Instytucje finansowe nie dają inwestorom wytchnienia. Jest nowa okazja do zarobku – zboża i inne płody ziemi uprawnej. Przyjrzyjmy się wspólnie, czy, mimo kilkuletnich już wzrostów, warto wejść na ten rynek, a jeśli tak to jak zrobić to skutecznie.
Na początku spójrzmy jak wygląda obecna sytuacja na rynku roślinnych płodów rolnych i zastanówmy się dlaczego ten „temat inwestycyjny” pojawia się coraz częściej w mediach oraz ofercie instytucji finansowych. Jedną z przyczyn jest niedomagający rynek akcji i potrzeba znalezienia efektywnych alternatyw. A rynek surowców, w tym produktów rolnych, jest właśnie taką alternatywą. W dodatku bardzo dobrą. Ceny surowców rolnych rządzą się własnymi prawami, co przejawia się w ich niskiej korelacji z cenami akcji. Dla przykładu – podczas gdy w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy indeksy akcji amerykańskich S&P500 oraz NASDAQ straciły odpowiednio 5,5 i 3,5 proc., cena kukurydzy na Chicago Board of Trade wzrosła o 30, soi o 100, a pszenicy o 126 proc.. (stan na 29 lutego 2008).
Bez dwóch zdań to wyniki działające na wyobraźnię. Pieprzu całej sytuacji dodaje fakt, że cenom tych oraz wielu innych surowców rolnych jeszcze bardzo daleko od ich historycznych rekordów sprzed ponad 30 lat w ujęciu realnym (po uwzględnieniu inflacji, w tym przypadku amerykańskiej – surowce są zawsze wyceniane w dolarach). Oczywiście nie jest powiedziane, że ceny dobiją do ówczesnych „realnych” poziomów, chociażby ze względu na mnogość czynników, które miały wpływ na ten rynek wtedy i obecnie. Jednocześnie mogą sugerować pewien potencjał w nich tkwiący. Ku uciesze inwestorów i przerażeniu konsumentów.
Źródło: Deutsche Bank
Przyczyną rozpoczętych około trzy lata temu wzrostów jest szybko rosnący popyt przy stosunkowo stałej i trudnej do zwiększenia podaży, bo choć efektywność produkcji rośnie, to jednak ograniczona powierzchnia ziemi uprawnej nie pozwala na swobodne zaspokojenie rosnących potrzeb konsumpcyjnych ludności. Tutaj szczególną rolę odgrywają pędzące gospodarki Azji. Wzrost zamożności ich obywateli przekłada się bowiem bezpośrednio na tamtejsze nawyki żywieniowe na czele z rosnącym spożyciem mięsa. Obecnie przeciętnych Chińczyk zjada 60 kg mięsa rocznie, co stanowi 60 proc. średniej światowej. Ta luka stanowi kolejny argument za wzrostem popytu na zboża, które, jak wiadomo, stanowią główną część zwierzęcej „diety”. Przyjmuje się, że do wyprodukowania jednego kilograma wieprzowiny potrzeba trzech kilogramów ziarna.
Innym czynnikiem istotnie wpływającym na popyt na zboża (konkretnie kukurydzę i soję) jest ich wykorzystanie do produkcji biopaliw, która z roku na rok rośnie. Dla przykładu 60 proc. całej światowej produkcji kukurydzy w 2007 roku zużyto właśnie do produkcji etanolu w Stanach Zjednoczonych. Jest to efekt rozpoczętego w 2005 roku programu mającego na celu redukowanie zużycia ropy naftowej cechującej się trzema przypadłościami – rosnąca ceną, negatywnym wpływem na środowisko i koniecznością jej importu (bezpieczniej uprawiać swoje własne paliwo na polu niż kupować je np. od Arabii Saudyjskiej).
Powyższe czynniki popytowe nie mogą pozostać bez wpływu na kształtowanie się cen zbóż, które w ciągu najbliższych kilku lat są skazane na wzrosty. Jednocześnie trzeba uważać na zbyt daleko idące generalizacje i nie wkładać wszystkich płodów rolnych do jednego worka, jeśli chodzi o ich atrakcyjność inwestycyjną. Dobrze natomiast wyszukiwać te ze szczególnie dobrymi perspektywami, do których należy np. bawełna. Podaż spada z powodu przerzucania się farmerów na bardziej dochodowe… kukurydzę, soję i pszenicę. W 2007 roku powierzchnia uprawy bawełny zmalało o 14% w porównaniu do roku poprzedniego. W 2008 przewidywany jest jeszcze większy spadek areału. Jednocześnie nic nie zapowiada spadku popytu na ten surowiec. Jeśli weźmiemy jeszcze pod uwagę niską cenę bawełny w tym momencie, łatwo przewidzieć, co będzie się z nią działo w najbliższym czasie.
Co może zrobić polski inwestor chcący zrekompensować sobie rosnące wydatki na codzienne zakupy z pomocą inwestycji na rynku towarów rolnych? Jeszcze do niedawna mógł zrobić bardzo niewiele. Obecnie wachlarz możliwości ciągle jest dość wąski, ale jednak.
Amatorzy mocnych wrażeń mogą „zagrać” na kontraktach terminowych na poszczególne surowce. Będzie to wymagać otworzenia specjalnego rachunku, w którymś z domów maklerskich dających taką możliwość. Zanim jednak zdecydujemy się na ten krok, dobrze najpierw dogłębnie zapoznać się z tematem, bo brak zrozumienia mechanizmów rządzących inwestowaniem w kontrakty (na czele z działaniem dźwigni finansowej) z dużym prawdopodobieństwem doprowadzi do bardzo bolesnych efektów. Zdecydowanie odradzam tą formę inwestowania drobnym inwestorom prywatnym. Są oni bowiem doskonałym źródłem zysku dla tych większych, mających dostęp do istotnych informacji i fachową wiedzę.
Zalecam skierować się raczej ku funduszom inwestycyjnym i lokatom strukturyzowanym. W przypadku funduszy na naszym rynku dostępne są póki co tylko fundusze surowcowe „ogólne”, tzn. takie, w których portfelu surowce rolne stanowią tylko pewną część, najczęściej na równi z innymi skarbami natury typu surowce energetyczne czy metale szlachetne. Należą do nich np. BPH FIZ Dochodowych Surowców, SKARBIEC - Rynków Surowcowych, Idea Surowce Plus FIO oraz Schroder AS Commodities dystrybuowany przez Fortis Bank. W każdym przypadku warto dowiedzieć się, w jaki sposób fundusz inwestuje na rynku surowców. Pożądanym sposobem są wspomniane wyżej kontrakty terminowe (w tym przypadku nie ma się czego obawiać, bo w naszym imieniu handlują nimi fachowcy z funduszu). Równie dobrze fundusz może lokować powierzone mu pieniądze w akcjach związanych z rynkiem surowców, w tym np. producentów żywności. W takim przypadku na wyniki funduszu wpływ ma nie tylko kształtowanie się cen danych surowców, a raczej sytuacja na rynku akcji. Tym samym taki fundusz nie jest najlepszym wehikułem inwestowania w surowce rolne.
Wreszcie polscy inwestorzy indywidualni mają do dyspozycji coraz szerszą ofertę lokat strukturyzowanych opartych na rynku surowców rolnych, które mogą być tylko częścią koszyka instrumentów, na którym oparta jest lokata (podobnie jak w przypadku wspomnianych wyżej funduszy) albo stanowić jego całość. Przy inwestowaniu w struktury należy przede wszystkim dobrze zrozumieć, w co tak naprawdę inwestujemy, od czego będzie zależał nasz zysk i w jaki sposób zostanie on ustalony. Jeśli mamy jakiekolwiek wątpliwości – pytajmy dystrybutora i drążmy temat, dopóki nie uzyskamy jasnej i rzetelnej odpowiedzi.
Jedną z ważnych kwestii, które mogą mieć istotny wpływ na nasz zarobek jest konstrukcja wykorzystanego w danej lokacie indeksu. (Bo to właśnie na indeksach odzwierciedlających zmiany cen różnych surowców oparte są lokaty strukturyzowane.) „Drobnym” technicznym niuansem jest to, w jaki sposób dany indeks radzi sobie z kwestią rolowania kontraktów terminowych. Jest to procedura wynikająca z konieczności „przesiadania” się na kolejne serie kontraktów w trakcie trwania naszej, z reguły kilkuletniej, inwestycji. Może to mieć pozytywny lub negatywny wpływ na rentowność dla inwestora w zależności od tego, czy kolejne serie są tańsze czy droższe. W większości przypadków do tworzenia struktur oferowanych w Polsce wykorzystywane są indeksy działające „mechanicznie”, które nie niwelują zbędnych strat ani nie inkasują dodatkowego zysku dla klienta. Lepszym rozwiązaniem są indeksy „inteligentne”, które ów proces potrafią zoptymalizować.
Ponadto, jak w przypadku wszystkich lokat strukturyzowanych, zwróćmy uwagę na rzetelność prezentowanych wyników historycznych, ewentualne opłaty „za wejście” i wysokość opłat za wcześniejsze zakończenie inwestycji (oczywiście im niższe tym lepiej).
Pamiętajmy, że rynek surowców rolnych jest bardzo zmienny. Nierzadkie są przypadki wzrostów ceny np. o 15 proc. w ciągu tygodnia poprzedzone podobnym spadkiem w ciągu miesiąca. Wobec powyższego inwestycje w płody rolne należy traktować długoterminowo. Roczny lub dwuletni horyzont inwestycyjny to zdecydowanie za krótko. Nie można też przesadzać z udziałem towarów rolnych w całości naszego portfela inwestycyjnego – ok. 10-15 proc. to właściwy limit.
Podsumowując – zboża i inne płody rolne mogą być dobrym sposobem na urozmaicenie naszych inwestycji. Róbmy to jednak z rozwagą, dokładnie analizując i na chłodno oceniając różne oferty, z dystansem podchodząc do marketingowych zabiegów. Oszczędzi nam to zbędnych rozczarowań.