Początkowa wersja Corvetty zjechała bowiem z linii produkcyjnych już osiem lat po wojnie, w 1953 roku. Ekskluzywny samochód mieścił tylko kierowcę i pasażera. Napędzany był niespełna czterolitrowym silnikiem o mocy przekraczającej 160 koni mechanicznych. Może się to wydawać mało, ale już wkrótce, moc wzrosła do niemal 220 koni mechanicznych. W następnej dekadzie na rynku pojawił się następca. Odświeżona wersja flagowego wozu General Motors została nazwana Sting Ray. Producenci zrezygnowali z najcięższych detali, co dało szansę na poprawę osiągów. Dodatkowo, wóz dostał mocniejszy, niemal 320-konny motor. Wraz z upływem czasu silniki niechybnie by rosły, gdyby nie to, że w połowie lat 70-tych rząd amerykański zaaprobował restrykcyjne przepisy dotyczące ochrony środowiska. Producenci zostali poinstruowani o konieczności zmniejszenia silników. W ten sposób moc Corvetty zmniejszyła się z około trzystu dwudziestu do 180 koni mechanicznych. Dodatkowo pogarszała się sytuacja na rynku paliwowym. Ceny benzyny wystrzeliły w górę. Mówiąc krótko: USA lat 70-tych to nie był dobry kraj dla sportowych samochodów.
Kolejne dziesięciolecie to punkt kulminacyjny popularności ekskluzywnego Chevroleta. Corvetta otrzymała nowy kształt i wróciła do większych mocy. A dzięki telewizji samochód zaczął stawać się ikoną kultury popularnej. Czarną – w dodatku mówiącą - Corvettą poruszał się między innymi nieznany wówczas aktor David Hasselhof.
Po siedmiu tłustych, nadeszły chude lata i w kolejnych dwóch dziesięcioleciach wóz odchodził stopniowo do lamusa. Powodem tej sytuacji było zalanie rynku przez ekskluzywne samochody z Dalekiego Wschodu; zwłaszcza Japonii i Korei. Jednak nic straconego. W 2014 roku w salonach będzie do kupienia kolejna, już siódma odsłona sportowego Chevroleta. General Motors podjął decyzję o powrocie do legendarnej nazwy Corvetta Stingray. Twórcy odnowili wygląd samochodu i wykorzystali w nim mnóstwo nowości technologicznych.
- Chcę widzieć nową Corvettę Stingray na plakacie w pokoju każdego dzieciaka w tym kraju – odgrażał się ostatnio jeden z dyrektorów Chevroleta. I wygląda na to, że słowo może stać się ciałem. General Motors tak samo jak trzy dekady temu, postawił na promocję. Z tą różnicą, iż autem nie jeździ już przejrzały gwiazdor David Hasselhof. Za kierownicą może usiąść każdy dzieciak. A przynajmniej każdy, który zainstalował na swoim komputerze jedną z popularnych gier wyścigowych.