Komercjalizacja naszego życia stała się tak powszechna, że praktycznie już tego nie zauważamy. Uważamy to za normalne, że reklama kłamie, że naciąga fakty, rzeczywistość. Komercjalizm stał się swego rodzaju chorobą toczącą nasze społeczeństwo. Zainfekowani nią ludzie nie zważają na innych, nie myślą o ludziach w kategoriach drugiego człowieka tylko patrzą jak na zwierzynę łowną. Jak na numerki statystyczne. Dla nich to już nie są ludzie, to po prostu klienci. Najgorsze jest to, że takie kłamstwo stało się oczywistą normalnością! Wszyscy wiedzą, że to kłamstwo, blaga, próba naciągnięcia na zakup i wszyscy też na to przystają.... To przecież normalne. Znani ludzie sprzedają proszki, pasty, szampony bez żadnej żenady, bez żadnych oporów wciskając swym autorytetem ludziom kit.
Wczoraj zasiadłem do pisania mailingu. Chciałem powiadomić o nowościach i przy okazji sprzedać jakieś produkty - książki. Pisząc o tym wszystkim coraz bardziej czułem się zniesmaczony samym sobą... jak to? Mam zrobić to coś, co mi się tak bardzo nie podoba? Mam napisać ofertę, zachęcić do czegoś, czego ktoś nawet wcale nie potrzebuje. Nawet o tym nie pomyślał a ja mu mam wmówić, że jest to mu potrzebne. Stare powiedzenie marketingowców mówi, że jeśli nie ma potrzeby na rynku na dany produkt to trzeba ją stworzyć. Ludzie doszli do takiego mistrzostwa we wciskaniu,
oszukiwaniu, hipnotycznych, perswazyjnych marketingach, że potrafią sprzedać piach na pustyni arabowi... powiedzcie sami... ile raz po zakupie stwierdziliście..., po co mi to? Dlaczego ja to kupiłem? Uległeś hipnotycznej perswazji jakiś specjalistów od wciskania towarów i usług, specjalistów od sprzedaży.... Ktoś tu wygrał a ktoś przegrał... Jak jedna strona przegrała to wszyscy przegrali.
Nie jestem przeciwnikiem sprzedaży, marketingu, to jest OK, ale jestem przeciwnikiem nieuczciwego, pozbawionego szacunku dla drugiej osoby marketingu. Nastawionego na zysk ponad wszystko. Zysk, sprzedaż, popyt, wyniki, zarobki... Wchodzi się do sklepów i sprzedawcy w wytrenowanych uśmiechach otaczają nas swoją opieką... do czasu aż zapłacimy... Czasem czuję się jak narośl na portfelu, którą trzeba zbajerować i dobrze otumanić, aby dała więcej pieniędzy. Trzeba też tę narośl odżywiać i trzymać przy jakimś zdrowiu. Tak, aby dobrze pracował, ale jednocześnie chorował... Farmaceuci też chcą zarobić... aaa oni to już w ogóle chcą dużo zarobić! Przecież człowiek chory to idealny klient. Dla ratowania życia sprzeda ostatnią koszulę....
Samochody elektryczne. Wymyślono je już 1900 roku... nie były produkowane i ulepszane, bo nie opłaciły się producentom ropy. Przy motoryzacji elektrycznej zarobiliby tylko producenci prądu. Więc zablokowano produkcję samochodów elektrycznych, skupiono się na spalinowych. Nie ważne, że głośne i smrodzą. Przynoszą dochody a to jest najważniejsze. „Rżnij karabinem w bruk ulicy" cytując Tuwima i Jego „do prostego człowieka"... wszędzie jest podstęp i manipulacja masami, aby tylko ugrać więcej i więcej..., dokąd to zmierza?
Widzieliście Fahrenheit 9.11? Opowiada o tym jak to poprzedni prezydent USA i cała jego dynastia jest uwikłana w jakieś dziwne interesy ze światem arabskim. Wychodzi wniosek z tego, że Amerykanie sami wyhodowali sobie terrorystów, aby mieć, czym straszyć swoje społeczeństwo. Aby mieć, czym usprawiedliwiać swoje zbrojenia, aby mieć pretekst do najazdu na inne kraje. Wszystko dla kasy... wszędzie te pragnienie, nienasycone pragnienie więcej i więcej pieniędzy... wszędzie oszustwo i manipulacja. Wiek telewizji dał do rąk manipulatorów wielki oręż. Dzięki temu środkowi przekazu mogą robić praktycznie wszystko z zaganianym, niemającym czasu na autorefleksje społeczeństwem. Chleba i igrzysk. To podstawowa zasada sprawujących kontrolę nad masami. Myślisz, że coś się zmieniło? Tylko forma przekazu... istota jest wciąż ta sama....
Wszechobecna komercjalizacja zabija gorzej niż papierosy, alkohol czy narkotyki. Ona sprawia, że kłamstwo to norma. Ona niszczy wszelkie zrywy serca, wszelkie spontaniczne działalności, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto za to zapłaci i później sprzeda. Jak sprzeda to będzie chciał więcej sprzedać, więc będzie wymuszał na producencie - być może artyście, aby tworzył więcej i coś, co powstało pierwotnie z potrzeby serca teraz jest produkowane z potrzeby portfela. Ponieważ artysta „się wypalił" a aparat do robienia pieniędzy jest, więc dawać następnego... Wszystko to jest wynikiem wystraszonego i chciwego ego.
Tak naprawdę rządzą nieetyczni ludzie, nastawieni przede wszystkim na zyski. Oni sprawiają, że wszystko jest w rękach finansjery. Masz pieniądze, masz władzę. Czas to pieniądz. Wszystko zrobią dla kasy. Ponieważ są przy władzy, więc sprytnie manipulują społeczeństwem, aby mieć jeszcze więcej kasy i aby te mróweczki, które na nich pracują wciąż pracowały i nie darły dzioba. Zawsze jest tak, że jak ktoś coś robi sercem, talentem własnymi umiejętnościami to za nim stoi producent i ciągnie kasę. Nie jest to układ zły o ile producent jest dobrym, etycznym człowiekiem i wspiera twórczość artysty, ale zazwyczaj... liczy się zysk i to, żeby inni go nie wygryźli z rynku, więc sam robi wszystko, aby wygryźć innych. Niestety, ale strach egzystencjonalny najbardziej jest widoczny w wysokich kręgach, w elitach, które mając mnóstwo do stracenia zrobią wszystko, aby tego nie stracić...
Król był chory. Nikt nie wiedział jak mu pomóc, lekarze rozkładali bezradnie ręce... w końcu jakiś stary, mędrzec przepowiedział, że króla uleczy koszula szczęśliwego człowieka.... Więc rozesłał król ludzi na wszystkie krańca świata, aby mu przywieźli tę koszulę, ale nie było to łatwe... wszędzie, gdy kogoś pytali to w końcu się okazywało, że ten ktoś na coś cierpi, coś nie pozwala mu być szczęśliwym... i gdy jeden z tych posłanników wracał ze spuszczoną głową do króla zobaczył wesoło biegającego po polu pastucha... fikał koziołki, podskakiwał, śpiewał i śmiał się.... Posłaniec zawołał go i pyta: coś taki wesoły? A on na to: a czemu mam nie być? Słonko świeci, trawka pachnie, ptaszki śpiewają, najedzony jestem, krowy się pasą... jakże się tu nie cieszyć? To znaczy, żeś szczęśliwy człowiek? Oo, jasne Panie, szczęśliwym bardzo! To wspaniale! Potrzebuję twojej koszuli... a chłopak na to..., ale ja nie mam żadnej....
Przedmioty nas zaślepiają. Im więcej mamy tym bardziej jesteśmy do nich przywiązani. Tym bardziej musimy się strać o to, aby ich nie stracić, aby mieć ich więcej... Napędza się spirala konsumpcjonizmu. Mamy więcej i więcej i jesteśmy coraz bardziej zaniepokojeni o to czy aby tego nie stracimy. Jak to utrzymamy. Czy nie będzie tak, że ktoś nam to zabierze? Może to trzeba bronić... a tamten ma więcej od nas... to nie może tak być..., więc... pójdę do lepszej pracy, lepiej płatnej. Wezmę kredyt, będę miał lepszy samochód... to nic, że będę przez najbliższe 20-30 lat spłacał kredyt... będę miał.... A będziesz żył? Będziesz szczęśliwy? Stara kwestia - mieć czy być? Nasz komercyjny styl życia podciągnął wszystko pod „mieć". Przestaliśmy być... jesteśmy rozpatrywani, jako siła nabywcza....
Zarabianie, pieniądze, kariery, majątki, to wszystko nie jest złe. Wszystko zależy od tego jak na to patrzymy. Jeżeli określamy siebie przez to ile mamy i drżymy, aby tego nie stracić ciągle chcąc więcej, to sytuacja woła o przewartościowanie. Zmianę życiowego paradygmatu. Po prostu jesteś zainfekowany komercjalizmem. Jeżeli masz dużo i bawisz się tym, pomagasz innym mieć równie dużo. Patrzysz na pieniądze jak na przypływy i odpływy, jak na stan otwartości twego umysłu to jak najbardziej ok.
Jak by nie patrzeć to pieniądzom i komercji zawdzięczamy obecny wygląd świata. To pieniądz stoi za wojnami, zbrodniami, zamachami, ale też i dzięki niemu powstało wiele wspaniałych rzeczy. To dzięki tej inspiracji powstawały nowe projekty, nowe budynki, nowe dzieła. Wiele rzeczy zaczęło się od myśli "przydałoby się coś zarobić", ale później też okazało się, że od tej myśli, od tego impulsu zaczął się jakiś projekt, który dał wiele innym ludziom.
No, a zaczęło się od tego, że miałem mailing napisać..., więc pośrednio przez pieniądze powstał ten artykuł Temat chodzi mi po głowie od dłuższego czasu.. Jestem na dole tej finansowej piramidy. Dobrze, bo może gdybym był na górze i miał dużo pieniędzy to w życiu bym nie pomyślał coś złego o tym. A tak, mam ochotę kopnąć ten domek z kart, bo na ruchomych piaskach stoi. Choć bardziej to chyba wygląda na szczekanie psa na księżyc;) tylko, że... po prostu przyjdzie dzień, że ludzie powiedzą dość. Odwrócą się od takich wystraszonych, nieświadomych postaw. Zrobi się normalnie.
I tego wszystkim serdecznie życzę.