Zaczęło sie niewinnie, na rodzinnym poletku... Z przerażeniem patrzyłam jak szczeniaczek stawał się monstrum dzięki Hilfiger'owi, Boss'owi, Laurent'owi i wielu innym... Obserwowałam jak zbrojenie następowało w zegarki, też nie byle jakie. No i buty... O autach, komputerach, tabletach, telefonach i odtwarzaczach mp3 nie wspominając. Czułam, że niedobrze może być z głową i przyszłością osoby, której telefon nie musi dzwonić, tylko wyglądać... I choć zawsze miałam dość klarowną opinię w tym względzie, to w tej sytuacji, jakby na przekór, starałam się udowadniać to, co na co dzień potwierdzało mi się niemalże każdego dnia. Że nie metka jest ważna, a styl. Nie logo, a klasa. Nie cena, a szyk. I ubrana w te swoje sieciówkowe kombinacje zbierałam odkąd pamiętam aplaus wśród znajomych na temat wyjątkowości tego jak się noszę, jak się kiedyś mawiało. No więc założyłam bloga jednego, i drugiego zaraz potem... mającego udowodnić to publicznie, że zarówno wnętrze mieszkalne jak i to, co mamy na sobie właściwie dobrane, zestawione i "sprzedane" sprawia, że wyglądamy nie tylko dobrze, ale i wyjątkowo. Nie zapewni nam tego drugiego na pewno żadna metka, jeśli nie ma w nas wewnętrznego blasku, który stanowi znaczące tło dla reszty. Stąd pewnie po biurach nudnych i szarych suną kryształowe postacie w tych samych garniturach i zegarkach. Bez szaleństwa i bez osobowości. Jedyne szaleństwo to to, kiedy impreza służbowa trochę się przeciągnie i reszta pozostaje milczeniem. Tego też doświadczyłam... ale to już na inną opowieść...
Kiedy robi się chłodniej, sięgamy po ubrania, które zapewnią nam modny look, ale też komfort. Takie są stylizacje boho, czyli artystyczna mieszanka praktycznych fasonów i folkowych wzorów. W tym sezonie bardzo modna!