W Polsce jeszcze stosunkowo niewiele osób miało styczność ze snusem - szwedzkim wyrobem tytoniowym z ponad 200-letnią tradycją. W Skandynawii jest to popularna używka, stosowana jako bezdymna alternatywa dla papierosów, od których zresztą jest znacznie mniej szkodliwa. 

Data dodania: 2011-04-25

Wyświetleń: 2581

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

A cóż to takiego?! – takie pytanie słyszę najczęściej, gdy wyjmuję niebiesko-złote pudełeczko Göteborgs Rapé z kieszeni i pokazuje jej zawartość, czyli małe, wypełnione na pierwszy rzut oka czymś podejrzanym, białe torebeczki. Z wyglądu przypominają te od parzenia herbaty, ale są znacznie mniejsze... Snus, bo tak ów wyrób zwie się w Szwecji, to nic innego jak specjalnie przygotowana mieszanka wilgotnego tytoniu, innymi słowy – nikotynowa używka, nam – Polakom, niemalże zupełnie nieznana.

Jednak w słowie snus tkwi coś więcej, niż tylko nazwa niezwykle popularnej w Skandynawii używki. Snus to od wieków integralna część bogatej kultury skandynawskiej. To produkt, który rok w rok generuje miliardy koron zysku zarówno w Szwecji jak i Norwegii. To wreszcie przedmiot wielu debat na temat zdrowia publicznego, rzucania palenia, a w przeszłości także kwestii wstąpienia Szwecji i Finlandii do Unii Europejskiej (sic!). Dlatego uznałem, że warto przybliżyć nam nieco snusa w ramach poszerzania, bądź co bądź, wciąż marnej wiedzy na temat kultury i życia naszych północnych sąsiadów zza morza. Temat snusa może też okazać się niezwykle interesujący dla tych, którzy czują się szczególnie poszkodowani najnowszymi restrykcjami dotyczącymi palenia tytoniu w pubach, restauracjach i miejscach publicznych, ponieważ snus to idealny substytut dla papierosów. Dzięki snusowi Szwecja jest aktualnie państwem o najniższym odsetku ludzi palących! Interesujące, prawda?

Jak dowiedziałem się o snusie?

Moja przygoda ze snusem zaczęła się kilka lat temu, na jednej z pierwszych wypraw do ukochanej później przeze mnie Skandynawii. Ciekawy fjordów, wikingów, troli, reniferów i łosi byłem z dwójką znajomych na wyprawie dookoła Szwecji i Norwegii. Wtedy to jeden z  nich – Polak mieszkający na stałe w Sztokholmie, zaproponował mi snusa. Jakże typowa była moja pierwsza reakcja, gdy zobaczyłem pudełeczko z używką – „cóż to takiego?!”. Wcale to ładnie nie pachnie, dla niektórych ma zapach może nawet lekko odpychający… Sposób użycia co najmniej dziwny… Zażywanie snusa polega bowiem na umieszczeniu porcji między wargą a dziąsłem i poczekaniu na efekt działania nikotyny. A przecież tytoń nam znany to albo tabaka namiętnie wciągana do nosa przez starych Kaszubów na Pomorzu, albo po prostu coś, co się pali! Kiedyś może ktoś z nas widział, podczas seansu jakiegoś amerykańskiego filmu, kowboja żującego liście tytoniu… Mimo to spróbowałem – w końcu trzeba poznawać obcą kulturę i poszerzać horyzonty! W taki, być może nieco prozaiczny sposób, zaczęła się moja przygoda ze snusem, który w kręgu znajomych pieszczotliwie i troszkę po polsku nazywamy snusikiem. Jak się później okazało, moje zainteresowanie snusem urosło do tego stopnia, że aktualnie, będąc na studiach magisterskich na Skandynawistyce na Uniwersytecie Gdańskim, piszę o nim pracę magisterską, a dokładniej o restrykcjach nałożonych na handel szwedzkim snusie w Unii Europejskiej

O historii słów kilka…

Wróćmy jednak do samego snusa. Jego historia dla Europy zaczyna się wraz z wyprawą Kolumba do Indii pod koniec XV wieku. Jak wszyscy wiemy, Kolumb ostatecznie trafił do Ameryki, a tam on i jego załoga spotkali tubylczą ludność, odtąd zwaną Indianami. Przyjaźnie nastawieni Indianie pokazywali przybyszom z Europy swój sposób życia, lokalne specjały, a wśród nich także liście tytoniu. Z zapisków jednego z uczestniku wyprawy – mnicha Ramona Pane, wiemy, że już wtedy tytoń zażywano, a wręcz cieszono się nim, w każdy możliwy sposób – żując, paląc, wciągając do nosa lub trzymając go „pod wargą”. Europejczycy sprowadzili ciekawą roślinę na Stary Kontynent, wierząc, że ma ona szczególne właściwości lecznicze. W taki o to sposób tytoń zagościł na Starym Kontynencie, głównie w małych ogródkach hiszpańskich i portugalskich botaników oraz lekarzy. Roślina nie zyskałaby jednak większego rozgłosu, gdyby nie wyprawa w 1559 roku francuskiego ambasadora do Portugalii – Jeana Nicota, od nazwiska którego pochodzi łacińska nazwa tytoniu - Nicotina tabacum.

Zadaniem Nicota było, co prawda, przygotowywanie gruntu pod ślub między królem portugalskim Sebastianem, a francuską księżniczką – Małgorzatą, ale wrodzona ciekawość i zainteresowanie zarówno botaniką jak i medycyną nie pozwoliły mu przejść obojętnie obok „rośliny zza oceanu”. Poznał ją dzięki znajomości z holenderskim lekarzem – Damianem van der Goesem, który, śladem innych, hodował tytoń w swoim przydomowym ogrodzie. Dzięki Nicotowi, będącemu pod silnym wrażeniem rośliny (a chyba raczej zafascynowanym jej działaniem), tytoń wywędrował z Portugalii do stolicy Francji – Paryża.

Co tak naprawdę wpłynęło na gwałtowny wzrost popularności tytoniu, do końca nie wiemy. Krążą historie, w których mówi się o chronicznym bólu głowy, jaki trapił po śmierci męża ówczesną królową Francji – Katarzynę Medycejską. Ponoć żaden lekarz ani znachor w królestwie nie był w stanie pomóc cierpiącej władczyni. Wtedy do akcji przystąpił Jean Nicot ze swoim tytoniem, a dokładniej – wysuszonymi i sproszkowanymi liśćmi tytoniu, czyli tabaką. Nicot zalecił królowej wciąganie tytoniu do nosa, co miało przynieść ulgę i uwolnienie od bólu. Jak się zapewne każdy z nas domyśla, tabaka okazała się cudownym lekiem, a cały ówczesny dwór królewski zaczął się nią bez opamiętania rozkoszować. Warto dodać, że Francja w owych czasach była najpotężniejszym państwem świata, dlatego dwór królewski tego państwa był wzorcem dla wszystkich innych dworów Europy. Moda na tabakę szybko przeniosła się do pozostałych części Starego Kontynentu, aż dotarła do zimnej Szwecji…

Więcej na temat snusa w kolejnym artykule już wkrótce.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena