W najcięższej fazie światowego kryzysu gospodarczego Polska jako jedyna w Europie miała dodatni wskaźnik wzrostu PKB. Dziś groźba recesji została oddalona, choć nad Europą wciąż wisi ryzyko spowolnienia po dobrych trzech kwartałach tego roku. Wedle większości ekonomistów na razie Polska jest bezpieczna, ale jeśli nie przeprowadzi koniecznych reform, by zbić deficyt i dług publiczny, wzrost już w 2013 r. może zacząć ponownie hamować.
Prawie na czwórkę
Poza pierwszym kwartałem tego roku nasza gospodarka notuje coraz wyższe tempo rozwoju od początku 2009 r., gdy kryzys był najgroźniejszy. Drugi kwartał br. zakończyliśmy z wynikiem 3,5 proc. Wynik napędziła konsumpcja i firmy, jednak nie za sprawą inwestycji, lecz odbudowywania zapasów. Nastroje ludności poprawiły się. Pracownicy mniej boją się utraty pracy, a bardziej liczą na podwyżki, więc chętniej niż dotąd wydają pieniądze.
Wedle ekspertów Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową (IBnGR) pkb w trzecim kwartale był napędzany przez popyt wewnętrzny. Polska znajduje się więc na ostatniej prostej, żeby wyjść ze spowolnienia trwającego od IV kw. 2008 r. IBnGR prognozuje, że w ostatnich trzech miesiącach tego roku PKB powiększy się o 3,9 proc.
W tym roku wskaźnik przyrostu PKB ma wynieść minimum 3 proc. – tak uważa rząd, ale inne ośrodki są bardziej optymistyczne i przewidują między 3,2 (NBP) a 3,6 (Biuro Inwestycji i Cykli Ekonomicznych – BIEC) proc.
Zdaniem większości ekspertów czekają nas przynajmniej dwa lata coraz szybszego rozwoju. W przyszłym roku wzrost ma oscylować wokół 4 proc. Tak sądzą: EBOiR (3,5), MFW (3,75-4), NBP (4,3). Od tych prognoz zdecydowanie odstaje BIEC, który szacuje aż 5,9 proc.
Dlaczego będzie dobrze?
Czy możemy liczyć na przyspieszenie tempa rozwoju gospodarczego? Wiele danych na to wskazuje:
Coraz lepsza kondycja Niemiec (odbiera ponad 1/4 polskiego eksportu; polskie firmy są istotnymi podwykonawcami i dostawcami komponentów dla tamtejszych podmiotów), które w II kw. rozwijały się najszybciej od zjednoczenia. Zdaniem ekonomistów nasz zachodni sąsiad znajduje się w fazie ożywienia i będą kontynuować wzrost (choć wolniej niż w tym roku, kiedy PKB przybędzie o 3,4 proc.).
Rosnąca inflacja jako sygnał niesłabnącego popytu wewnętrznego.
Powrót eksportu do poziomu sprzed kryzysu (II kw.: + 17 proc., III kw.: + 12,3).
Zmniejszająca się ujemna dynamika inwestycji (licząc rok do roku): I kw.: - 12,4 proc., II kw.: - 1,7 proc. W opinii ekspertów Związku Polskiego Leasingu (ZPL) w tym roku inwestycje urosną o 3 proc., a w przyszłym – o 8-10.
Wzrost (o 52 proc. r/r!) inwestycji zagranicznych, które dzięki nowym kontraktom specjalnych stref ekonomicznych w okresie od stycznia do lipca tego roku wyniosły 6,4 mld euro (w całym ubiegłym – 8,4 mld).
Rosnące wykorzystanie mocy produkcyjnych polskich przedsiębiorstw – obecnie ponad 80 proc. (najwyżej od 2,5 roku).
Odbicie na rynku leasingu, który – zdaniem ludzi z branży – jest obok giełdy barometrem gospodarki realnej, wyprzedzając jej wydarzenia o 6-12 miesięcy. Od początku tego roku leasing notuje w ujęciu kwartalnym nawet dwucyfrowe wzrosty. Średnio po trzech kwartałach wolumen sprzedaży zwiększył się o 9,1 proc. Za rok rynek leasingu ma urosnąć o kolejne 10,5 proc.
„Dobre wyniki w branży są zapowiedzą wzrostu inwestycji firm i odbicia w całej gospodarce” - czytamy w raporcie ZPL-u podsumowującym okres I-IX 2010. Wedle autorów publikacji najpierw wzrosną (właściwie już się zwiększają – od końca II kw.) nakłady dużych podmiotów i eksporterów. Sektor MSP ma rozpocząć inwestycje w obecnym kwartale w odpowiedzi na rosnący popyt krajowy.
Wpływy budżetu z podatków na ten rok mają być większe niż zakładał plan (choć w ocenie ministra finansów Jacka Rostowskiego po wynikach firm widać jeszcze skutki fatalnego 2009 r.).
Rosnący rynek giełdowy (popularny jest zwłaszcza rynek alternatywny NewConnect – drugi w Europie pod względem liczby debiutów i trzeci pod względem liczby notowanych spółek, których obecnie jest 171).
To wszystko sprawia, że rządowi analitycy przewidują wzrost zatrudnienia, wynagrodzeń, wpływów budżetowych i szybsze tempo rozwoju: 3,5 w przyszłym roku oraz 4,8 proc. za dwa lata.
Zdaniem BIEC-u koniunktura utrzyma się do 2012 r., gdy PKB powiększy się aż o 6,5 proc.! Później sytuacja może się pogorszyć. Wzrost będą generować: popyt wewnętrzny, popyt zagraniczny oraz inwestycje.
Wedle NBP źródłami rozwoju będą: rosnąca w stałym, zrównoważonym tempie konsumpcja, dynamiczny wzrost inwestycji publicznych oraz firmy odbudowujące zapasy. W dłuższym horyzoncie (po EURO 2012) kosztem nakładów publicznych zwiększy się rola inwestycji prywatnych. Za dwa lata mamy się rozwijać w tempie 4,2 proc.
Co nam zagraża?
Jednak zdaniem ekspertów IBnGR bieżący kwartał będzie ostatnim, w którym utrzyma się trend wzrostowy. Przez cały następny rok PKB będzie maleć z 3,8 proc. w I kw. do 3 w ostatnim i ostatecznie wyniesie zaledwie 3,4 proc. Dlaczego? Ekonomiści podają trzy powody: niewystarczający poziom inwestycji; zaostrzenie polityki monetarnej (stopy procentowe wzrosną, ponieważ inflacja doszła do górnego celu inflacyjnego RPP – 3,5 proc.); wzrost podatków (VAT, akcyza).
Jednak minister finansów twierdzi, że wyższy VAT nie uderzy we wzrost gospodarczy. – Gospodarka będzie na tyle silna, że wzrost podatku nie spowoduje żadnego zachwiania tego przyspieszenia – powiedział Rostowski jeszcze w sierpniu w rozmowie z PAP. Analitycy są w tej kwestii podzieleni.
Do czynników stopujących aktualne tempo wzrostu należą:
- Zła sytuacja finansów publicznych (wysoki deficyt i dług publiczny) i odwlekanie gruntownych reform przynajmniej do końca 2011 r. (wybory parlamentarne).
- Podwyżka VAT-u i akcyzy.
- Niska dynamika akcji kredytowej – banki raczej niechętnie finansują inwestycje, bardziej są skore do kredytów na działalność bieżącą.
- Ujemny bilans handlu zagranicznego.
- Usuwanie skutków powodzi oszacowanych na 3 mld zł.
- Zapowiadane na przyszły rok spowolnienie w większości krajów UE (do tego poważne kłopoty mają Rumunia, Irlandia – mogą wymagać pomocy na skalę grecką).
- Niższe tempo rozwoju Niemiec, których wzrost w 2011 r. ma przyhamować prawie dwukrotnie (z 3,4 do 1,8 proc.).
Armagedon A.D. 2020
Były wiceprezes NBP, prof. SGH Krzysztof Rybiński uważa, że Polska mogłaby się rozwijać szybciej niż obecne 3-4 proc., ale w 2008 r. za obniżką podatków (najpierw zmniejszenie składki rentowej, potem uproszczenie stawek podatku dochodowego) nie poszła redukcja wydatków państwa.
Jego zdaniem w najbliższej dekadzie nasz kraj może rosnąć w tempie 6-7 proc. rocznie, ale stanie się tak dopiero po dokonaniu ważnych reform: zredukowaniu deficytu budżetowego i długu publicznego, którego obsługa kosztuje nas kilkadziesiąt miliardów rocznie; zmianach w systemie emerytalnym (urealnienie KRUS-u, podniesie wieku emerytalnego, ukrócenie wcześniejszych emerytur i innych przywilejów); zmniejszeniu wydatków budżetowych (np. na rosnącą administrację). – Bez tych zmian będziemy się rozwijać na obecnym, 3-proc. poziomie, a potem staniemy w miejscu – mówi w rozmowie z „Gazetą Bankową”.
Dlaczego stan finansów publicznych jest tak istotny dla wzrostu gospodarczego? Odpowiednio niski deficyt i dług publiczny (a najlepiej ich brak) wpływają na stabilność makroekonomiczną państwa. Nie występuje zagrożenie inflacją, więc stopy procentowe utrzymują się na niskim poziomie, czyli przedsiębiorstwa mają względnie łatwy dostęp do kredytów, którymi mogą finansować inwestycje, rozwój i wzrost płac, co z kolei napędza konsumpcję. Wszystko tworzy więc naczynie połączone, w którym zmiana jednego wskaźnika wpływa na inne.
Póki co recesja nam nie grozi. Ekonomista twierdzi, że Polacy przez jakiś czas poradzą sobie ze skutkami zaniedbań rządzących w kwestii finansów publicznych, ponieważ naszą siłą jest przedsiębiorczość. W porównaniu do rówieśników młodzi Polacy jako jedni z nielicznych chcą pracować na swoim, podczas gdy np. Francuzi – w administracji publicznej, a wolne środki przeznaczylibyśmy na założenie własnej firmy (jako jedyni obok Turków i Chińczyków).
Rybiński przewiduje ogromne kłopoty po 2020 r. Powody? Brak reform, niekorzystne tendencje demograficzne (nikły przyrost naturalny, starzenie się społeczeństwa), zmiany w prawie UE (konieczność kupowania przez firmy pozwoleń na emisję dwutlenku węgla).