Tak, tak, piękne i seksowne chcemy być także pod osłoną nocy, kiedy to sam na sam zostajemy z naszym ukochanym (no dobrze, niekoniecznie kochanym, ale na pewno pożądanym) mężczyzną.
Nie ma się jednak co oszukiwać - istnieje również mnóstwo kobiet w różnym wieku, które nie zwracają na takie sprawy jak seksowna bielizna jakieś szczególnej uwagi. Wciąż spotykam kobiety, które uważają po prostu, że w ciągu dnia coś trzeba mieć pod bluzką, a wieczorem w czymś się trzeba położyć lub najzwyczajniej w świecie nie stać ich, by oprócz bawełnianej koszuli nocnej pozwolić sobie na jakieś koronkowe czy satynowe cudo. I doskonale to rozumiem.
Mimo wszystko trzeba przyznać, że zainteresowanie zmysłową bielizną jest coraz większe. Wynika to raz, z naszej natury, dwa, z przebogatej oferty sklepów bieliźniarskich, trzy, z kolorowych czasopism dla kobiet, które namawiają nas do tego, by być piękną, zadbaną i seksowną. I bardzo dobrze! Myślę jednak, że w tym pędzie do bycia sexy też warto o pewną rozwagę. Mam bowiem wrażenie, że skuszone ofertami panie kierują się nie tyle własnym dobrem, co raczej reklamą, etykietką, wyglądem fatałaszka i seksowną bieliznę kupują po prostu nieco bezmyślnie. Często zapominamy bowiem, że najlepiej wyglądamy w tym, w czym najlepiej się czujemy i że coś, co dobrze prezentuje się na wieszaku czy modelce, niekoniecznie musi dobrze wyglądać na nas.
Kuszące fatałaszki to nie tylko szalenie krótkie, mocno wydekoltowane i jeszcze mocniej prześwitujące koszulki, ale coś co podkreśla nasze atuty, sprytnie ukrywa niedoskonałości, a przy tym dodaje nam uroku. Zamiast zatem na siłę zaopatrywać się w obcisłe topy ze stringami może warto zainwestować w gorsety, które wysmuklają naszą linię, unoszą piersi i... przenoszą nas w świat mocno zabarwionej erotycznie burleski.
Mieć coś sexy czy być sexy? Jak drogie panie odpowiecie sobie na to pytanie?