Moda ta zdecydowanie rośnie, i ciężko w tej chwili moim zdaniem mówić to u wzmacnianiu pozytywnego trendu, a – mówiąc w prost – wypada powiedzieć, że młode matki podlegają ogromnym presjom, specyficznej polityce laktacyjnej. I nie jest to ani trochę miłe doświadczenie.
Jako mama czterosmiesięcznego niemowlaka mam już serdecznie dość tego tematu. Odkąd okazało się, że mój syn nie jest karmiony piersią – czyli praktycznie od pierwszych dni jego życia – muszę raz za razem reagować na pytania, ostrzeżenia i obiekcje przeróżnych bliższych i dalszych osób (ze smutkiem muszę przyznać, że są to zwłaszcza kobiety, mężczyźni wydają się być znaczenie bardziej dyskretni w tej sprawie, albo może po prostu temat ich nie ciekawi). Wszystkie te osoby uważają, że w imię dobra mojego dziecka mają prawo wpajać swoje opinie i wypytywać się o detale mojego życia. Niektóre zachowują się tak, jak gdyby butelka, w której jest mleko modyfikowane, była bronią wymierzoną otwarcie w nie same.
Istnieją pewne granice prywatności, i z przerażeniem widzę, że kiedy kobieta staje się matką to w naszym społeczeństwie z jakiegoś powodu traci prawo do tychże granic. Skąd taki pomysł, że muszę się bronić i tłumaczyć z tak osobistej decyzji?
Kiedy rozmawiam z różnymi znajomymi, które nie karmią piersią (a jest to całkiem duża grupa) to okazuje się, że nie tylko ja mam takie odczucia. Niektóre z tych kobiet bardzo cierpią, ponieważ nie mogą karmić piersią, i te ciągłe dopytywania otoczenia tylko zwiększają ich smutek (w żaden sposób nie rozwiązując naturalnie problemu, który często z perspektywy fizjologii jest nierozwiązywalny). Inne podjęły decyzję, że – z wielorakich motywów – nie chcą karmić, i często natrafiają na bojkot towarzyski innych kobiet, agresję, która wydaje się być poruszana jakimś głębokim oburzeniem i wiarą we własną niepodważalną rację. Nic nie poradzę na to, że przypomina mi to raczej walkę o władzę, niż zaangażowanie w autentyczne dobro danej kobiety i jej niemowlęcia.
Bo przecież jak na ironię jest zupełnie zrozumiałe (i nie trzeba tu być wielkim naukowcem, żeby to stwierdzić), że najważniejsza dla rozwoju dziecka jest więź z rodzicami. I zdenerwowana, wściekła czy po prostu poniżana mama raczej nie będzie miała najlepszych predyspozycji, by takie więzi tworzyć. Więc proponuję, żeby pomyśleć kilka razy, zanim nie zacznie się atakować młodej matki tysiącem pytań i dobrych rad. Zawsze warto w pierwszej kolejności spytać, czy ma ochotę na tę konwersację, i uszanować jej odpowiedź. Zapewniam, że wyjdzie to wszystkim na dobre, a młodym mamom i dzieciom w pierwszej kolejności.