Studia na wesoło. Wyścig szczurów na uczelni. Walka o zaliczenia trwa. Droga do dziekanatu - kręta i zawiła, już coraz krótsza...Zaczynamy nowy semestr.

Data dodania: 2009-07-02

Wyświetleń: 2772

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Wraz z nowym semestrem nowe siły, pomysły i szaleństwa. Zaczynają się studia lub jak kto woli „studiowanie”. Czas przeznaczony na zajęcia i wykłady, które choć nieobowiązkowe, do obowiązku należą. Bo jest lista, sumienne odznaczanie krzyżyków lub fajek obecności w wielogodzinnym monologu lub ciekawej dyskusji, jeśli słuchacze podołają zadaniu postawienia kropki nad i. Część studentów zapewne przychodzi tylko po to, by być zapamiętanym przez wykładowcę, po cichu lub całkiem jawnie licząc na wymierne korzyści podczas przesłuchania, zbliżającego się nieuchronnie z końcem semestru. Błędnie.

Zawsze wychodziłem z założenia, iż jeśli nie jestem zainteresowany danym tematem, nie będę obłudnie siedział na sali wykładowej, zapewne nieosamotniony wśród takich samych lejwodów jak ja. Moja zbytnia ciekawość świata zapewnie w takim wypadku mogłaby nie pozwolić mi na zachowanie ciszy, a ziewanie potrafi wyprowadzić z równowagi każdego wykładowcę w pocie czoła starającego się wbić do głów słuchaczy choć pierwiastek posiadanej wiedzy. Syzyfowa praca często. Nawet młot Tora, by nie pomógł, tylko przeszkadzałbym. A ja nie chcę przeszkadzać. Lepiej być kulturalnym niż fałszywie gorliwym. Ale tylko to moja ocena. Ktoś może sądzić inaczej.

Z końcem wykładów i zajęć nadchodzi wzmożonej nauki dzień przed egzaminem, kiedy student zdaje sobie sprawę, że nic nie umie, a kilkanaście godzin nie pozwoli na przygotowanie się odpowiednio adekwatnie do powagi sytuacji. Większość „nieoszlifowanych diamentów” ląduje w lokalu naprzeciwko, gdzie miła pani serwuje zimne trunki, tak niezbędne na ostudzenie rozpalonej głowy. Przecież wiadomo, że najlepiej zrelaksować się przed egzaminem.

Co z tego, że ten relaks zaczął się z początkiem semestru i trwa nietknięty potrzebą nauki? Później płacz i poprawki. Po poprawce kolejna. U kresu zabawy w „murowanej piwnicy tańcują zbójnicy”. Tyle, że to piwnicą jest gabinet egzaminatora. Student zaczyna naukę przed ostatnim terminem, kiedy zagrożenie warunkiem zaświeci w oczy, a jutrzejszy „zbój” okazuje się ostatnim „zbójem”.

Wędrówka ludów, tak znana w murach uczelni, odchodzi. Pozostają niedobitki i niedowiarki. Pierwsi zbyt długo relaksowali się, drudzy do końca nie wierzyli, że ostatni termin jest ostatnim terminem. Różnymi drogami próbują naprawić sytuację. Nareszcie niektórzy dowiadują się, jak wygląda dziekan wydziału, któremu czasami mówią „dzień dobry” lub gdzie znajduje się rektorat. Reszta postanawia odłożyć przedmiot na kolejny rok. Wiadomo, nie ucieknie.

Jedna sesja się nie skończyła, druga już zaczęła, a czas płynie szybko. Co pierwsze zaliczać? Quo vadis? – pytasz. Tam, gdzie dużo studentów, trzeba pamiętać, żeby nie znaleźć się na samym końcu kolejki i nie być zaznaczonym w Dzienniku Osiągnięć Studenta na czarnej liście. Więc trzeba biec szybko po notatki na łeb, na szyję, uważając, by zdążyć przed zamknięciem xera. Bo pisać się nie chciało. Brzydki charakter pisma, ręka boli, a przecież wiadomo, koleżanka zrobi to lepiej.

Wraz z oddanie indeksu do dziekanatu student oddycha pełną piersią. Nareszcie. Po wielu trudach znalazłem się na upragnionym Mount Evereście. Osiągnąłem to. Jestem wielki. Przynajmniej do następnej sesji…

Źródło: "Radar" - magazyn studencki UP w Lublinie
Licencja: Creative Commons
0 Ocena