Valdi siedział markotnie. Zdawał sobie sprawę, że wraz z wiekiem jego głowa staje się coraz mniej odporna na alkohol. Knajpa wirowała a hucząca muzyka skutecznie skutecznie uniemożliwiała konwersację. Poza tym Mariola okazała się kompletną nudziarą. Opowiadała wciąż o swoich byłych facetach, niespełnionych miłościach i innych pierdołach, których Waldemar już dawno przestał słuchać. Pierwsza fascynacja już dawno minęła. Deszcz towarzyszący ich przywitaniu zniknął tak szybko jak sie pojawił. Nuda. Na dodatek Mariola szczerzyła się co chwila eksponując swe na wskroś zepsute zęby. Przez głowę Valdiego przemykały straszliwe myśli. Nie mógł darować swej kobiecie, że pozostawiła go na pastwę przypadkowych znajomych w obskurnym, zadymionym lokalu.
Jeszcze ta Mariola. Niespełniona frustratka utyskująca na każdy aspekt jej żywota. Bla, bla... Bla, bla, bla... Bla... Valdi zabijał ją na setki sposobów. Pragnął by umilkła. Przestał czuć do niej jakikolwiek pociąg seksualny. Alkohol zaczął naprawdę dziwnie na niego oddziaływać. Postanowił zrobić sobie przerwę.
-Mariolku – przerwał brutalnie jej wywód – przepraszam cię słoneczko, ale muszę wyjść na chwilę. Rozumiesz... Muszę pobyć trochę na osobności.
Uśmiechnął się przy tym nonszalancko i chwiejnym krokiem ruszył w kierunku WC. Marzył o tym, aby po powrocie już jej nie zobaczyć. Aby nie zobaczyć jej już nigdy.
Po przekroczeniu progu toalety uderzył go niesłychany fetor. Posadzka była wilgotna od wszelkich substancji płynnych. W kącie stał rozbity automat na prezerwatywy. Na dodatek w jednej z kabin dochodziło właśnie do czułej konfrontacji damsko-męskiej. Valdi chciał uciec z lokalu. Jedyne co powstrzymywało go przed tym krokiem, to tajemniczy nieznajomy, który wiedział zbyt wiele, aby pozostawić go w spokoju...