Niespodziewanie pojawił się jednak wróg, którego nadejścia nie przewidziano, a który znacząco zmniejszył wpływy nawet najlepszych i najbardziej popularnych linii.
Tanie linie lotnicze - bo to one okazały się tym przeciwnikiem - przeżyły swój rozkwit w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. Jednym z pierwszych przedstawicieli nowej odnogi branży lotniczej był Ryanair. Choć powstał w roku 1985, tanie loty szeroko rozpropagował dopiero kilka lat później, gdy firma rozwinęła się i mogła sobie pozwolić na zakup samolotów, dzięki którym świadczyłaby usługi podobne do oferty bardziej prestiżowej konkurencji.
Ryanair rozpętał pierwszą większą wojnę transportową - jego głównymi przeciwnikami były British Airways i Aer Lingus. Choć młoda linia operowała z początku wyłącznie na dwóch trasach, stała się najgorszym koszmarem swoich konkuretów. Tanie loty między Dublinem i Londynem odbierały standardowym przewoźnikom mnóstwo klientów, a nowemu graczowi umożliwiły błyskawiczny rozwój. Dyskontowa polityka wymusiła na British Airways obniżenie cen biletów, a także sprawiła że Aer Lingus całkowicie porzucił niektóre trasy, na których zaczął latać Ryanair.
W połowie dekady pojawił się kolejny groźny konkurent: easyJet. Przedsiębiorstwo założone przez kontrowersyjnego greckiego biznesmena Steliosa Haji-Joannou, wyróżnionego przez brytyjską królową tytułem szlacheckim, zdobyło sławę dzięki innej sztuczce marketingowej. Pozwoliło się sfilmować. W roku 1999 na ekrany brytyjskich telewizorów zawitał serial dokumentalny "Airline", w którym przedstawiono codzienne życie pracowników linii lotniczych - także easyJet. Ich osobiste perypetie i problemy związane z pracą przyciągnęły masę telewidzów. Linia stała się sławna bardzo niskim kosztem - i także, razem z Ryanair, zaczęła odbierać standardowym przewoźnikom miliony klientów.
Największym wrogiem linii lotniczych okazały się inne linie lotnicze - zgodnie z porzekadłem, wedle którego największym wrogiem człowieka jest człowiek. Ich wojna stała się jednak błogosławieństwem dla klienta, któremu zaoferowano niższe ceny i większe możliwości wyboru. Sytuację można więc podsumować, parafrazując inne powiedzenie: gdzie dwie firmy się biją, tam klient korzysta.