Dwie rzeczy, które nasuwają mi się po głębszym zadumaniu i ciągłym śledzeniu internetu oraz wszelakich stacji informacyjnych radiowych i telewizyjnych, to przede wszystkim sprawa solidarności społecznej oraz rokujących wreszcie nadzieję postanowień wyborczych.
Jeśli idzie o zaobserwowaną przeze mnie ludzką solidarność, cieszy mnie, że setki, ba! – tysiące ludzi, za pośrednictwem internetu potrafi natychmiast się skrzyknąć w imieniu jakiejś sprawy. Z niekłamanym zaskoczeniem, ale i podziwem widzę, że na jednym proteście spotyka się anarchista z obrońcą telewizji Trwam, członek prawicowej młodzieżówki z kibolem, czy komunista z liberałem. I nie robią tego, by wzajemnie tłumaczyć wyższość jednej idei nad drugą, ale jednym głosem krzyczą: „Nie dla ACTY!”. Wiedzą, że sprawa jest poważna. Naprawdę chodzi o ich przyszłość – ich, ich dzieci i wnuków. Zauważcie, że nawet nagły atak mrozów nie zniechęca ludzi do protestów.
Nieźle rząd załatwił przez tę nieszczęsną ACTĘ. Na razie przekłada się to tylko na okrzyki niezadowolenia, ale kiedyś przyjdą wybory. A ludzie są pamiętliwi – szczególnie młodzi.
I tutaj nadchodzi druga moja refleksja. A co, jeżeli to wszystko jest dokładnie przemyślane i sterowane? Co, jeżeli cała ta zadyma świadczy jedynie o politycznym cwaniactwie i przewidywaniu imć Donalda – premiera? Bredzę? Nie sądzę. Obserwując na bieżąco posunięcia Tuska w określonych sytuacjach dochodzę do wniosku, że jego zaletą jest umiejętność błyskawicznej reakcji na nieoczekiwane wydarzenia. Ten cwany lis robi wszystko, aby każdą wpadkę, niezręczność czy porażkę natychmiast przekuć w sukces.Podejrzewam, że pewnego pięknego dnia, zupełnie nieświadomy zadymy, siedział sobie popijając poranną kawkę, gdy nagle jakiś doradca zwrócił mu uwagę na dym, który podniósł się znad internetu.
- „Bogdan i Michał do mnie!” – wrzasnął.
Uuuuuu…… Gorąco. Myślę, że Zdrojewski i Boni zesrali się na starcie. Doskonale zdali sobie sprawę, że poprzez swoją pierdołowatość i krótkowzroczność wywołali w kraju małą rewolucję. Wystarczyło zacząć trąbić o zamiarze podpisania pół roku temu, dać się wypowiedzieć zainteresowanym, wysłuchać wszystkich przeciw i umożliwić premierowi dumne ogłoszenie przed kamerami, że Polska wraz ze swoim największym sojusznikiem – Niemcami mówi stanowczo NIE przeciw umowie ACTA jako dokumentowi godzącego w to, co kochamy jako naród najbardziej, czyli WOLNOŚĆ!
A tak mamy smród i wrzask!
„Co robić, co robić?” – myśli Donek – „Może rzucę narodowi na pożarcie tych dwóch tumanów? Nie. W tym przypadku to się nie sprawdzi. Za duża afera.”
Donald przechadzał się nerwowym krokiem po kancelarii. Boni i Zdrojewski ze spuszczonymi głowami sprawdzali wzór premierowego dywanu.
„A może….” – zaczął niepewnie Michał.
„Zamknij ryj” – zgasił go szef – „Najpierw nasrasz w kocioł z zupą a teraz chcesz mi pokazać gdzie leży cedzak? Słuchajcie głąby – zrobimy tak. Za chwilę ogłoszę, że wbrew terrorystycznym cyberatakom na nasze strony, przeciw zmanipulowanym przez opozycję incydentalnym protestom podpiszemy tę umowę. I jedynym powodem – zapamiętajcie to i powtarzajcie jak mantrę! – jest ochrona wielkich twórców i ich dzieł przed robaczywym, spiratowanym, internetowym tałatajstwem. Aha! I macie wszystkich zapewniać, że sam podpis nic nie znaczy, bo i tak obowiązują nasze przepisy prawne. Tak więc niepotrzebnie protestują, więc niech idą do domu. Nic im nie grozi.
- „Panie premierze, ale wie pan, że to nie do końca prawda”. – nieśmiało zaczął Zdrojewski – „Zaraz pismaki wyciągną szczegółowe zapisy z ACTY, opozycja to rozdmucha, specjaliści od prawa wyśmieją, a zwykli internauci oplują… Może zrobić się straszny dym”.
- „I bardzo dobrze. Niech się robi”.
- „Jak to?” – Boni aż wstał z krzesła – „Toż to może przerodzić się w rewolucję, która obali rząd!”.
- „Tak, – mruknął Tusk - pod warunkiem, że ratyfikujemy to gówno. A my przecież….”
- „Nie ratyfikujemu tego szajsu!” – zakrzyknęli radośnie Bogdan i Michał.
- „Właśnie głąby! I tym samym z zamordystów przemienimy się w zbawców narodu. A naród nasz pamiętliwy idąc po raz kolejny do urn nie zapomni jak uratowaliśmy wolny internet.”
- „Ale może lepiej delikatnie zapowiedzieć, że nie będziemy się przymierzać do ratyfikacji? – wtrącił Boni – Inaczej długo jeszcze będą urządzać zgromadzenia!”
- „I bardzo dobrze!” – Donald zatarł ręce – „Chcielibyście, aby zamiast nich na ulicy znaleźli się lekarze, aptekarze, kierowcy, emeryci, strażacy, pogranicznicy? Czy wy kurwa widzicie jak nam się wszystko wokoło wali? Wiecie czym odpowiadacie przed narodem? Tak, właśnie – głową! Wolę takie internetowe, pokojowe zgromadzenie które krzyczy: nie podpisuj!, niż to jak spod okien kancelarii dociera do mnie: chcemy podwyżek! Dobra – wypad z baru! Aha! Michał bąknij coś o złożeniu na moje ręce dymisji, i że jej nie przyjąłem, a ty Bogdan spreparuj jakieś papiery, że zachęcałeś do konsultacji. Tylko, żeby wiarygodnie to wyglądało”
Po wyjściu ministrów Donald westchnął głęboko. Podszedł do szafy i wyciągnął piłkę, którą dostał w prezencie od Platiniego. Podbił ją kolankiem dwa razy i skonkludował: „Za tym wszystkim jak nic stoi Schetyna. Wykończę drania! Niech nie myśli że będzie ze mną pogrywał w chujki”.
Atykuł ten napisałem 27 stycznia Dziś przeczytawszy go, myślałem: wywalić czy zostawić? Chyba zostawię, bo tak jak przewidziałem ratyfikacja raczej poszła w zapomnienie, niemniej ciekawi mnie, co z tym Schetyną?