Czarne, cuchnące dłonie zbliżały się nienaturalnie szybko. Świadomość ich rychłego i nieuniknionego dotyku paliła skórę na całej twarzy. Dopadły do szyi oplatając ją jak wąż. Od razu rozpoczęły swoje upiorne dzieło wyciskając życie z ciała bezbronnego człowieka.

Data dodania: 2011-09-23

Wyświetleń: 1529

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Paznokcie rąk próbujących konwulsyjnie rozluźnić uchwyt, grzęzły w śliskich łapskach nie czyniąc im żadnej, najmniejszej szkody. Każdy oddech był krwawym wysiłkiem, palące płuca nie były zdolne wydąć najmniejszego jęku. W akompaniamencie przejmującego krzyku chory zerwał się z łóżka mnąc i tak doszczętnie już wzburzoną pościel. Dysząc gorączkowo rozglądał się niespokojnie, starając się przeszyć drgającymi oczyma atramentową ciemność, otulająca całe pomieszczenie.

Był to jego własny pokój, przytulne i ciepłe miejsce spoczynku, malutki azyl wynajmowany na trzecim piętrze zrujnowanej kamienicy. Przynajmniej takim go zapamiętał ciągnąc za sznureczek nocnej lampki, która jak zła macocha pozostawała teraz w mroku obojętna na jego dziecinny strach. Nie był do końca przekonany, czy jest tam ona na pewno. Ne miał pewności, czy to jego pokój, czy ktoś, bądź coś początkowo ukryte, doczekawszy się snu rozlanego pod jego czerwonymi powiekami nie zabrało go z dala od miejsca, którego i tak nie decydował się nazywać „domem”. Pospiesznie zerwał grubą, zakurzoną kotarę zasłaniającą małe okienko. Jego oczom ukazało się miasto, ciche i uśpione. Zimne krople potu przebiegły jego czoło, obce i nieprzyjemne, niczym spłoszone księżycowym światłem owady. Chory uświadomił sobie, iż każda sekunda w tym mroku pozbawia go życia. Niczym szaleniec rzucił się z wyciągniętymi przed siebie rękami szukając lampki po omacku. Sztywna i bardzo nieostrożna ręka ścięła wszystkie przedmioty znajdujące się na półce ponad łóżkiem.

Małą, zamknięta okolicę rozciął grzmot rozbitej żarówki. Nogi ugięły się pod chorym. Za oknem pies zawył przeciągle. Całe lata świetlne na wprost od łóżka znajdował się ścienny włącznik do żyrandola. Mężczyzna rzucił się przed siebie, już po kilku krokach gubiąc ich rachubę. Biegł, a złośliwy czas wydłużał się bezlitośnie. Wpadł na ścianę bijąc ją otwartą ręką w poszukiwaniu włącznika. Głuchy huk kolejnych uderzeń odbijał się echem po całej kondygnacji. W końcu, obolała dłoń natrafiła na włącznik. Światło rozbiegło się po pokoju odpędzając strach jak zbudzony wartownik. Chory przyparł się ściany, mokrymi od potu plecami lepiąc się tynku. Zmęczony powoli osunął się na podłogę i wtedy jego oczom ukazała się mała, pożółkła karteczka. Napisany był na niej dziewięciocyfrowy numer telefonu z dopiskiem Bioenergoterapeuta.

Mężczyzna chwycił za telefon niezwłocznie wybierając numer z kartki. Po kilku sygnałach zabrzmiał rozespany, acz spokojny i miły głos. Chory wyrzucił z siebie szereg nie powiązanych ze sobą żali oraz opowiedział niedawny koszmar, zapominając się nawet przedstawić. Głos miał jednak w sobie kojące zrozumienie. Terapeuta podał mężczyźnie adres oraz godzinę spotkania, date, która już wkrótce okazała się początkiem lepszego jutra dla chorego na nerwicę człowieka. To był jego ostatni koszmar w życiu. Już pierwsza wizyta w Krynicy wykrzesała zeń energię, pozwalająca przezwyciężyć nieracjonalny lęk, zasnąć ze zrelaksowanym umysłem. Bioenergoterapeuta odmienił życie tego człowieka, ofiarując mu pomoc, bez konieczności łykania szkodliwych leków. Chory nauczył się odpędzać negatywne myśli, rządzić własnym umysłem. Nauczył się żyć z dala od lęków i przypomniał sobie, jak przyjemnym jest uśmiech na twarzy.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena