W jakiej kondycji jest polska gospodarka? Jaki będzie rok 2007? Wskaźniki gospodarcze przemawiają na korzyść; PKB szacuje się na 5,5-6%, inflację na 1,5-2%, bezrobocie na 14,8%, napływ inwestycji zagranicznych na 10-12 mld USD. Czego chcieć więcej, może zapytać postronny obserwator.

Data dodania: 2007-01-21

Wyświetleń: 7214

Przedrukowań: 1

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Otóż można więcej, i trzeba więcej aby dogonić lub choćby zmniejszyć dystans do krajów starej unii. Musimy rozwijać się dwa razy szybciej jeśli chcemy osiągnąć ich poziom życia. Co można zrobić w tym celu? Oto krótki przegląd stanu polskiej gospodarki i klimatu jaki w niej panuje.

Swoboda działalności gospodarczej stawia nas daleko za średnią europejską.Z publikowanego co roku raportu fundacji Heritage, który obrazuje klimat gospodarczy w poszczególnych krajach, Polska wypada znacznie poniżej średniej. Tak zwana wolność gospodarcza w Europie wyliczona została na 67,5%, w Polsce na 58%. Badaniem objętych jest 161 krajów i tu niestety nie wypadamy najlepiej, bo na odległym 87 miejscu. Wśród państw europejskich wypadamy jeszcze gorzej, gdyż znajdujemy się na 35 spośród 41 sklasyfikowanych krajów. Od lat prym w rankingu wiedzie Azja, Honkong i Singapur. Wysoko znajdują się Australia, Nowa Zelandia, USA, Wielka Brytania, Irlandia. Pozycja Polski może martwić i powinna dać do myślenia rządowi, który tak chwali się napływem inwestycji zagranicznych do naszego kraju. Na podstawie szacunków Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych - PAIiIZ i NBP w 2006 roku do Polski napłynęło 10 mld USD. Dużo, tyle tylko że Czechy, które są cztery razy mniejszym krajem pozyskały tyle samo. Na ten rok prognozy mówią o 12 mld USD. Nasuwa się pytanie, czy można więcej? Co zrobić, aby było to nie 10 a 20-30 mld?
W jakim stopniu obecne inwestycje są wynikiem rzeczywistej atrakcyjności naszego kraju, a w jakim efektem zachęt?

Specjalne strefy ekonomiczne.
SSE to specjalnie wydzielone regiony, w których lokowane są różnego rodzaju inwestycje.
W większości przypadków chodzi o zakłady produkcyjne. Obecnie w Polsce działa 14 SSE.
Ideą powstania specjalnych stref ekonomicznych było stworzenie zachęt dla firm, które przyczyniłyby się do wzrostu gospodarczego w regionie i stworzyłyby nowe miejsca pracy. Do dziś w SSE stworzono niespełna 100 tys. miejsc pracy. Nie jest to wiele, zważywszy bezrobocie w wysokości 2,3 mln osób. Ponadto, trzeba to jasno zaznaczyć, firmy, w większości przypadków zagraniczne koncerny lokują inwestycje w SSE nie ze względu na sentyment do Polski, a głównie na ulgi i inne przywileje jakie otrzymują w zamian za ulokowanie inwestycji.
Zachętą podatkową jest zwolnienie z podatku dochodowego. W zależności od wielkości inwestycji zwolnienie może sięgać nawet 65%. Dodatkowymi subwencjami w SSE mogą być również: sprzedaż działki po atrakcyjnej cenie oraz zwolnienie z podatku od nieruchomości. Jednym słowem sporo. Nasuwa się tylko pytanie, czy tak duże ulgi powodujące realne spadki w dochodach podatkowych państwa są warte 100 tys. miejsc pracy?
Teraz może tak, ale co będzie za kilka, kilkanaście lat, gdy wygaśnie okres ochrony inwestorów?
Czy wówczas nie okaże się, że inwestorzy postanowią zamknąć swoje zakłady i przenieść do innych, tańszych krajów, które zaoferują im nowe ulgi? Nowi członkowie UE jak Bułgaria czy Rumunia jeszcze przez kilka lat będą tańsi niż Polska. Zaletą Polski jest jej położenie w centrum Europy.
Mając jednak na uwadze, że w biznesie nie ma miejsce na sentymenty a liczy się zysk, nie można wykluczyć transferu inwestycji dalej na wschód. Jak sobie wtedy poradzą regiony, w których zlokalizowane były SSE? Nie zapominajmy, że często fabryka powstała w SSE staje się głównym pracodawcą w regionie. Jej likwidacja odbije się na całej okolicznej społeczności.

Tania siła robocza przestaje być tania.
Polska od lat słynęła jako kraj posiadający liczną i tanią siłę roboczą.
To właśnie niskie wymagania płacowe skłaniały wielu zagranicznych inwestorów do lokowania inwestycji w Polsce. Po co płacić Niemcowi 2000 EUR, skoro Polak zrobi to samo za 300-400 EUR?
Taka sytuacja nie może trwać jednak wiecznie, a pierwsze oznaki zmian już widać. Polacy masowo wyjeżdżają za granicę, a w kraju zaczyna brakować rąk do pracy. Szczególnie narzekają na to firmy budowlane, które są w fazie dynamicznego rozwoju. Brak rąk do pracy zmusza je jednak do zatrudniania pracowników za znacznie wyższe stawki niż jeszcze 2 lata temu. Przez to firmy są zmuszone obniżać marże albo podwyższać ceny prac i przerzucać te koszty na klientów.
Rosnące płace są zatem przyczyną pogorszenia konkurencyjności Polski. Dla pracowników to oczywiście dobrze, ale gospodarce wytrąca się w ten sposób najważniejszy do niedawna atut Polski – tanich pracowników.

Przedsiębiorcy nie są zbytnimi optymistami.
Ktoś może powiedzieć, że rankingi sporządzane przez zagraniczne instytucje nie są zbyt obiektywne. Tymczasem, jakby na potwierdzenie tego, że z polską swobodą gospodarczą nie jest najlepiej przytoczyć można wyniki badań Krajowej Izby Gospodarczej. Wynika z nich, iż jedynie 30% spośród ponad 2200 zapytanych firm spodziewa się polepszenia warunków do prowadzenia biznesu w Polsce.
Stąd zapewne wynika mała skłonność do inwestycji. Przedsiębiorcy mają obawy co do trwałości obecnej koniunktury i kierunku w jakim podąży gospodarka w niedalekiej przyszłości. Dlatego poziom inwestycji jaki odnotowano w połowie 2006 r. w wysokości 17% nie może do końca satysfakcjonować. Dla porównania w Estonii wyniósł on 31,3%, na Łotwie - 30,7%, a w najbliższej nam pod względem wielkości Hiszpanii - 29,8%. Firmy zamiast inwestować w rozwój odkładają pieniądze do banków. Świadczy o tym systematyczny wzrost wartości depozytów.

Barier do zniesienia jest zatem wiele. Biurokracja, korupcja, niejasne przepisy prawne pozwalające na różną interpretację, wysokie koszty pracy. Pomimo wysokiego wzrostu gospodarczego Polska nie wykorzystuje w pełni swoich możliwości. Moglibyśmy rozwijać się w tempie 8-10% PKB rocznie podobnie jak nasi nadbałtyccy sąsiedzi: Litwa, Łotwa, Estonia.
Może warto, aby ktoś ze sfer rządowych zamiast zajmować się oceną resortów i wymianą kadr zszedł nieco niżej i dostrzegł problemy przedsiębiorców. Zza ministerialnego biurka niewiele widać, a żeby rozwiązać jakikolwiek problem, trzeba go najpierw zobaczyć. O to apeluję do obecnych władz.

źródło: PAIiIZ, PKKP Lewiatan, PB, Dziennik
Ciekawe linki:
www.heritage.org
www.paiz.gov.pl
www.kig.pl

Licencja: Creative Commons
0 Ocena