- Mówisz, że zorientuje się, że wejście do tego dziwacznego kręgu uczyni go nieszczęśliwym, a pomimo to wejdzie, wiedząc, że nie ma wyjścia?

- Tak jest, panie. Jesteś skłonny stracić znakomitego służącego tylko dlatego, żeby pojąć strukturę kręgu?

- Tak.

- Dobrze. Dzisiejszej nocy przyjdę po ciebie. Musisz mieć przygotowaną, skórzaną sakwę z dziewięćdziesięcioma dziewięcioma dukatami. Ani jeden więcej, ani jeden mniej.

- Co jeszcze? Mam wziąć ze sobą straż na wszelki wypadek?

- Tylko skórzaną sakwę. Do zobaczenia w nocy, Wasza wysokość.

I tak się stało. Tej nocy mędrzec poszedł do króla. Po kryjomu przedostali się na podwórze pałacu i ukryli nieopodal domu pazia. Tam poczekali do świtu.  

W domu zapaliła się pierwsza świeczka. Mędrzec przyczepił, do skórzanej sakwy taką wiadomość.

TEN SKARB JEST TWÓJ.

JEST TO NAGRODA

ZA BYCIE DOBRYM CZŁOWIEKIEM.

CIESZ SIĘ NIM

I NIE MÓW NIKOMU, JAK GO ZNALAZŁEŚ.

Następnie przywiązał sakwę do drzwi domu służącego, zapukał i schował się. Paź wyszedł, a mędrzec i król obserwowali go zza krzaków.

Służący otworzył skórzaną Sawkę, przeczytał wiadomość, potrząsnął sakwą i słysząc dźwięk metalu, zadrżał. Przycisnął skarb do piersi, rozejrzał się dookoła, sprawdzając, czy nikt go nie obserwuje, i z powrotem wszedł do domu.

Na zewnątrz było słychać, jak ryglował drzwi, i szpiedzy podeszli do okna, aby obserwować, co dalej będzie się działo.

Służący rzucił wszystko, co znajdowało się na stole, poza świeczką. Usiadł i opróżnił sakwę. Własnym oczom nie wierzył. Góra złotych monet! On, który nigdy nie miał żadnej, teraz miał ich całą górę.

Paź dotykał je i przesypywał. Pieścił je i ustawiał świeczkę tak, aby jej płomień odbijał się w monetach. Grupował je i rozsypywał w kupki. Tak bawiąc się i bawiąc, zaczął układać kupki z dziesięciu monet. Jedna kupka dziesięciomonetowa, dwie kupki dziesięcomonetowe, trzy kupki, cztery, pięć, sześć…. Tymczasem liczył: dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści, pięćdziesiąt, sześćdziesiąt…. Aż ustawił ostatnią kupkę… która składała się z dziewięciu monet!

Najpierw prześlizgnął się wzrokiem po stole, szukając jeszcze jednej monety. Następnie rozejrzał się po podłodze i na koniec sprawdził sakwę.

„Niemożliwe”, pomyślał. Przybliżył ostatnią kupkę do pozostałych i zobaczył, że była niższa.

- Okradli mnie! – wykrzyknął. – Okradli mnie! Przeklęci!

Ponownie sprawdził stół, podłogę, sakwę, swoje ubranie, kieszenie, pod meblami…. Ale nie znalazł tego, czego szukał.

Leżąca na stole kupka monet lśniła, jakby chciała zadrwić z niego i przypomnieć mu, że było dziewięćdziesiąt dziewięć dukatów. Tylko dziewięćdziesiąt dziewięć.

„Dziewięćdziesiąt dziewięć monet. To dużo pieniędzy”, pomyślał. „Ale brakuje mi jednej monety. Numer dziewięćdziesiąt dziewięć nie jest kompletny Sto jest numerem kompletnym, ale dziewięćdziesiąt dziewięć nie”.

Król i jego doradca patrzyli przez okno. Twarz pazia już nie była taka sama. Miał zmarszczone czoło i napiętą twarz. Oczu mu się zmniejszyły i przymknęły, usta przybrały okropny grymas, przez który widać było zęby.

Służący chowając monety do sakwy i rozglądając się po wszystkich kątach, sprawdzał, czy nie obserwuje go któryś z domowników, a potem ukrył sakwę miedzy drewnem. Następnie wziął papier i pióro w celu zrobienia rachunków.

Ile czasu potrzebowałby służący na kupno srebrnej monety?

Mówił na głos do siebie.

Jest gotów ciężko pracować, aby ją zdobyć. Później już może nie będzie musiał pracować wcale.

Z setką monet człowiek jest bogaty.

Z setką monet można żyć spokojnie.

Skończył rachunki. Jeśliby pracował i oszczędzał całą pensję, a w dodatku gdyby wpadł  mu jakiś dodatkowy pieniądz, przez jedenaście lub dwanaście lat miałby wystarczająco dużo pieniędzy na zakup złotej monety.

„Dwanaście lat to dużo czasu”, pomyślał.

Może mógłby poprosić żonę, aby poszukała pracy w miasteczku na jakiś czas. Ponadto on kończył pracę w pałacu o godzinie piątej po południu, mógłby więc pracować do nocy i zarobić w ten sposób dodatkowe pieniądze.

Policzył – sumując pracę żony i swoją, za siedem lat miałby potrzebną mu liczbę monet.

To za dużo czasu!

Może mógłby sprzedawać w miasteczku zostające im po kolacji jedzenie i zarobić trochę pieniędzy. W sumie im mniej zjedzą, tym więcej będą mogli sprzedać.

Sprzedać, sprzedać…

Zaczynało się robić gorąco Na co miałoby się przydać tyle zimowych ubiorów? A jedna para butów nie wystarczy? Było to wyrzeczeniem. Ale cztery lata wyrzeczenia i miałby swoja monetę numer sto.

Król i mędrzec wrócili do pałacu. Paź wszedł do kręgu dziewięćdziesięciu dziewięciu….

 ***

Zostaliśmy wychowani w dziwnym przekonaniu, że do szczęścia wciąż nam czegoś brakuje. Nie możemy być zadowoleni, ponieważ wciąż nam czegoś brak. Mamy samochód? Świetnie, ale bylibyśmy bardziej szczęśliwi, gdybyśmy mieli lepszy. Mamy mieszkanie? Wspaniale, ale przecież gdybyśmy mieli dom, to nasza rodzina byłaby szczęśliwsza. Mamy już dom. Doskonale, ale przecież jeszcze ogród nie jest tak piękny. Dzieci. Ach, wspaniałe te nasze dzieci, ale dzieci sąsiadów w tym samym wieku, a już potrafią jeździć na nartach. Wakacje. Egipt? Tak, Egipt, jedziemy tam, cieszmy się nim, tak długo, jak długo nie dowiemy się, że szwagier tym razem poleciał na Bora Bora.

Wydaje nam się, że możemy być szczęśliwi tylko wtedy, gdy nasza rodzina przypomina tą z reklamy płatków śniadaniowych.

Pozwalamy, aby ta jedna pozornie brakująca moneta sterowała naszym życiem jednocześnie tracąc radość z tego co już posiadamy. Wciąż więcej i więcej, lepiej, szybciej, dalej, ładniej… Kosztem siebie, kosztem bliskich. W imię czego? Poklasku i podziwu znajomych? Gonitwy za przekonaniami, obrazkami z kolorowych magazynów, stanem majątkowym zaobserwowanym w serialu, w imię wyobrażeń o życiu idealnym, który nie istnieje?  Aby poczuć ile jesteśmy warci?

Jeśli Twoim szczęściem rządzi stan zewnętrzny i Twoje ciągłe odnoszenie się do niego… Porównywanie się i mierzenie, to z góry skazany jesteś na nieszczęście. Prędzej czy później ZAWSZE znajdzie się ktoś, kto ma bardziej luksusowy dom, szybszy samochód, ładniejszą żonę, przystojniejszego męża,  lepiej płatną pracę, większe przywileje, zdolniejsze dzieci.

(…)„ A co by się stało,

Gdyby nas oświeciło

I nagle zdalibyśmy sobie sprawę,

Że nasze dziewięćdziesiąt dziewięć monet

To stuprocentowy skarb.

Że niczego nam nie brak,

Że nikt nam niczego nie zabrał,

Że numer sto nie jest bardziej okrągły,

Niż dziewięćdziesiąt dziewięć.

Ze to jest jedynie pułapką,

Marchewką podstawioną nam pod nos,

Abyśmy byli głupcami,

Abyśmy ciągnęli wóz

Zmęczeni, w złym humorze,

Nieszczęśliwi i zrezygnowani.

Pułapką, abyśmy nigdy nie przestali pchać

I aby wszystko trwało tak samo.

Wiecznie tak samo!

Ile by się zmieniło,

Gdybyśmy mogli cieszyć się

Naszym skarbem, takim jakim jest. ” (…)

Licencja: Creative Commons
0 Ocena