Prawdziwy szał zapanował na Chińskie euro. Nie chodzi tutaj o nową walutę ani o banknoty euro drukowane w chińskich mennicach (chociaż przez niskie koszty pracy nigdy nic nie wiadomo). Mam na myśli uruchomiony strumień pieniędzy z Państwa Środka do europejskich klubów piłkarskich. Chińskie kluby wpadły na Stary Kontynent niczym emeryci do dyskontu po świątecznego karpia, a krążące nazwiska graczy to nie byle wróżby z chińskich ciasteczek, tylko pobożne życzenia klubów.
Na piłkarskich rynkach transferowych zapanowała moda na kierunek wschodnio-azjatycki. Nie żeby nikt tam wcześniej nie wyjeżdżał, lecz ostatnie doniesienia medialne każą złapać się za głowę. Kwoty pieniężne płynące z drugiej części globu, z lekkością piórka przewyższają oferty czołowych europejskich klubów z najsilniejszych lig. Chińczycy są w stanie przebić każdą ofertę za każdego piłkarza, oferując im bajońskie zarobki. Wielka narodowa akcja rozwoju piłkarskiej Chinese Super League - bo tak nazywa się ich najwyższa klasa rozgrywkowa, przybrała ostatnio na sile.
Transfery piłkarzy do Chin
Transfer piłkarza potrafi się zamknąć w dwóch telefonach: do klubu z kwotą transferu i do piłkarza z wysokością zarobków. Później tylko leją się szampany, padają biznesowe gratulacje, a Chiński klub daje zielone światło do sprzedaży koszulek nowego gracza. Tak do sprzedaży, a nie produkcji. Jak zagięli parol na jakiegoś gracza to śmiało mogą produkcję trykotów zlecić wcześniej.
Chińska liga piłkarska pragnie wskoczyć na wyższy poziom i stać się liczącym kierunkiem na piłkarskiej mapie świata. Środkiem do celu mają być pieniądze i to potężne pieniądze. Trochę mi to wygląda na rywalizację lokalnych miliarderów, którzy za dziesiątki czy setki milionów chcą ściągnąć co lepszych europejskich piłkarzy do swoich klubów. Jak przykładowy pan Zhang kupił grajka za 25 baniek, to przykładowy pan Wong nie będzie gorszy i wyda 35. To, że obaj mają na kontach miliardy i więcej wydają na obsługę myjącą okna w swoich rezydencjach, wcale o niczym nie świadczy. Najbogatsi nie walczą o kasę, walczą o prestiż!
Szlak emigracji zarobkowej z Europy do Chin z głośnym nazwiskiem w tle, przetarł Nicolas Anelka. Tyle, że było to wiele lat temu. W ślad za Nim podążyły kolejne nazwiska, w tym najgłośniejsze sprzed lat – Didier Drogba. Wprawdzie obaj panowie najlepsze lata w futbolu mieli za sobą, jednak warunki płacowe na poziomie 200-300 tysięcy funtów tygodniowo, okazały się być skutecznym argumentem. Później był jeszcze Lucas Barrios, kolega Roberta Lewandowskiego z początków gry w Borussii Dortmund.
Polskie akcenty również dało się zaobserwować na przestrzeni kilkunastu lat. Swoje usług w Państwie Środka świadczyli kiedyś Sylwester Czereszewski czy Emmanuel Olisadebe. Z bardziej współczesnych lat, na myśl przychodzą dwaj byli gracze Górnika Zabrze: Mateusz Zachara i Krzysztof Mączyński, a także piłkarz Legii Miroslav Radović.
Krzysztof Mączyński chwalił sobie swój pobyt w Chinach. Miał komfortowe warunki do pracy i życia, komunikację ułatwiali zatrudnieni w klubie tłumacze, a sztab szkoleniowy i wielu zawodników znali język angielski. Oprócz gry i przyzwoitych zarobków, wartością dodaną dla piłkarza była możliwość zwiedzenia kraju z Wielkim Murem. Taki mały smaczek do gry w zabarwionej egzotycznie lidze jak dla Polaka.
Przechodząc do tych niedawnych transferów z Europy, grubą kasę zapłacono za Ramiresa z Chelsea (28 mln) i Alexa Teixiere z Szachtara Donieck (50 mln). Obu zatrudnił Jiangsu Suning, zaś ich ligowy rywal Guangzhou Evergrande sypnął 42 miliony za napastnika Atletico Madryt - Jacksona Martineza. Z pozostałych "skromniejszych" transferów do Państwa Środka trzeba wymienić przenosiny Gervinho z Romy do HB China Fortune za 18 mln euro czy Fredy'ego Guarina za 12 mln z Interu do SH Shenhua. Ostatnie doniesienia przed opublikowaniem tego tekstu, mówią także o przenosinach Lavezziego do SH Shenhua - kwota ma oscylować w okolicach 10-12 mln euro za transfer z PSG. A że Chińczycy mogą kupować do 28 lutego, to nie wiadomo czy do końca miesiąca nie będziemy świadkami kolejnych przenosin na linii Europa-Chiny.
W sumie to były najbardziej wartościowe transfery całego ostatniego okienka zimowego (transfery Ramiresa, Teixiere i Martineza). Kwotowo wypierające pozostałe transakcje piłkarskie na europejskim rynku (czołowe kluby jednak na letnie okienko, tuż po turnieju Euro 2016). Tak pokaźne środki musiały skusić kluby do akceptacji, a skoro i zawodnicy wyrazili chęć dalekiego wyjazdu… Trochę brzmi to mało ambicjonalnie, bo wymienieni gracze w swoim wieku spokojnie mogli zasilić czołowe kluby z Serie A czy Bundesligi. Przestraszyli się fali imigrantów? Każdy piłkarz pragnie osiągać sukcesy, a takim niewątpliwie jest wygranie Ligi Mistrzów. Tej europejskiej rzecz jasna, a nie żadnej azjatyckiej podrabianki. Najwyraźniej ambicje można kupić wielkimi zarobkami na peryferiach futbolu i możliwe wspaniałe sukcesy przeorać na zapomnienie po drugiej stronie półkuli północnej.
Za wielkimi zarobkami podążają nie tylko piłkarze. Trenerzy również otrzymują intratne propozycje i chętni z nich korzystają. Wśród najsłynniejszych nazwisk na chińskim ligowym podwórku, pracy podjęli się Włoch Marcelo Lippi, Szwed Sven-Göran Eriksson czy Radomir Antić – który trenował kiedyś i Barcelonę i Real. W Państwie Środka pracował również José Antonio Camacho - jako selekcjoner reprezentacji Chin. Nawet najlepsi piłkarze bez porządnego trenera, który zrobi z nich zespół, nic nie wskórają - choćby razem byli warci i 300 mln euro. Punkt dla Azjatów - pomyśleli z wielu stron. I co dalej?
Udziały w klubach
Chińczycy nie tylko zarzucili parol na europejskich piłkarzy czy trenerów. Dzięki ogromnym majątkom, zaczęli kupować udziały w klubach ze Starego Kontynentu. Inwestorzy z Państwa Środka są już w posiadaniu pakietu udziałów w takich klubach jak: Czeska Slavia Praga, Hiszpańskie Atletico Madryt i Espanyol, Francuskie Sochaux czy Holenderskie Den Haag. Oczywiście właścicielami najczęściej są duże koncerny z różnych branż, widzące w Europejskim futbolu szanse na zarobek.
Nie da się jednak odnieść wrażenia, że wiele z piłkarskiego know-how powędruje tymi drogami do Chińskich klubów. Przypadkowo mamy tutaj przedstawicieli z różnych lig? Kto wie czy obecni właściciele nie inwestują w Europie tylko i wyłącznie po transfer wiedzy, którą przerzucą później na rodzimą ligę i tam postarają się generować zyski. Trzeba pamiętać jak wiele osób żyje w tym kraju i jakie plany są snute w związku z rozwojem futbolu w tym państwie. Dotychczas w regionie rządzili Japończycy. Jednak nie zdziwiłbym się gdyby w przeciągu kilku lat spadli na drugie miejsce, ustępując mocarstwowym planom Chińczyków. Do kraju Kwitnącej Wiśni nie wędrują gracze z Europy za kilkadziesiąt milionów...
Futbol, rozwój i władza
Chińczycy pokochali futbol. Piłka nożna powoli staje się w tym kraju sportem narodowym, a ze względu na ogromną liczbę mieszkańców - zapewnione są pokłady kapitału ludzkiego zarówno na przyszłych piłkarzy, jak i na zapełnianie kilkudziesięciotysięcznych stadionów podczas spotkań. W futbol zaangażował się także rząd, z Przewodniczącym Chińskiej Republiki Ludowej, Xi Jinping na czele. Naczelny wódz jest przedstawiany na wielkiego fan piłki nożnej, a na propagandowych obrazkach prezentowany jako piłkarski wirtuoz.
Działania rozwijające tą dyscyplinę sportową nie opierają się wyłącznie na ogólnokrajowej propagandzie, ale mają przełożenie w decyzjach rządu i odpowiednich inwestycjach. Oprócz wprowadzenia obowiązkowych zajęć z piłki nożnej dla ponad 17 milionów uczniów podstawówek, w planach jest wybudowanie blisko 20 tysięcy boisk i ośrodków szkoleniowych. Młodzież ma się szkolić w tej dyscyplinie (i nakazowo brzmiące słowo "ma" jest tutaj całkowicie na miejscu), a odpowiednie inwestycje (z finansowym przepychem) mają być odpowiednim środkiem do "wyprodukowania" armii Chińskich piłkarzy. Sytuacja zaczyna przypominać tę ze szkoleniem zawodników na Igrzyska Olimpijskie, gdzie w specjalnych trochę odizolowanych ośrodkach treningowych, szkoli się młodzież od najmłodszych lat w większości dyscyplin olimpijskich. Mają za zadanie osiągać sukcesy na zawodach i przynieść chwałę narodowi, a właściwie rządzącym - jacy to z nich dobroczyńcy skutecznie rozwijający kraj płynący bogactwem sukcesów. W sumie to ten rozwój jakoś im idzie - trzeba przyznać. Jednak przykryty jest wszechobecną biedą, głodem i komunistycznym ustrojem, ale to ich sprawa.
System masowego rozwoju piłki nożnej ma wychować setki tysięcy nowych piłkarzy w przeciągu kilkunastu lat. Celem oczywiście jest odniesienie sukcesów z piłkarską Reprezentacją Chin, nie tylko na terenach azjatyckich, ale przede wszystkim na mundialach. Myślę, że do ich triumfu w "World Cup" i podniesienia statuetki autorstwa Silvio Gazzaniga (autor projektu statuetki przyznawanej mistrzom świata w piłce nożnej), miną jeszcze dziesięciolecia. I nie ważne czy wybudują 20 czy 80 tysięcy boisk, przeznaczą miliony na najlepszych szkoleniowców, rozkażą ludziom grać w piłkę 8 godzin dziennie za kilkadziesiąt dolarów. W futbolu rządzą Europa i Ameryka Południowa. Do nich należą zwycięstwa w mundialach i jeszcze przez wiele lat tak pozostanie!
Mundial w Chinach?
Skoro już wspomniałem o mundialu, to Chińczycy są bardzo chętni do organizacji największych imprez sportowych. Mieli już swoje letnie igrzyska w Pekinie w 2008 roku, a w 2022 to samo miasto będzie organizatorem igrzysk zimowych. Pekin jest pierwszym w historii miastem, które zorganizuje zarówno letnią i zimową olimpiadę. Zatem z największych imprez brakuje im jeszcze mundialu, chociaż na Niego będą musieli trochę poczekać. Rok 2018 jest zaklepany przez Rosję, a w 2022 mundial odbędzie się w Katarze (chociaż wybór jest uważany za mocno kontrowersyjny). Za rokiem 2026 przemawiać będzie Ameryka Północna, która nie organizowała mundialu od 1994 roku (wtedy USA, a wcześniej w 1986 - Meksyk) i tutaj faworytem wydają się być Stany Zjednoczone, które również dość aktywnie inwestują w futbol na swoim podwórku. Jeżeli zaś chodzi o mundial w 2030 roku to ślepo strzelę, że gospodarzem będzie Urugwaj. W tym roku, bowiem przypada setna rocznica od pierwszych mistrzostw świata w piłce nożnej, które odbyły się właśnie w tym kraju. Tutaj więc pieczątka jest przybita. No to mamy najbliższy wolny rok 2034, czyli za 18 lat - sporo czasu do mundialu, niewiele do rozwoju całej dyscypliny w kraju. Jednak dla Chin wystarczająco, aby stworzyć potężną ligę piłkarską i wychować dziesiątki tysięcy potencjalnych kandydatów do gry w reprezentacji. Za stworzeniem solidnej kadry przemawiać będą dwa argumenty: pieniądze i przymus od władzy!
Zmiany na sportowej mapie świata?
No sporo o tych Chińczykach można by pisać w sprawie piłki nożnej w ich kraju - a w dwóch słowach można to określić tak: "dzieje się". Rozwój i inwestycje. Jedno i drugie w skali makro, zarówno w kraju jak i przez import z Europy. Import wiedzy (trenerów), kapitału ludzkiego (zawodników) i doświadczeń z działalności zespołów (udziały w klubach). Chińczycy chcą zbudować piłkarską historię i tradycję w kilkanaście lat. Jeżeli zrobią to tak samo skutecznie jak swoją gospodarkę, wtedy możemy na stałe uznać ten kierunek jako warty wyjazdów. Pytanie czy i świat, znaczy USA, też nie pójdą tym śladem i w trybie nagłym zwiększą nakłady finansowe. Wprawdzie konkurencja sportowa jest tam większa: NBA, NHL, NFL, a z drugiej strony potężny Meksyk, również lubujący się w tej dyscyplinie. Połączenie superligi piłkarskiej USA-Meksyk z gwiazdami pochodzenia europejskiego? Trochę fantazjuję ale nigdy nie wiadomo. Hokejowa liga NHL też uwzględnia USA i Kanadę...
Zmiany na sportowej mapie świata nieustannie następują. A trochę na przysłowiowego wystrychniętego dudka wychodzi Europa. Nie dość, że kluby tracą udziały na rzecz bogatych z Chin, Stanów, Kataru i tym podobnych, to jeszcze klasowi zawodnicy zaczynają szukać lepszych zarobków. Póki co, Stary Kontynent broni się swoją historią i wiernymi kibicami. Ja, mający w kręgu swoich zainteresowań także gospodarkę krajową i światową, wyraźnie zauważam, że cały świat chce rozpieprzyć i podzielić Europę między siebie. Mocna teoria, a jednak ją postawię. Dlaczego tak się dzieje? Przez wykup firm (co już się dzieje od dawna), przez falę imigrantów zagrażającą dotychczasowym kulturom, a ostatnio przez zakradnięcie wręcz kultowej dla Europejczyków dyscypliny sportowej - piłki nożnej. To wszystko nie dzieje się to gwałtownie, jednak regularnie, małymi kroczkami.
Zacząłem od Chińczyków, a skończyłem na teorii wyniszczania Europy, także w futbolu. Mój blog, moje zdanie. A jakie jest zdanie czytelników? Zapraszam do komentarzy na blogu.