Zwłaszcza ostanie dwa tygodnie miesiąca były bardzo brzydkie. Nie dość, że deszcz padał prawie bez ustanku, to jeszcze temperatura była na tyle niska, że wakacyjna rekreacja była niemożliwa. Chyba, że ktoś lubi siedzieć w czterech ścianach, telewizję oglądać i lenić się.
Przeglądając prognozy pogodowe na upływający miesiąc, zaczynam wątpić w skuteczność polskich meteorologów. Według nich, w lipcu, wszyscy fani upałów i słońca mieli być usatysfakcjonowani. Co prawda, na pierwsze dni miesiąca zapowiadano deszcze, ale zaraz potem wysokie temperatury powietrza miały dać się nam we znaki. Od czasu do czasu Polskę nawiedziłyby burze, ale jak szybko miały się zacząć, tak szybko się miały zakończyć, a my, Polacy, znowu cieszylibyśmy się piękną pogodą. Zapowiadano wręcz susze, a amatorom opalania zalecano zakup kremów z dużym fitrem UV.
A teraz cała prawda o pogodzie w lipcu. Fakt, początek miesiąca upłynął pod znakiem deszczu. Jednak zza chmurek, słońce też od czasu do czasu przyświeciło. Połowa miesiąca wręcz była upalna, ale to tylko niestety parę dni. A to co się dzieje od jakiś 2 tygodni, bardziej przypomina październikowa pluchę niż sporadyczne lipcowe burze zapowiadane przez uśmiechnięte pogodynki. Deszcz i niskie temperatury sprawiają, że ludzie zamiast smarować się kremami do opalania, ubierają kolejne warstwy ubrań. Myślę, że sklepy odzieżowe mają w tym momencie większe dochody ze sprzedaży kurtek i swetrów, a nie strojów kąpielowych. Największy triumf przeżywają, parasole i jednorazowe płaszcze przeciwdeszczowe. Przechadzając się ulicami Krakowa, co rusz można spotkać turystów z różnych części świata w różowych, zielonych i żółtych płaszczykach. No tak, kto by kurtki brał, skoro prognozy były tak obiecujące?
A zamiast suszy, mamy kolejne widmo powodzi. Stan wód w rzekach nieustannie rośnie, a niektóre regiony Polski są już podtopione. Rolnicy liczą straty, bo z na zalanych polach i przy takiej pogodzie nic już nie dojrzeje.
Ja zdaję sobie sprawę, że nikt nieomylny nie jest, ale polscy meteorolodzy mają szczególnego pecha. W tamtym roku też się pomylili: lato miało być upalne, a tymczasem w czerwcu lało jak z cebra, czego skutkiem była ogólnokrajowa powódź. Oglądanie prognoz już chyba mija się z celem, chyba że ktoś, wskutek deszczu, nie ma żadnej innej alternatywy.