Pełna dominacja środka pola przez zawodników Pepa Guardioli była kluczowa w tym spotkaniu. Barca wymieniła aż 684 podania - to aż dwukrotnie więcej od zawodników gości (331). Praktycznie we wszelkich statystykach przeważali zawodnicy Dumy Katalonii. Niektórzy twierdzą, że C. Ronaldo zagrał bardzo dobre spotkanie, ale ja się z tym nie zgadzam. Mianowicie dlatego, że gdy Portugalczyk schodził na lewą stronę radził sobie z nim nawet Eric Abidal, który nie jest najpewniejszym punktem obrony Barcy.
Ponadto większość strzałów jakie padły na bramkę gospodarzy były autorstwa właśnie Portugalczyka a Real i tak gola nie zdobył. C. Ronaldo przypominał tego z Manchesteru United, kiedy w finale w Rzymie został skutecznie zneutralizowany przez defensywę Barcelony.
Ani Messi, ani C. Ronaldo nie strzelili bramki. Jednak to Argentyńczyk był skuteczniejszy na murawie - przesunięty bliżej środka przez Guardiolę wyśmienicie "podgryzał" blok obronny zawodników Mourinho.
Barca zagrała z Realem jak z zespołem walczącym o utrzymanie w La Liga. Posiadanie piłki 67% - 33% w pełni oddaje to co działo się na boisku. Piłkarze ze stolicy nie potrafili przez dłuższą chwilę utrzymać się przy piłce. Real grał momentami pięcioma cofniętymi obrońcami, a wielki trener Królewskich dał się ograć jak dziecko. Nie potrafił w żaden sposób ustawić drużyny, aby ta mogła zmienić losy tego spotkania.
Przed tym spotkaniem Real był niepokonany, a przeciwnicy w dwunastu spotkaniach w lidze wbili Królewskim tylko sześć bramek. Wczoraj tylko, zawodnicy Jose Mourinho stracili aż pięć bramek i mają już pierwszą porażkę na koncie.