Bardzo ważnym jest właściwy bilans pomiędzy tym co się daje i co się w zamian oczekuje. Aby mieć zaś właściwy bilans trzeba się świadomie i odważnie przyjrzeć samemu sobie, swoim intencją i ... zaakceptować to, że nie zawsze jest się tak śnieżnobiałym jak by się oficjalnie chciało być. To droga do wolności. 

Data dodania: 2010-10-27

Wyświetleń: 2552

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 8

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

8 Ocena

Licencja: Creative Commons

Kochaj Bliźniego swego jak siebie samego… To prosta i potężna wskazówka dla nas na temat rzeczywistości wśród której żyjemy, którą współtworzymy. To nie dotyczy tylko naszych relacji z otoczeniem…. To rzutuje na wszystko. Na to, jacy jesteśmy, gdzie jesteśmy i czym jesteśmy. Każde zaburzenie w jedną lub w drugą stronę, czyli stawienie siebie wyżej lub niżej od adresata, bliźniego jest egoizmem. Może to być jedynie egoizm oficjalny lub nieoficjalny, pasywny.

Jeżeli w naszym sercu rozpoznamy prawdę tego jak działamy w stosunku do bliźnich, to jesteśmy już na bardzo szybkiej drodze do prawdy…

Egoizm oficjalny jest dość oczywisty do zaobserwowania i pewnie znajdziesz wiele przykładów ludzi, którzy widać, że stawiają siebie wyżej niż innych. Oficjalnie są „burakami”, zadufanymi w sobie personami i omijamy ich szerokim łukiem. Chyba, że sami tacy jesteśmy, to dobrze się wtedy wśród takich osób czujemy. „Sami swoi” – prawo podobieństwa. Ciekawiej jest jednak z egoizmem nieoficjalnym, bo pod jego wpływem jesteśmy praktycznie wszyscy…. I tu prawo podobieństw też działa.. 

Każdy z nas działa w większości przypadków po to, aby sobie zrobić dobrze. Działając dla kogoś, komuś coś pomagając robimy sobie dobrze, bo sprawiamy, że czujemy się z powodu naszego dobrego postępowania dobrze, wynagradzamy się i głaszczemy się, jacy to cacy jesteśmy. Praktycznie wszyscy tak działamy, bo naprawdę chyba tylko dzieci są w stanie zrobić coś bezinteresownie i nie rozpamiętywać tego. Nie mówię, że wszyscy i zawsze – na pewno nie. Zdarzają się i to coraz częściej ludzie prawdziwie bezinteresowni i będzie ich coraz więcej. 

Nie chodzi to u to, że nasz egoizm jest zły. Chodzi o to, że my się go wypieramy. Że udajemy, że tego nie ma. Że gramy zazwyczaj nieświadomie świętoszków udających mniej lub bardziej udolnie, że robimy coś tylko dla tego kogoś.

A to jest przecież normalne i nie dajmy sobie wmówić, że to grzech! To cześć nas, to nasza droga, kawał naszego życia. Jeżeli popatrzymy na to jak na coś, co nieśliśmy na plecach, a z czego nie zdawaliśmy sobie sprawy… i po chwili zastanawiania się zdejmujemy ten wór z pleców, otwieramy go i widzimy w nim super wygodne buty, kompas, GPSa i co tam tylko, co nam pozwala lepiej, dalej i szybciej iść, to właśnie odkryliśmy coś bardzo istotnego w naszym życiu. Mamy nową umiejętność. Na zawsze.  

Egoizm powinien być piękny, bo przecież… wychodzimy z założenia chrześcijańskiego „kochaj Boga swego z całego serca, a bliźniego swego jak siebie samego” – (to parafraza) w tym sformułowaniu jest sama dobra i czysta miłość. Sama radość. Samo współistnienie, bo miłość łączy. Równa. Miłość jest spoiną, która sprawia, że wszystko się łączy. To miłość jednoczy. To w miłości wszyscy razem się mieścimy. To miłość sprawia, że zawsze się znajdzie miejsce dla drugiego. To miłość jest tym pięknym stanem, w którym wszystko, co różni, znika i pozostaje tylko jedność współistnienia. Nie ma egoizmu, bo wszystko jest jednym. Wszyscy jesteśmy jednym istnieniem. Bóg, Ja i TY. Razem tworzymy jedność. Czym więc może być egoizm skoro wszyscy jesteśmy Jedno?

Teraz już wiemy, dlaczego stawianie kogokolwiek wyżej lub niżej jest niczym innym jak psuciem harmonii. Tutaj kryje się też kolejna potężna prawda. Zaczynamy łapać jedność z Bogiem, z Absolutem, z Doskonałością…. Jeżeli zaczynamy postrzegać wszystko i wszystkich z poziomu miłującego serca…. Patrzącego ponad ego iluzje... następuje wyzwolenie… Jedność… To taki mały bonus do naszego coraz bardziej świadomego życia….

Stawianie siebie wyżej poprzez poniżanie się lub wywyższanie jest zbrodnią przeciwko harmonii naszego życia i świata w którym żyjemy. Jest wbrew naturze, jest przewinieniem, które jest nam wciąż i wciąż zwracane do poprawienia. Za każdym razem, gdy myślimy, że zadziałaliśmy dobrze, że tylko z czystej miłości chcieliśmy pomóc, chcieliśmy coś zrobić dobrego dla Bliźnich, a tak naprawdę chcieliśmy zrobić dobrze sobie, chcieliśmy być w porządku wobec siebie i Boga to zawsze Bliźni odczyta podświadomie (najczęściej) Twe intencje i potraktuje Cię odpowiednio. Czasem szybciej a czasem wolniej, ale zawsze dostaniesz wiadomość zwrotną od Wszechświata, że Twoja intencja działania nie była czysta. Zostaje zachwiana harmonia między trzema elementami. Aby zadział cud prawdziwego przepływu, miłość między elementami musi być ekwiwalentna. Tak samo masz kochać Boga, Siebie i Bliźniego. Nie mniej i nie bardziej. Jeśli jeden z tych elementów wywyższasz ponad inne to tworzysz dysonans. Twój związek się rozsypie. Twój projekt nie wypali. Ludzie, z którymi rozmawiałeś, którzy na początku płonęli zapałem wykruszą się… opadną z sił a Ty znów będziesz sam i znów będziesz w tym samym punkcje a wszystko, dlatego, że nie robiłeś tego z miłością, ze świadomością. Tak naprawdę to traktujesz Bliźnich, jako cel dotarcia do Boga, do tego by w Jego oczach być super…, ale tak naprawdę to nie masz o nich zbyt wysokiego mniemania… ot, po prostu, środek do osiągnięcia Celu, Twego podlizania się Bogu… i nawet w ostateczności i Bóg jest tylko pół celem, bo tak naprawdę chodzi przecież o Ciebie…

To odnosi się do wszystkiego. Nie tylko do Boga. Jeżeli stawiasz cokolwiek lub kogokolwiek wyżej niż… siebie, resztę ludzi… będzie czapa. I nie chodzi o to, aby teraz przerazić się, że „przecież nie kocham tak samo Bin Ladena jak moją Mamę, więc będzie źle…” chodzi tylko o zaobserwowanie tych dynamik i zaakceptowanie ich. Tacy jesteśmy i to jest DOBRE. A raczej WŁAŚCIWE. To część drogi.

I nie czuj się strasznie z tego powodu, że nagle odkrywasz to, jaki to jesteś obrzydliwy i paskudny. Chodzi tylko o uświadomienie sobie swej ciemnej strony. Tego, że jest się i tak zwanym dobrym i tak zwanym złym i to jest normalne. Ale też i tego, że normalnym jest to, że robimy coś tak samo dla kogoś jak i dla siebie. Wręcz zazwyczaj robimy coś bardziej dla siebie, – choć oficjalnie może się wydawać, że wręcz przeciwnie to jednak w każdym z nas jest egoista i chce sobie zrobić dobrze.

Nie ma się tym, co przejmować i ani nie ma, co roztrząsać tematu. Tak jest. Teraz chodzi tylko o to abyśmy w pełni zaakceptowali to, że kochamy i siebie i Boga i bliźnich. I w pełni i z radością zaakceptowali to, jacy jesteśmy i jak działamy. To, że potrafimy zadziałać egoistycznie i często tak działamy, nic nie znaczy. Przecież potrafimy też i zadziałać w sposób zbilansowany i wtedy dzieją się cuda. Wtedy związek zaczyna być pełny. Wtedy do układu wkracza Wyższa Siła, bo „gdzie dwóch lub trzech w Imię moje tam Ja z nimi”, a jak pamiętamy… Bóg jest Miłością.

I zaakcentujmy jeszcze raz to, że nawet, jeśli się przyłapiesz, jako pasywny egoista to i tak wiedz, że to jest OK., i że w każdej chwili możesz zacząć inaczej postrzegać siebie i swoje związki. Jeśli to dostrzeżesz i zaakceptujesz będzie to wielka zmiana w Twoim życiu. Przestaniesz nieświadomie popełniać wciąż ten sam błąd i zbierać wciąż owoce swego działania. Teraz będziesz mógł popatrzeć na swego bliźniego z wielką miłością i wdzięcznością, że jest, że może uczestniczyć w Twoim procesie życia a Ty w jego procesie. Popatrzysz na to jak na świętą przygodę, wielką podróż, w której właśnie wszedłeś na kolejny poziom postrzegania. Teraz będzie łatwiej, teraz zaczniesz inaczej grać swą rolę… teraz będzie przestrzenniej… spokojniej, świadomiej…, po co popełniać wciąż te same błędy… już dość. Teraz miłość panuje, równie wielka do mnie jak i do wszystkich innych. Kocham, szanuję akceptuje, nie oceniam, nie krytykuję… to wspaniałe. To jest wolność. Radość współistnienia z miłością, jako wspólnym mianownikiem.

Licencja: Creative Commons
8 Ocena