Pojawiające się od dłuższego czasu informacje o kłopotach z reformą emerytalną, a raczej jej dalszym kierunkiem dają powody do obaw. Nie wiadomo bowiem, kto wypłaci świadczenia z tzw. II filara. Nie ma tygodnia, aby temat nie gościł w prasie. Niestety póki co, poza pomysłami niewiele z tego wynika.

Data dodania: 2007-01-19

Wyświetleń: 5135

Przedrukowań: 3

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

 Przypomnę tylko, że sprawa dotyczy 12 mln osób, które należą do OFE.

OFE do ZUS?

W pierwszych dniach stycznia pojawił się pomysł Anny Kalaty, szefowej resortu pracy, żeby to ZUS wypłacał emerytury ze zgromadzonych w OFE środków. Pomysł dość kontrowersyjny, mając na uwadze, że cały sens reformy opierał się na tym, aby część składek na ZUS przekazać do OFE.
To otwarte fundusze emerytalne jako prywatne instytucje miały pomnażać składki, aby na przyszłą emeryturę każdy miał jak najwięcej. Problem pojawił się jednak w niedokończonej reformie, która nie określiła, kto ma wypłacać zgromadzone środki. Zamysł był taki, aby robiły to OFE lub inne prywatne instytucje finansowe.

Czas ucieka, a emeryci czekają na konkretne rozwiązania

Rok 2009 będzie pierwszym, w którym emeryci dostaną świadczenia zarówno z ZUS jak i z OFE. Pozostały zatem dwa lata, a nadal nie podjęto decyzji o tym, kto ostatecznie będzie wypłacał środki z OFE. Problem będzie narastał z czasem, gdyż wraz z upływem lat emerytury będę przysługiwać kolejnym rocznikom objętym reformą. Im później podjęte zostaną decyzje o wypłacie, tym większe istnieje ryzyko, że będą one chaotyczne i niekoniecznie najlepsze z punktu widzenia przyszłych emerytów. Sytuacji takiej nie można wykluczyć obserwując ustawy pisane "na kolanie", które już z dniem powstania stają się bublem prawnym wymagającym poprawek. Lepiej, by w tak ważnej kwestii jak ta, tego rodzaju wpadki nie miały miejsca.

Zaczyna brakować osób płacących składki na ZUS

Z przyczyn demograficznych, niskiej aktywności zawodowej i emigracji system zaczyna się uginać pod własnym ciężarem. Już obecnie na jedną osobę pracującą przypada 1,5 emeryta/rencisty. Wskaźnik ten będzie się pogarszał. Społeczeństwo żyje coraz dłużej, ilość urodzeń spada od połowy lat 90-tych. Według różnych szacunków od maja 2004 r. z Polski wyjechało ok. 1,2 -1,5 mln Polaków. W zdecydowanej większości to osoby młode, a więc te, które powinny pracować na krajowy PKB. Jeśli dołączymy do tego fakt, że Polacy bardzo chętnie przechodzą na wcześniejszą emeryturę, sytuacja staje się dramatyczna.

Państwo dopłaci do emerytur

Wszystko wskazuje na to, że środków z bieżących składek nie wystarczy na wypłaty emerytur i rent. W takiej sytuacji niezbędne będzie dofinansowanie ZUS z kasy państwa. Problem w tym, że chodzi o miliardy złotych rocznie, a to potężny wydatek. Dopóki gospodarka rozwija się w tempie 5% rocznie, dopóty można szukać dodatkowych pieniędzy. Jeśli jednak wyhamuje do 2% a nawet 1% PKB, środków zacznie brakować, a jedynym sposobem na ich zdobycie będzie podwyżka podatków i podniesienie składek na ZUS, czyli wzrost i tak już bardzo wysokich kosztów pracy. To przyniesie efekt odwrotny do zamierzonego. Wzrost podatków zwiększa chęć do ucieczki w szarą strefę, co zmniejsza wpływy do budżetu. Tak samo wyższe koszty pracy spowodują wzrost bezrobocia i szarej strefy. Pracodawcom nie będzie się opłacało zatrudniać na umowę o pracę i płacić wysokich składek.
Pozostanie szukanie pieniędzy na rynku obligacji, czyli zadłużanie się coraz bardziej, w celu spłaty bieżących zobowiązań. Tylko że podczas spadku koniunktury trudno będzie sprzedać obligacje. Zagraniczni inwestorzy w obawie o ryzyko gospodarcze będą żądać z pewnością wyższego oprocentowania tych papierów.

Jak wyliczyła Gazeta Prawna, tylko w latach 2008-2012 ZUS będzie potrzebował dopłat z kasy państwa w wysokości od 94 mld zł do nawet 199 mld zł zakładając wariant optymistyczny.
Nawet przyjmując wariant łagodny, w kasie ZUS może zabraknąć prawie 100 mld zł. Skąd je wziąć, skoro Polska pomimo wysokiego wzrostu PKB wciąż nie może wyjść z deficytu? Na 2007 rok założono deficyt budżetowy w wysokości 30 mld zł. Jeśli do tego trzeba by dołożyć kolejne 25 mld na dopłaty na ZUS, robi się 55 mld zł, a więc niebezpiecznie dużo. Zwłaszcza jeśli spadnie PKB, a wraz z nim dochody budżetowe. Niebezpiecznie wzrośnie relacja deficytu do PKB, czym narazimy się Unii Europejskiej. Ale to już osobny temat. Rzecz w tym, że zaniechanie reformy będzie przyczyną ogromnych problemów, na których rozwiązanie jest coraz mniej czasu.

źródło: PB, Gazeta Prawna, Rzeczpospolita.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena