Rozgrywki drugiej ligi już w pełni, a sytuacja siatkarzy Burzy Wrocław z dnia na dzień zaczyna przybierać coraz to ciemniejsze barwy. Nie chodzi tu o wyniki sportowe, bo w tej kwestii sprawy mają się bardzo dobrze. Wrocławscy siatkarze na trzynaście spotkań przegrali tylko jedno.

Data dodania: 2010-01-15

Wyświetleń: 1875

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 3

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

3 Ocena

Licencja: Creative Commons

Jednak porażkę z Kamienną Górą można uznać za wypadek przy pracy, szczególnie, gdy patrzy się na poczynania wrocławian w innych spotkaniach. Podopieczni Dominika Fristera i Krzysztofa Janczaka są liderem swojej grupy, ale - nie bójmy się tego powiedzieć - także jednym z głównych pretendentów do awansu na pierwszoligowe parkiety.

Wydawać by się mogło, iż warunki pracy we wrocławskim zespole są wręcz idealne. Niestety to tylko złudzenia... Nie można się tu jednak przyczepić do atmosfery panującej w drużynie. Niektórym trudno będzie w to uwierzyć, ale rzadko spotyka się tak zgraną ekipę. Tutaj priorytetem jest dobro zespołu, a myślą przewodnią „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". Niestety zawsze znajdzie się ktoś, kto potrafi zepsuć coś tak „niezniszczalnego". Relacje na linii prezes-zawodnicy pozostawiają wiele do życzenia. Powodem tych nieporozumień oczywiście są pieniądze...

To już kolejna drużyna ze stolicy Dolnego Śląska (zaraz po Gwardii Wrocław), która może przestać istnieć w ciągu najbliższych dni... Dlaczego? Powodem tego może stać się słomiany zapał i brak kreatywności prezesa Burzy - Mariusza F., którego cała ta sytuacja najzwyczajniej przerosła. Na początku sezonu były obietnice, deklaracje... niestety na tym się skończyło. To były tylko puste i nieprzemyślane słowa...

Kolejnym absurdem wydaje się to, że taki klub jak Burza nie ma własnej hali. Mecze rozgrywane są w oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów Brzegu Dolnym, gdzie na spotkania przychodzi garstka kibiców. Jednak dla prezesa załatwienie hali na miejscu stanowi zbyt duży problem. Niekiedy zawodnicy, pomimo najszczerszych chęci, najzwyczajniej nie mają gdzie trenować! Chylimy czoła przed wrocławskimi siatkarzami, którzy przed meczem z Rybnikiem mieli... zaledwie dwa treningi. Pomimo przeciwności losu wrocławianie ten mecz wygrali.

W sytuacji bez wyjścia znalazła się szóstka siatkarzy Burzy, którzy w przypadku rozpadu klubu pozostają na lodzie. W najgorszej sytuacji znajdują się zawodnicy będący na wypożyczeniu, gdyż do końca sezonu musieliby pożegnać się ze swoją ukochaną dyscypliną sportową.

Niestety dla kibiców z Wrocławia sytuacja też nie jest zbyt kolorowa. Zamiast drużyny w pierwszej lidze może okazać się, że nie będzie można zobaczyć męskiej siatkówki nawet w wykonaniu drugoligowym. Wrocław to miasto z ogromnymi tradycjami siatkarskimi. Miasto, w którym taka drużyna powinna być w najwyższej klasie rozgrywkowej... Jak jest? Tego nie trzeba chyba nikomu uświadamiać.

Apelujemy do ludzi, którym sport we Wrocławiu, a w szczególności siatkówka w męskim wykonaniu, nie jest obojętna. Może znajdzie się ktoś, kto zechce pomóc i sprawić by siatkówka nie zniknęła z wrocławskich parkietów. Prezes Burzy na spotkaniu z zawodnikami w ubiegłym tygodniu powiedział, że ze względu na swoją niemoc nie widzi dalszej możliwości prowadzenia męskiej siatkówki. Zadeklarował, że jeżeli zgłosi się osoba, która zgodzi się poprowadzić Burzę i znajdzie środki na jej funkcjonowanie on zrzeknie się swojego stanowiska na rzecz tej osoby. Na podsumowanie postawy prezesa Burzy można tylko dodać, że nie był on obecny na ostatnim spotkaniu - „jeszcze" - swojej drużyny, bo... miał pilne sprawy domowe (może gotował).

Wrocławscy fani tej drużyny - z nami na czele - liczą, iż znajdzie się firma lub kilka osób dobrej woli, które w najbliższych dniach nie pozwolą, aby najgorszy scenariusz się sprawdził... W przeciwnym razie ostatni męski klub siatkarski we Wrocławiu przestanie istnieć... Zgaśnie światło i nastanie ciemność... tylko ciemność...

Licencja: Creative Commons
3 Ocena