Historia kartingu w Polsce sięga 1960 roku. Około dziesięciu lat temu pierwsze kroki w tej dyscyplinie motosportu stawiał Karol Dąbski. Mając 8 lat, wraz z ojcem wymienił Fiata 126p na pierwszego gokarta. Dzisiaj jest jednym z najbardziej znanych i cenionych zawodników kartingowych.

Data dodania: 2012-01-25

Wyświetleń: 1691

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

„Zawsze trzeba jechać o pierwsze miejsce. Lepiej martwy niż drugi” – mówi Karol podczas naszej rozmowy. Pierwszych miejsc w karierze Karola Dąbskiego było co najmniej kilkanaście. Jeszcze więcej przed nim. Z taką determinacją, pasją i doświadczeniem nie da się nie osiągać sukcesów. Zwłaszcza mając za sobą całą rodzinę, która towarzyszy Karolowi niemal podczas każdego wyjazdu. Z Karolem Dąbskim rozmawiałam na kilka dni przed jego wyjazdem do Japonii na kilkumiesięczne treningi, w jego domu rodzinnym w Samsonowie koło Kielc.

Agata Jeruszka: Początek Twojej kariery to 2002 rok. Miałeś 10 lat i od razu pojawiło się w twojej karierze II Miejsce w Pucharze Polskiego Związku Motorowego w kategorii Młodzik 60. Jak to się stało, że w ogóle zacząłeś jeździć?  

Karol Dąbski: Jako chłopiec próbowałem różnych sportów, takich jak judo czy aikido, ale zupełnie mnie to nie kręciło. Natomiast podczas przyjęcia z okazji mojej Komunii, z kilkoma innymi osobami, poszliśmy na pobliski tor kartingowy. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem gokarta i też wtedy to się zaczęło. Bardzo chciałem mieć jakiegoś dla siebie, ale były takie czasy, że moich rodziców nie było na niego stać. Mieliśmy za to Fiata 126p, którego zamieniliśmy na pierwszego gokarta. Starego i zupełnie nieprofesjonalnego. Tylko oczy się cieszyły, bo nawet nie mogłem nim jeździć. Był za duży. Dopiero po jakimś czasie sprzedaliśmy go, i zakupiliśmy nowego. Na początku jeździłem sam z tatą i powoli wszystkiego się uczyliśmy. Nie było łatwo. Ostatnie miejsca w zawodach, porażki, nie było za ciekawie. 

A.J.  A co było dla ciebie najtrudniejsze na początku kariery? Porażki, strach przed ryzykiem, pogodzeniem treningów z innymi obowiązkami? 

K.D.  Na początku w ogóle nie zastanawiałem się nad tym, czy to jest ryzykowny sport, czy nie. Chciałem jeździć i tyle. Nie widziałem żadnego ryzyka dopóki nie zaczęły się jazdy z większą grupą zawodników, chociaż tak naprawdę ryzyko istnieje zawsze, ale o tym się nie myśli. Będąc na starcie po prostu wciskasz gaz i myślisz o tym, żeby jak najszybciej pojechać. Żeby wyprzedzić jak najwięcej zawodników. Fakt, to jest niebezpieczny sport – ktoś ci może wpaść na koło, możesz wydachować, ale z tym trzeba się liczyć. O ryzyku się nie myśli. Jeśli ktoś to robi to nigdy dobrze nie pojedzie.
Co do szkoły – szkoła mi wtedy nie przeszkadzała, bo nie jeździłem jeszcze aż tyle, a raczej sport nie przeszkadzał szkole.

A.J.  Co musi zrobić ktoś, kto chce zacząć karting profesjonalnie? 

K.D.  Żeby jeździć gokartami profesjonalnie trzeba zapisać się do klubu. W Polsce jest ich dużo. Praktycznie każde miasto ma jakąś sekcję kartingową lub jakiś klub. Później najlepiej dołączyć do jakiegoś teamu, np. takiego jak nasz Uniq Racing. Trzeba wybrać najlepszy, w którym ludzie znają się na tym co robią, i w którym mają najlepszy sprzęt. 

A.J.  Twój brat Szymon też jeździ, z tym że na motocyklach. Ojciec jest szefem teamu Uniq Racing, do którego należysz. Zamiłowanie do sportu i samego kartingu jest u was rodzinne? 

K.D.  Z kartingiem jest mocno związana cała moja rodzina. Praktycznie wszyscy jeżdżą ze mną na zawody. Mój brat poszedł bardziej w stronę motocrossu, quadów itd., ale wszyscy zawsze równie mocno mnie wspierają. W każdej karierze potrzebny jest ktoś, kto ci pomaga. Samemu trudno zajść daleko. To bardzo pomaga w odnoszeniu sukcesów, gdy ma się wsparcie. 

A.J.  A propos, sukcesów masz naprawdę bardzo dużo. Chociażby pierwsze miejsca w Rotax Max Challenge Polska w 2007, 2008 i 2011 roku w kategorii Rotax Max Junior i Rotax Max Senior. Byłeś też m.in. reprezentantem Polski w Mistrzostwach Świata we Włoszech w kategorii Rotax Max Senior. Co jest dla ciebie największym sukcesem? 

K.D.  Trzecie miejsce na mistrzostwach Europy. Ze złamanym żebrem. 

A.J.  A złamane żebro przez…? 

K.D.  Przez wyścig kwalifikacyjny. Miałem złamane żebro i musiałem przejechać jeszcze dwa wyścigi. Oprócz tego jeszcze trening przed wyścigiem, później przedfinał i finał. Z jedenastego pola przesunąłem się na trzecie.

A.J.  To chyba właśnie m.in. dzięki temu jest opinia, że ambicja, płynna jazda i analiza sytuacji to twoje mocne strony, jak powiedział mechanik teamu Uniq racing – Josh Hart. Czy może jednak to bardziej kwestia szczęścia?

K.D.  Na pewno jest to w dużej mierze kwestia szczęścia, ale dużo też zależy od pracy, doświadczenia i kwalifikacji jaką się uzyska, bo zawodników jest bardzo dużo. Na starcie np. może być tak, że gdzieś się wypadnie i później trzeba wszystko nadrabiać, a nie zawsze już da się wbić na pierwsze miejsce. To widać np. po mistrzostwach świata, w których teraz jechaliśmy. Byłem bardzo szybki. Pierwszy bieg wygrałem z pierwszego pola, a w drugim z drugiego pola już trudno było się wcisnąć w jakąś lukę do wewnątrz, żeby wyprzedzić pozostałych zawodników. I tak naprawdę startując z drugiego miejsca spadłem na dziesiąte, co później bardzo trudno było odrobić. Liczy się też praca innych, dużą rolę odgrywa główny mechanik, w naszym teamie to właśnie Josh Hart. Zajmuje się m.in. ustawianiem podwozia. Tor cały czas się zmienia i cały czas trzeba stosować inne ustawienia gokarta.
Jednak przede wszystkim zawsze trzeba jechać o pierwsze miejsce. Lepiej martwy niż drugi, jak to mówi mechanik z naszego teamu.

A.J.  Polska daje możliwości jeśli chodzi o karting?  

K.D.  Jeśli ktoś chce się nauczyć naprawdę dobrze jeździć i chce coś osiągnąć to musi jeździć też za granicą. Wiadomo, że polskie sukcesy też cieszą, bo dzięki nim kwalifikuję się na mistrzostwa świata. Za granicą jest dużo trudniej, tam trzeba być naprawdę doświadczonym i skupionym kierowcą.

A.J.  W najbliższym czasie, z tego co wiem, jedziesz do Japonii? 

K.D.  Tak. Jadę na dwa miesiące. Będę się tam sporo uczył jeśli chodzi o mechanikę. Trochę już się na niej znam, ale chcę się jeszcze podszkolić. Poza tym będę mógł wystartować w Japonii w zawodach Winter Cup i w I rundzie Rotax Max Challenge. Możliwe, że zostanę tam na stałe, jeśli powiedzą że będę tam robił to co robię, czyli trochę mechanikował i do tego jeździł. Jeszcze nie wiem jak to się wszystko potoczy. 

A.J.  Nie planujesz przesiąść się w przyszłości z gokarta na coś innego? 

K.D.  Pewnie tak, ale zobaczymy jak to wyjdzie. Karting dużo uczy i póki co warto przy nim zostać. To sport jak każdy inny, a gokart to nie zabawka. One osiągają prędkość 150-160 km/h. Te szybsze są porównywalne do Formuły 1. Wyścigi są jak narkotyk. Jak się już wciągniesz, to nie da się z tego wyjść. 

A.J.  Czyli szybko na emeryturę w wyścigach nie odejdziesz? 

K.D.  Zdecydowanie nie! Są kartingowcy, którzy mają po 30 lat, ale widziałem i takiego, który miał około 60 lat i cały czas bierze udział w wyścigach. Zdarza się też, że jeżdżą ludzie bez nóg, czy bez rąk, co dla większości ludzi wydaje się dziwne. Sam Alessandro Zanardi, który w 2001 r. stracił nogi w wypadku podczas wyścigu Formuły 1, ścigał się później bez nóg. I tak samo jeżdżą np. w Japonii na gokartach. Czasami bez rąk, albo bez nóg, ale dalej bawią się tym sportem.

A.J.  Jakie masz plany na 2012 rok? 

K.D.  Na początek wspomniana Japonia. Później chcę wystartować w Mistrzostwach Europy i Mistrzostwach Świata w KF2.

A.J.  Jaki był dla ciebie 2011 rok? Podobno dużo i ciężko pracowałeś? 

Było bardzo dużo wyścigów i bardzo się cieszę, że miałem możliwość brania w nich udziału. Zebrałem dużo doświadczeń i myślę, że pod koniec sezonu byłem już w najlepszej formie. Oby to zostało na ten najbliższy.

Na zdjęciu część teamu Uniq Racing (w środku Karol Dąbski).

 

Zdjęcia: Igor Kurkowski, Michał Mitrofaniuk

Licencja: Creative Commons
0 Ocena