Stara prawda mówi, że w życiu są dwie pewne sprawy pierwsza, że umrzemy a druga, że będziemy płacić podatki. Jakie wspaniałe uproszczenie naszych corocznych kłopotów zgotowali nam nasi parlamentarzyści. Cisną mi się na usta słowa „wraca komuna”. Pamiętam czasy, gdy obywatel PRL nie musiał troszczyć się o podatki, co więcej nie miał pojęcia co to jest fiskus. Potem nastąpił szok, gdy nakazano pracodawcom zmienić system wynagrodzeń tak, by każdy obywatel wiedział ile ze swoich zarobionych pieniędzy daje komu. Chyba ktoś w tym kraju pogubił się trochę w finansach i próbuje tych , którzy swoją ciężką pracą wypełniają dziurę budżetową zrobić w przysłowiowe „bambuko”. Choć wypełnienie corocznego PIT-a dla niejednego było problemem to jednak obecne prawo daje możliwość pozbyć się kłopotu przez osobiste przerzucenie go na pracodawcę. Większość myślących obywateli jednak z pilnością i zatroskaniem raz w roku siada przed kolorowym drukiem i z kalkulatorem w ręku stara się zrobić swoje „uproszczone zestawienie finansowe”. Dlaczego użyłem słowa „uproszczone”? Przypatrzcie się swoim finansom. Czy nie uważacie, że dzisiejszy świat oparty na takim, czy innym pieniądzu nie wymusza na nas podejścia do budżetu domowego jak do budżetu całkiem poważnej firmy. Znalezienie strumienia przychodów, rozchodów, kosztów stałych, zmiennych, wydatków, zobowiązań, aktywów, pasywów itd. jest dylematem dla nie jednej rodziny. Rodziny, która nierzadko borykając się z kredytami próbuje związać koniec z końcem. Ten coroczny około kwietniowy rytuał wypełnienia PIT-a jest wspaniałym wstępem do rozpoczęcia edukacji finansowej. Do nauczenia się jak można coś urwać, czegoś nie zapłacić, zostawić więcej dla siebie. Przestudiowanie corocznego poradnika dołączanego do wypełnianego PIT-a przez Urzędy Skarbowe daje, choć mgliste, pojęcie o możliwościach oraz „kruczkach” finansowych. Choć przez niektórych nazywane inwigilacją, donoszeniem na samego siebie pitowanie pozwala przeciętnemu Kowalskiego z ciekawością stwierdzić „aż tyle zarobiłem, … to gdzie są te pieniądze, … co, ile daje na zdrowotne, … i za co, … czuję się okradziony …”. Czyż nie słychać tych słów w przeciętnym polskim domu. Takie stwierdzenia pomagają otrzeźwieć, choć na chwilę zatrzymać się w szaleńczym wyścigu szczurów i może coś zrozumieć. Wracając do komentowanego w mediach wydarzenia usłyszałem „ im mniej obywatel ma do czynienia z fiskusem tym lepiej”. Ciekawe dla kogo i w jaki sposób? Wiem, wiem!! Odkryłem zamysł wyjścia z kryzysu. Jeżeli obywatel nie będzie obliczał podatku, to nie będzie się orientował ile płaci. A jeżeli nie wie ile płaci to zapomni o tym, że płaci. A jeżeli wie, że nie płaci, to zgodnie z hasłem „bogaci podatków nie płacą”, poczuje się bogaty. Jeżeli obywatel poczuje się bogaty, to i kraj poczuje się bogaty. I tak na tym czuciu przetrwamy kryzys. To jednak wcale nie jest śmieszne.
Gdzie w tym całym pitowym obłędzie spotkać można bogactwo? Czyżby tylko w totolotku? Brak edukacji finansowej i zamknięcie społeczeństwa w ściśle strzeżonych ramach wydaje się celowym działaniem. Praca, system pracodawca – pracownik stała się podstawowym źródłem wiedzy o finansach. Pracownik chce jak najwięcej zarobić widząc pracodawcę jako wroga, który ma pieniądze i nie chce ich dać. Pracodawca spogląda na pracownika jak na nieroba, który tylko czeka żeby dostać więcej kasy za nic. Próbuję odnaleźć w tym sens, gdyż sam dałem się wpuścić w ten wirujący codzienny obłęd praca – dom – praca – dom …. Jak bardzo jesteśmy od najmłodszych lat nasterowywani na pracę obrazują chociażby powtarzane przez naszych rodziców, dziadków i wychowawców powiedzenie: „bez pracy nie ma kołaczy”, „ucz się i pracuj a szczęśliwym będziesz” itd. Ile jeszcze musi minąć lat gdy na pytanie nauczyciela w podstawówce kim chcesz być w przyszłości, zamiast strażakiem, pilotem, kolejarzem, żołnierzem, lekarzem, pielęgniarką usłyszymy bogatym i szczęśliwym człowiekiem. Gdy zamiast maszyn do pracy na dodatek czekających w pośredniaku nasze szkoły zaczną wypuszczać ludzi z ideami tworzenia przyszłości. Ideami w których marzenia i myśli jest w stanie urzeczywistnić, no może nie każdy, ale co drugi, co trzeci obywatel tego kraju. Walkę ze zbiurokratyzowanym systemem nie powinno się rozpoczynać od odcięcia obywateli od wywartościowania swojej pracy. Uproszczenie systemu podatkowego nie polega na przerzuceniu obowiązku z pracownika na pracodawcę. Być bogatym to nie znaczy zapomnieć o podatkach.
Artykuł pochodzi ze strony www.richart.dbv.pl .
Kiedy myślimy o pracy w Anglii, pierwszym skojarzeniem dla wielu osób jest Londyn. Jednak Zjednoczone Królestwo to nie tylko jego stolica. Istnieje wiele innych miast, które oferują atrakcyjne możliwości zatrudnienia, niższe koszty życia i wysoką jakość życia. Przyjrzyjmy się alternatywnym lokalizacjom, które warto wziąć pod uwagę, planując karierę w UK.