Możliwe także, że wciąż tworzy nowe, doskonalsze, lub po prostu odmienne rodzaje bytów. My jednak zajmiemy się tym, co dla nas jest najważniejsze, a mianowicie dalszymi losami naszych Dusz, czyli owych świetlistych, niezawisłych (czyli obdarzonych całkowicie wolną wolą), nieśmiertelnych i wszechmocnych boskich bytów, o których stworzeniu napisałem w pierwszej części „Nowej baśni”.
Szczególną uwagę skupimy oczywiście na tych Duszach, które umyśliły sobie, stworzyły, a potem upodobały sobie naszą cudowną Ziemię. W tym czasie (a także wcześniej i później) inne świetliste istoty znajdowały radość w kreowaniu innych planet, które potem miały posłużyć im, jako swoiste domy-laboratoria, umożliwiające kreowanie i doskonalenie życia we wszystkich możliwych formach, także takich, których przy pomocy naszej ludzkiej świadomości zupełnie nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić.
Kiedy Bóg Stwórca wykreował Dusze, zaplanował dla nich także swego rodzaju „ścieżkę edukacyjną” czy też „poznawczą”, którą teraz moglibyśmy porównać do jakiejś nadzwyczajnej gry komputerowej o nieograniczonej ilości wariantów. Owa „gra” ma jednak określoną ilość poziomów, zaś najwyższym z nich jest całkowite poznanie istoty Stwórcy i ponowne z Nim zjednoczenie. Stawiając swoje dzieci na „starcie tej gry”, Bóg wyposażył je w nieśmiertelność i miłość, tak by nie zbłądziły na dobre i by zawsze były bezpieczne. Zapewne pomyśleliście, i słusznie, że nasz Ojciec-Matka musiał chyba przy tym umniejszyć – w jakiś sposób – boską samoświadomość Dusz. W przeciwnym razie każda z nich byłaby stuprocentową repliką Stwórcy, co wykluczałoby różnorodność decyzji i bogactwo doświadczeń, którego uzyskanie było Jego głównym zamierzeniem. Nie wiem jak to uczynił, i nie jestem pewien czy ktokolwiek (oprócz Niego samego) ma na ten temat jakąkolwiek wiedzę. Jest to tym bardziej niezwykłe, że Dusze zachowały dostęp do nieograniczonej Bożej Mocy Sprawczej i do Wspólności wszystkich duchowych istot.
Jak już wspomniałem, kiedy Dusze odkryły swoja odrębność, niezawisłość i potężną moc sprawczą, zaczęły z inspiracji swojego Stwórcy kreować gwiazdy i planety, w tym Słońce i Ziemię. Następnie doskonaliły i upiększały całość tego dzieła, tak długo aż się nim zachwyciły. Słońce ogrzewało i oświetlało Ziemię, ta z kolei pięknie wirowała ukazując co chwila inne oblicze, dzięki różnorodnie ukształtowanym lądom i wspaniałym oceanom, które je otaczały. Boże dzieci były urzeczone swoim dziełem, ale odziedziczone po Matce-Ojcu zamiłowanie do kreowania życia, dopiero wtedy rozkwitło ze zwielokrotniona mocą. Z pragnień i kreatywnej myśli niezawisłych boskich istot zaczęły powstawać niezliczone gatunki sworzeń i roślin – zrazu proste i niezbyt udane, ale później coraz piękniejsze i coraz bardziej różnorodne, co do budowy, kształtów, kolorów, zapachów i niezliczonych innych cech i właściwości. Boże dzieci nigdy nie niszczyły raz dokonanych dzieł. Wszystkie formy życia, w które został tchnięty Duch Boży, nawet te niezbyt udane i zupełnie nieprzydatne, zostały obdarzone prawem do obrony swojego istnienia i do ewoluowania w kierunku coraz doskonalszych form. Wszystko bowiem, co zostało raz ożywione (roślina, żyjątko czy zwierzę) miało prawo dążyć do doskonałości, a ostatecznie zyskania świadomości Boga i – w końcu – do zjednoczenia ze Źródłem Wszystkiego.
Takie było i jest jedno z podstawowych praw … – Boże prawo (do) ewolucji.
Oczywiście, boskie istoty tworząc kolejne, coraz ciekawsze i doskonalsze formy życia, często „budowały” je w taki sposób, aby nowe zwierzę mogło odżywiać się istniejącym gatunkiem roślinności – inaczej by nie przeżyło i nie mogłoby ewoluować. Podobnie zwierzęta drapieżne zostały „zbudowane” tak, aby mogły żywić się zwierzętami roślinożernymi. To jednak nie zaprzeczało prawu przetrwania poszczególnych gatunków. Tylko gatunki całkowicie nieudane ginęły szybko na skutek zbyt słabego przystosowania do istniejącego już środowiska, lub też na skutek niewystarczającej tolerancji dla (zdolności adaptacji do) zmian nieustannie wnoszonych w to środowisko przez wciąż głodnych kreacji niezawisłych bogów.
Nie wiadomo kiedy bogowie zaczęli porównywać swoje dzieła z dziełami innych niezawisłych bogów, faktem jest jednak, że taki czas nadszedł. Każdy chciał stworzyć coś jeszcze piękniejszego i/lub bardziej przemyślnego niż pozostali. To spowodowało prawdziwą eksplozję różnorodności, której skutki (głównie pozytywne, ale czasem także i te nieprzyjemne) obserwujemy i odczuwamy do dnia dzisiejszego.
W końcu nadszedł ten czas, kiedy piękno materialnego świata było tak magnetyczne, że jego twórcy zapragnęli skonstruować dla siebie wehikuły, dzięki którym mogliby w pełni doświadczyć życia na naszej cudownej planecie. Zaczęli eksperymentować z budową ciał, w których mogliby zamieszkać i bezpośrednio zaangażować się fizycznie w kształtowanie środowiska Ziemi, tak jak czyniły to już stworzone przez nich zwierzęta, tyle, że lepiej – taki był zamiar.
Nie wystarczyło jednak by ciało było silne i sprawne, musiało także posiadać odpowiedni organ przystosowany do przetwarzania olbrzymich strumieni informacji płynących z tętniącego życiem otoczenia. Co więcej, Dusza podróżująca po Ziemi, powinna mieć także instrument umożliwiający skuteczną komunikację ze Wspólnością. Zadanie nie było więc łatwe. Możliwe, że boskie istoty zainspirowały duchowe byty wcielające się w organizmy na innych planetach, aby te użyczyły swojego, bardziej już zaawansowanego, kodu genetycznego by szybciej uzyskać pożądany rezultat. To jednak tylko hipoteza, chociaż całkiem prawdopodobna. Warto bowiem pamiętać, że historia inteligentnego życia i cywilizacji na innych planetach może być dłuższa od naszej nawet o miliony lat.
Pierwsze eksperymenty z ciałami, sprzed około 10 milionów lat, były zupełnie nieudane. Ciała padały ofiarą dzikich zwierząt a Dusze powracały na poziom duchowy i pracowały na udoskonaleniem kolejnych generacji swoich ziemskich wehikułów. Z poziomu duchowego doglądały rozwoju swojego przyszłego ciała w łonie matki (czy też wtedy jeszcze „samicy”) wprowadzając kolejne modyfikacje kodu genetycznego płodu, tak aby przyszłe ciało spełniało ich oczekiwania i w przyszłości dobrze służyło zamierzeniom, które dana dusza chciała zrealizować w swoim ziemskim życiu i wizji życia jaką dla siebie i swoich nadrzędnych celów umyśliła. Kiedy ciało było gotowe dusza lokowała się w nim, zwykle tuż po porodzie, i zaczynała swoją kolejną lekcję ziemskiego życia.
Ta praktyka jest stosowana do dnia dzisiejszego.
Zanim przejdziemy do dalszej części opowieści, warto wspomnieć, że bogowie tworzyli wiele wersji ciał, a selekcja naturalna pomagała im decydować, który wariant będzie najbardziej przydatny na przyszłość. Jeszcze jakieś 25 - 30 tysięcy lat temu (dokładna data nie ma tu przecież znaczenia), na Ziemi żyły dwa bardzo udane gatunki ludzkie, nazywane obecnie przez naukę Homo sapiens i Homo neanderthalensis. Oba gatunki miały wiele wspólnych cech, przy czym Neandertalczyk zajmował się myślistwem i zbieractwem, zaś Homo sapiens trudnił się już wówczas prymitywnym rolnictwem. Można powiedzieć, że byliśmy braćmi. Nenadertalczyk, jak niedawno odkryto, dysponował większym mózgiem (o około 100 gram) i wyprzedzał Homo sapiens w wyrażaniu się poprzez sztukę. Był także bardziej pokojowo nastawiony. Niestety, nasz bratni gatunek został wytępiony, przez przodków obecnego człowieka zwanego „rozumnym”.
Historię tę opisano później w Biblii Chrześcijan, jako opowieść o Kainie i Ablu.
Długo jednak nie było wiadomo, dlaczego nie stało się na przykład odwrotnie. Dlaczego Neandertalczyk nie wybił w pień Homo sapiens? Otóż ciała zaprojektowane i stworzone przez niezawisłych bogów, posiadały nadzwyczaj rozwinięty system nerwowy, na czele z mózgiem i rdzeniem kręgowym. Organy te były nie tylko narzędziem do przetwarzania informacji napływających z materialnego świata, ale także, a nawet przede wszystkim, narzędziem komunikacji ze Wspólnością i odbiornikiem najwyższych częstotliwości myśli. Ciała obu gatunków, w tym ich układy pokarmowe (ale nie tylko), zostały już doskonale zoptymalizowane tak, aby mogły dostarczać systemowi nerwowemu (głównie mózgowi) jak najwięcej czystej energii, zajmując jednocześnie możliwie najmniej miejsca. To zapewniało ciału wysoką sprawność, zarówno fizyczną jak i intelektualną, wytrzymałość i odporność (np. na choroby). Bogowie „nauczyli” ludzi używania ognia dla wstępnego przetwarzania pokarmu przed spożyciem i – przez to – dalszego zmniejszenia obciążeń układu pokarmowego i jego rozmiarów, co służyło dalszej poprawie sprawności energetycznej ciała ludzkiego.
Niestety, nasi przodkowie (czyli Homo sapiens) popełnili pewien zasadniczy błąd w odżywianiu swoich ciał. Dzięki temu, że umieli posługiwać się ogniem, potrafili zrobić coś, czego nie mogła uczynić żadna inna istota żyjąca na Ziemi. Zaczęli przyjmować pożywienie, które na surowo było przyswajalne tylko dla roślinożerców. Sprawność energetyczna ich organizmów spadła przez to na tyle, że nie mogli już zaopatrywać swojego mózgu w energię potrzebną do komunikacji na wyższych poziomach. To spowodowało szybką degenerację ich umysłów, a także zakłóciło ich ocenę (poczucie) dobra i zła. Osiadłe społeczności Homo sapiens zaczęły wpierw odżywiać w ten sposób swoje kobiety i liczne dzieci, potrzebne do prac rolnych i ochrony własności. Już w jednym pokoleniu pojawiła się podatność ciał na choroby, zwiększona agresja i poczucie głodu, które przy prawidłowym odżywianiu były praktycznie nieobecne. W konsekwencji, ciała przygotowane do wielusetletniego zdrowego (rajskiego) życia, zaczęły szybko się starzeć – z każdym pokoleniem coraz szybciej. Śmierć zaczęła zbierać swoje żniwo i czyni to do dnia dzisiejszego.
Ten proces także odnotowano w Biblii – jako tzw. grzech pierworodny.
Neandertalczyk najzwyczajniej nie mógł wymordować swoich krewniaków, ponieważ jego zdrowo funkcjonujący umysł i niezakłócone poczucie dobra i zła, nie pozwalały mu na tego typu zachowania – nawet nie przyszłoby mu to do głowy.
Tak właśnie zaczęła się historia Ludzkości, czyli historia człowieka współczesnego, niepodzielnie od tamtego czasu panującego na Ziemi. Dalsza część naszej historii jest już dość dobrze zbadana i opisana przez historyków, archeologów i niezliczonych innych naukowców.
W trzeciej, prawdopodobnie ostatniej już części „Nowej baśni” skupimy się więc na duchowych aspektach naszego (Ludzi-Bogów) życia na Ziemi, ponieważ większość naukowców udaje przed nami i przed sobą, że tej kwestii po prostu nie ma.
Namaste
Greg Ka
CDN.
PS. Baśniowa konwencja daje twórcy prawo do nieograniczonej inwencji. W tym jednak przypadku nie musiałem się szczególnie wysilać. Po prostu wyciągnąłem wnioski z dostępnych (choć może nie powszechnie) informacji, a następnie spróbowałem poukładać te „rozsypane puzzle”.
PPS. Powyższa wersja baśni została zainspirowana „Białą Księgą” Ramthy, o którym to dziele z pewnością napiszę więcej, a także pracami doktora Jana Kwaśniewskiego (wybitnego polskiego dietetyka) i najnowszymi odkryciami archeologów i antropologów.
PPPS. Dla pewności dodam, że wszystkie określenia i zaimki zaznaczone wytłuszczoną czcionką i pisane z dużej litery, są synonimami określenia „Istota Najwyższa”.