W życiu codziennym korzystamy z wielu pochodnych kokosa - jemy wiórki, smarujemy się mleczkiem kokosowym, ba – nawet paliwo zawiera owocowe ekstrakty. Egzotyka, bowiem, zawsze jest kusząca. Bez względu na to, czy mami nas tylko słodki zapach, czy mamy do czynienia z autentycznym owocem, skrytym w twardej skorupie. Cóż zresztą się dziwić? Nazwa palmy kokosowej, w sanskrycie, brzmi przecież kalpa vriksha, co oznacza „drzewo, które zaspokaja wszystkie potrzeby życia”.
Samo mleko, skryte w kokosie, nie smakuje zbyt dobrze. To bardziej słodkawa woda, niż biały napój, który – w potocznym mniemaniu – powinien być podobny w konsystencji do pysznych likierów. Likier kokosowy jest przecież tylko oparty na „darze plamy”, a nie spływa do nas, bezpośrednio z pękniętego owocu. Sama receptura likieru nie jest zawiła: wystarczy wiórki kokosowe zalać spirytusem, dodać skondensowane mleko i postawić wszystko w zacienionym miejscu, w zakręconym słoiku.
Za to kokosowe mleczko (czy raczej kokosowy sok) świetnie nadaje się do produkcji deseru –galaretki, zwanego Nate de Coco (co znaczyć może: „krem z kokosa”). Aby słodycz tę uzyskać, trzeba doprowadzić do fermentacji soku / mleka i – tak jak na Filipinach – podawać swe dzieło jako dodatek do lodów, owoców i drinków.
Gdy więc już przekroiliśmy twardą skorupkę kokosa i odsączyliśmy sok, pora zabrać się za biały miąższ. Może z niego powstać spora ilość kokosowego masła, a wiec tłuszczu, niezbędnego przy produkcji czekolady. Na jego podstawie tworzy się również aromatyczne kosmetyki i niektóre rodzaje bio-paliwa. Ekologicznie, prozdrowotnie, smakowicie…
Co istotne – pozostałe w produkcji „koko-wytłoki” wchodzą do pasz zwierzęcych. Zawierają aż 20% białka, są wiec cenną pożywką dla hodowlanych czworonogów.
Tropikalne warunki sprawiły, że szybko dostrzeżono jeszcze jedną zaletę kokosowego mleczka – uatrakcyjnia ono różnego rodzaju alkohole. Przy schłodzeniu, sok ten pokrywa się apetyczną pianką. Będzie ona pasowała do drinków, ale sam kwiatostan (zwłaszcza młody, świeży) równie często trafia do butelek oraz szklanic. Produkuje się z niego słodkie wino, nazywane „tubą” – po fermentacji powstanie z niego arak, czyli wysokoprocentowy napój alkoholowy.
Gospodarne panie domu podkreślają, że kwiecie i listowie z palmy kokosowej idealnie też pasuje do obiadu – jako sałatka z młodziutkich pędów, doprawionych należycie, serwowanych z dodatkiem pestek, oliwy i innych, smacznych składników. Na Filipinach nie zmarnują się nawet zmutowane kokosy (zwą się macapuno, są większe od normalnych owoców i mniej foremne) – wkraja się je do lodów lub dodaje do ciast. Od razu robi się smacznie i słodko!
I o ile ceny likierów bądź win mieszczą się w cenowych możliwościach wielu wielbicieli „kokosowych wyrobów”, to już tzw. „sałatka milionera”, komponowana z „serca palmy” – to jest ze szczytowych jej pąków – osiąga zawrotne kwoty. Dzieje się tak dlatego, iż po wycięciu „serca”, roślina umiera. Nie wiadomo jednak, co bardziej się opłaca – przygotować drogocenną sałatkę i zniszczyć „kokosodajną” palmę czy też pielęgnować swą plantację i oczekiwać na kolejne plony – wielofunkcyjne kokoski.