Kiedy pogoda jest brzydka, a na dworze mokro, jadąc do stajni, nastawiam się na wielkie czyszczenie i zdrapywanie kilkucentymetrowej panierki błotnej ze swojego konia. Grzywa i ogon zazwyczaj bardziej przypominają dready, a grudki zaschniętego błota mogę znaleźć nawet w jego uszach. Chwalę wtedy twórców zgrzebła meksykańskiego, bo tylko za jego pomocą da się w miarę szybko i dokładnie usunąć z sierści zaschnięty brud. Zimą, jesienią i wczesną wiosną, kiedy futro jest jeszcze długie i gęste, proces czyszczenia jest dodatkowo utrudniony. Zaschnięte grudki błota z ogona i grzywy najpierw dokładnie rozgniatam i rozkruszam rękami, a dopiero potem rozczesuję gęstą szczotką, żeby w miarę możliwości nie powyrywać zbyt dużej ilości włosów. Podczas generalnego czyszczenia zastanawiam się, po co i dlaczego właściwie on się tarza i tak strasznie brudzi…
Ja osobiście znam kilka teorii tłumaczących to konkretne zachowanie u koni. Najpowszechniej znana mówi o tym, że koń tarza się wtedy, kiedy coś go boli. Najczęściej zdarza się to podczas kolki, skrętu jelit czy innych dolegliwości układu pokarmowego. Czasem zdarzają się sytuacje, w których podczas lekkiego skręcenia jelit podczas tarzania następuje rozkręcenie splątanego odcinka. Tarzanie także chwilowo uśmierza ból jamy brzusznej. Jest to, owszem, teoria prawdziwa, ale gdyby była jedyną, znaczyłoby to, że mojego konia minimum raz dziennie boli brzuch i że coś mu dolega... A tak na pewno nie jest.
Dzikie konie tarzają się w mokrej ziemi na wiosnę i w lecie, żeby zaschnięte na powierzchni ich ciała błoto wytworzyło skorupę chroniącą przed uciążliwymi muchami, kleszczami i innymi insektami. Warstwa brudu jest tak gruba, że jeśli zgrzebło ma z nią problem, to owad tym bardziej sobie z nią nie poradzi. Tej metody ochrony przed insektami nie jest w stanie zastąpić żaden spray przeciw muchom ani czosnek dodawany do paszy. Jednak i to nie jest jedynym wytłumaczeniem tarzania się, bo w zimie i jesienią much przecież nie ma, a mój koń jest wytaplany w błocie od kopyt aż po same czubki uszu.
Kolejna teoria tłumacząca to zachowanie mówi o tym, że najczęściej tarzają się konie, których sierść pryskana jest różnymi odżywkami. W przypadku takiej sytuacji poirytowane zapachem i innym ułożeniem włosów sierści konie postanawiają naprawić ten stan rzeczy. Wówczas tarzają się w błocie, żeby zetrzeć z siebie uciążliwy zapach sprayu nabłyszczającego i rozczochrać starannie ułożone włosy. Wytłumaczenie to jest niewątpliwie prawdziwe i przekonujące – poza jednym faktem: skoro nie pryskam niczym sierści konia, to po co on się tarza?
Najpierw starannie wyszukuje miejsce i chyba nigdy nie będzie mi dane poznać, czym się kieruje przy jego wyborze. Węszy, rozgrzebuje przednimi i udeptuje tylnymi kopytami, żeby w końcu położyć się w największym błocie (lub kurzu, jeśli jest lato). Starannie obtacza się błotną panierką z obydwu stron. Głowę także musi dokładnie ubrudzić, a ogonem podgarnia błoto pod brzuch, żeby i tam być całkowicie oklejonym. Potem dumnie wstaje i otrzepuje się… Jedynym logicznym wytłumaczeniem tego zachowania jest to, że ten konik tarza się, bo po prostu to lubi…