Przyjrzyjmy się pokrótce, w jaki sposób polska para zaczynała swoją przygodę z siatkówką plażową i jak wspomina dziś pierwsze sukcesy na arenie międzynarodowej.
W przypadku Fijałka wybór siatkówki był rzeczą niemal oczywistą. Tą dyscypliną zajmowali się jego dziadkowie, rodzice, a obecnie grają także trzej bracia. Siatkówka towarzyszyła mu więc od dziecka i - jak sam podkreśla - była mu niejako zapisana "odgórnie".
Prudel siatkówkę na poważnie zaczął trenować w pierwszej klasie liceum, bo wcześniej uczęszczał tylko na SKS-y, ale to była bardziej zabawa. W któreś wakacje w szkole średniej trener zorganizował w Rybniku zajęcia na piachu i... tak to się zaczęło. Prudel miał wtedy 17 lat, więc jak na przyszłego zawodowego sportowca był to już zaawansowany wiek. Wtedy najbardziej do gry i treningów na piachu motywowały go... nagrody rzeczowe, które można było zdobyć w turniejach.
Fijałek po raz pierwszy zorientował się, że plażówkę trzeba zacząć traktować na poważnie w 2008 roku. Wraz z obecnym partnerem pojechał wtedy na pierwszy w życiu turniej World Tour do Pragi i bez żadnego doświadczenia, z zerowym dorobkiem punktowym w rankingu, wygrał trzy mecze w eliminacjach i awansował do turnieju głównego. Tam Polacy pokonali najlepszą ówczesną parę na świecie, wywołując ogromną sensację.
Później nie zawsze było tak łatwo, często trzeba było wracać do domu po porażkach. Prudel wspomina dzisiaj, że najważniejsze było pokonanie własnych słabości i poustawianie sobie wszystkiego dobrze w głowie - kiedy osiągnąć jaki cel. Nie ma bowiem nic przyjemniejszego, jak pokonać parę, z którą przegrywało się jeszcze dwa, trzy lata wcześniej.
Polska para zaczęła stopniowo odnosić sukcesy, cieszyć się coraz większym szacunkiem wśród rywali i piąć się w światowym rankingu - aż do ćwierćfinału igrzysk olimpijskich w Londynie. Fijałek z Prudlem na pewno nie powiedzieli jednak jeszcze ostatniego słowa.