Rozpoczynając przygodę z sieciami afiliacyjnymi (programami partnerskimi) pierwszym krokiem jest zawsze rejestracja w wybranym serwisie. Jego wybór nie jest jednak taki łatwy, gdyż różnią się one między sobą bardzo wieloma czynnikami, od ilości dostępnych produktów do promowania po wielkość wypłacanej prowizji.
Po zarejestrowani kolejnym ważnym krokiem jest wybór produktu, który będziemy promować. Jest to bodajże najważniejszy etap na całym polu zarabiania w programach partnerskich. Wybierając niewłaściwy produkt, czyli taki którego ludzie nie będą chcieli kupić, cała nasza praca może okazać się jedynie stratą cennego czasu. Warto poczytać różne artykuły na ten temat aby nigdy nie działać w ciemno.
Ostatnim etapem jest pobranie specjalnego linku partnerskiego, dzięki któremu nasze prowizje będą odpowiednio naliczane. Cała technika polega na tym, że zazwyczaj do normalnego linku do produkty dopisywane jest na jego końcu klika dodatkowych znaków, mających umożliwić systemowi rozpoznanie, z czyjego polecenia nastąpiła sprzedaż danego produktu. Teraz pozostała już tylko promocja.
I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie mentalność części ludzi. Wśród internautów mówi się potocznie o syndromie „psa ogrodnika”, czyli sam nie mam ale innemu też nie dam. Chodzi tutaj o to, że taka osoba widząc, iż dany link jest linkiem partnerskim po prostu usuwa jego końcówkę (tę informującą o naszym poleceniu) i kupuje wybrany produkt nie dając zarobić osobie polecającej.
Powstaje więc tutaj dylemat, czy eksponować linki partnerskie czy nie? W mojej opinii osobie, która włożyła trud w wypromowanie swojego linku (stworzyła stronę, polecała go znajomym, itp.) należy się za to zapłata, a ponadto przecież osoba kupująca produkt nic nie traci na tym, że pozwoli zarobić komuś innemu.
Niestety, nie da się tego tematu zakończyć i będzie on pewnie powracał co jakiś czas, dopóki ktoś nie wymyśli lepszego sposobu promocji produktów niż linki partnerskie.