Decyzję racjonalną, ale nie ukrywam, trudną. Po pierwsze dlatego, że nie mam akurat wystarczającej kwoty, po drugie dlatego, że na samą myśl o pójściu do banku, wymyślam milion wymówek. Ale z drugiej strony – ci wszyscy panowie mechanicy są oczywiście bardzo mili, ale gdy widzą blondynkę za kółkiem, zazwyczaj znajdują w aucie mnóstwo usterek. Z całą sympatią, muszę ograniczyć te wizyty w warsztatach.
Moja droga przez las kredytów samochodowych rozpoczęła się w necie. Otóż, jeśli kupujecie auto, musicie mieć przy sobie oczywiście dowód lub paszport, prawko i dokument potwierdzający dochody z 3 ostatnich miesięcy (bo ja na to nie wpadłam). Większość banków daje kredyt nawet freelancerom, jeśli udokumentują dochód. No ale najchętniej oczywiście pracującym na etacie, rolnikom z gospodarstwem, emerytom i rencistom – o ile wystarczająco dużo dostają.
Zwróćcie uwagę na okres kredytowania i wkład własny, bo niektóre banki nie wymagają od was wkładu na start (dla mnie plus). Zastanówcie się też, na ile lat chcecie wziąć kredyt (bo w sumie najczęściej – im dłużej, tym droższy). Dla mnie optymalnym rozwiązaniem były równe, miesięczne raty, bo tak mi było najłatwiej planować wydatki (bo ja się muszę w tej kwestii pilnować, niestety). Zwróćcie uwagę na dodatkowe koszty, o których ja na przykład od początku nie pomyślałam: stopę procentową (czyli procent, jaki bank sobie co roku pobiera za to, że dał wam kredyt) i opłatę przygotowawczą (płatną jednorazowo).
Czasem można dostać kredyt na lepszych warunkach, jak połączymy go z auto casco, a czasem również z ubezpieczeniem na życie i przeróżnymi przedłużonymi gwarancjami. I tu się otwiera Sezam, bo ofert jest naprawdę dużo. Oczywiście, w pakietach jest taniej, więc ta opcja wcale nie wydaje mi się zła.
Zauważyłam, że warto się targować, albo szukać promocji, gdzie do kredytowanego auta dodawane są ponadstandardowe elementy wyposażenia. Ja się w końcu zdecydowałam na Dacię Sandero Celebration, bo jest w limitowanej wersji, a w kredycie na 48 miesięcy płacę miesięcznie 682 zł. Dla porównania przy takiej samej racie, też na dwa lata, mogłabym mieć w kredycie ulgowym Sandero Laureate. Jestem 3000 do przodu, bo moje auto kosztowało więcej, ale oprocentowanie było niższe.
Nie żałuję decyzji. Mój niebieski pogromca szos sprawuje się na razie bez zarzutu. Tak z kieszeni nie wyciągnęłabym czterdziestu tysięcy, a finansowanie Dacii jest korzystne. Jeden wniosek nasuwa się sam: jedźcie do salonu i od razu pytajcie o warunki finansowania. W większości z nich są oferty, które mogą kusić bonusami, a od was zależy, co uznacie za ważne. Wersje standardowe są zazwyczaj w porządku, ale czasem warto poczekać na czasowe promocje, takie jak moja w RCI.
Starego auta nie sprzedałam – nie miałam sumienia. Oddałam siostrze, która dopiero zdała prawo jazdy. Niech się uczy dziewczyna. Jak znam życie, problem rozwiąże się sam :)