Nowe przepisy, które niebawem wejdą w życie mają zwiększyć bezpieczeństwo sklepów internetowych. Trudno jednak w to uwierzyć, ponieważ według wielu komentujących nową ustawę, pogrąży to i tak będących w trudnej sytuacji małych e-sprzedawców.
O czym mówię? O dyrektywie 2011/83/UE uchwalonej przez Unię Europejską 25 października 2011 r , a nakładającej nowe obowiązki na właściciela sklepu internetowego. Nie sposób nie zauważyć, skurczony już rynek małych, rodzinnych sklepików. Niegdyś osiedlowe czy wiejskie sklepiki podtrzymywały kontakty międzyludzkie, działały mniej lub bardziej na zasadzie konkurencji, ale tej właściwej. Dziś nie można tego nazwać czystą konkurencją, bo jak wiemy wszyscy, wielkie koncerny mają chociażby inne ulgi podatkowe.
Teraz postanowiono na wirtualną rzeczywistość, coraz bardziej rozwijającą się w Polsce. I tak już można zauważyć zmieniających się właścicieli małych portali, księgarń, drogerii internetowych itp. Wystarczy spojrzeć jak wirtualna sprzedaż upodabnia się do sytuacji znanych nam z naszych ulic, osiedli. Kiedyś właścicielem był nasz sąsiad, a dziś jest logo wielkiego koncernu, tak jak kiedyś ulubiona księgarnia internetowa była własnością małego przedsiębiorcy, dziś należy do spółki, wielkiego portalu.
Oczywiście coraz trudniej jest utrzymać się małym e-sprzedawcom, nie mają takich możliwości finansowych aby zainwestować w reklamę. Nie mają również takiego obrotu, żeby powalczyć o większe rabaty. Przede wszystkim zaś uważam, że niszczy ich nowe prawo i narzucane odgórnie obowiązki.Już dziś wydają mnóstwo na prawników, w momencie otrzymania pozwów sądowych złożonych przez „gorliwych” użytkowników Internetu. Do tego dochodzą ciągłe zmiany w regulaminach, do których stworzenia potrzebują „pomocy” portali oferujących swe usługi. Nie przyjęcie takiej pomocy, również często kończy się pozwem w związku z brakiem właściwej treści regulaminu sklepu.
Co nam dziś oferuje nowa dyrektywa? Otóż zmienione przepisy wydłużą czas na odstąpienie od umowy do 14 dni, a w przypadku, gdy sprzedawca nie poinformuje właściwie o takim prawie, kupujący będzie miał na to nawet rok. Trzeba dodać, że w niektórych przypadkach będzie mógł oddać nawet przedmioty noszące ślady użytkowania lub uszkodzone. Oprócz tego nie będzie zobowiązany do zrekompensowania utraty wartości towaru. Jeżeli zaś sklep nie poinformuje o konieczności pokrycia kosztów wysyłki z własnej kieszeni, za odesłanie towaru również zapłaci sprzedający.
Po 13 czerwca będzie jedno nazewnictwo, tylko rękojmia i gwarancja. Zniknie pojęcie "niezgodności towaru z umową". Wydłuży się też okres domniemania wystąpienia wady w źle wykonanym produkcie z 6 miesięcy do roku. To sprzedawca będzie musiał udowodnić klientowi, że wada wynika z jego winy np. ze złego użytkowania
Czym to skutkuje? Następnymi kosztami, bo to e-sprzedawca będzie musiał szukać kiedy wada powstała i dlaczego, czyli np. rzeczoznawca opłacony przez sprzedawcę. Zwiększą się zatem koszta obsługi sklepu, tak samo jak przy możliwych nieograniczonych zwrotach towaru. A już na pewno śmieszną rzeczą, wydaje się, według mnie konkretne, jasne i czytelne poinformowanie Kupującego , że musi zapłacić za zamówiony towar. Tak jakby sama informacja o cenie produktu nie wystarczyła, aby zrozumieć, że za dany towar należy zapłacić.
Brak jakichkolwiek informacji, komunikatów przesyłanych do klienta o jego wszechmożliwych prawach spowoduje nałożenie kar na sprzedawcę. Tylko kto nadąży za ciągłymi zmianami w prawach, obowiązkach, regulaminach sklepu. Duże korporacje na pewno tak, oni będą wiedzieć o zmianach zanim wejdą w życie. Dla nich też nie będzie problemu zainwestować w stworzenie nowego regulaminu, programu. I takim sposobem małe e-sklepiki czeka ten sam los, który spotkał nasze rodzinne sklepy, małe… ale NASZE !