Każdy lubi, kiedy w domu jest ciepło. A jednocześnie wszyscy chcieliby oszczędzać na kosztach ogrzewania. Ponieważ fizyki nie da się oszukać, trzeba wybierać: albo będziemy marznąć albo płacić. Trzeciego wyjścia nie ma.
Jak ogrzać namiot na śniegu?
Jak to, zapytają ci, którzy widzieli reklamy promujące ogrzewanie promiennikowe? Przecież tego rodzaju rozwiązania są znacznie tańsze od standardowego co. No właśnie – dodadzą inni, którzy widzieli promienniki elektryczne na przykład w kościele i było im w ich sąsiedztwie ciepło.
Faktycznie, w niektórych sytuacjach promienniki ciepła sprawdzają się znakomicie. Wszędzie tam, gdzie kubatura jest duża, a możliwości ogrzania niewielkie ogrzewanie promiennikowe będzie jak znalazł. No bo wyobraźmy sobie, że chcemy ogrzać namiot postawiony na stoku narciarskim, tak żeby można było w środku zdjąć kurtkę, kask i rękawice. Żeby dokonać tego tradycyjnymi metodami, trzeba by masę energii. Tym więcej, że znaczna część zostałaby stracona w wyniku małej szczelności namiotu.
Promienniki elektryczne pozwalają na ogrzanie takich miejsc ponieważ... wcale nie ogrzewają. Jeśli przebywamy w ich pobliżu, dają nam wrażenie ciepła, około piętnastu stopni Celsjusza, i tyle. Nie nagrzewają jednak powietrza wewnątrz namiotu (kościoła, hali, sklepu – sami wybierzcie). W ten sposób pozwalają uzyskać wrażenie ciepła wszędzie tam, gdzie inaczej się nie da.
Żarówka do ogrzewania
Jak to się dzieje? Otóż promienniki zamieniają prąd elektryczny na ciepło, które emitowane jest jako promieniowanie podczerwone. Trochę tak, jak żarówka, która przy dotknięciu okazuje się zwykle gorąca.
Łatwo sobie to wyobrazić i rzeczywiście, nie ma w tym niczego, czego normalny użytkownik nie byłby w stanie zrozumieć. Ale uwaga: ponieważ promieniowanie podczerwieni nie nagrzewa ani powietrza, ani murów, w zasadzie nie nadaje się do ogrzewania mieszkań.
W dzisiejszych czasach wiemy to bardzo dobrze: nasze domy są ocieplone, okna wymienione na bardziej szczelne, a systemy wentylacji – na mechaniczne. Chodzi o to, żeby zatrzymać jak najwięcej ciepła wewnątrz mieszkania i nie pozwolić mu uciec na dwór. W ten sposób chcemy ograniczyć straty i oszczędzić. I ten sposób sprawdza się na całym świecie.
Ogrzewanie promiennikowe jest tu bezradne: promieniowanie nie nagrzewa ani powietrza, ani murów. Daje poczucie ciepła.
Drogo, coraz drożej
To z tego powodu w zasadzie tego rodzaju grzejniki nie są polecane do ogrzewania mieszkań. Ich wykorzystanie do tego celu byłoby nieekonomiczne. Wystarczy przeliczyć koszty. Jeśli panel ma tysiąc wat mocy, miesięcznie na ogrzanie pokoju trzeba będzie wydać nawet 250 zł.
Dużo? Oczywiście, że dużo. Tym bardziej, że do ogrzania całego mieszkania potrzeba kilku takich promienników. Trzeba też wziąć pod uwagę konsekwencje: mury nie lubią wyziębienia, prędzej czy później w takim domu może pojawić się wilgoć i grzyb.
W ekstremalnych sytuacjach
Co innego miejsca, w których trudno byłoby ogrzewać powietrze korzystając z metod mniej lub bardziej tradycyjnych. Jak już zostało powiedziane, może chodzić o kościół, może chodzić o namiot eventowy czy dużą halę fabryczną. W wielu sytuacjach próba tradycyjnego podniesienia temperatury byłaby albo niemożliwa, albo bardzo droga.
Tymczasem ustawienie grzejnika na podczerwień daje całkiem niezłe efekty. Ludziom, którzy są w jego pobliżu robi się ciepło niemal od razu. To duża zaleta – trudno byłoby czekać, aż nagrzeje się cała hala fabryczna.
Czy oznacza to jednak, że promienniki na podczerwień są rozwiązaniem idealnym, które pozwala rozwikłać zagwozdkę taniego i wydajnego ogrzewania? W żadnym wypadku. Tego rodzaju urządzenia muszą kosztować – choćby dlatego, że korzystają z energii elektrycznej, która jest droga. Ich sprawność jest stuprocentowa, niczego nie kumulują ani nie konwertują. Trochę tak, jakby próbować wykorzystać do ogrzewania farelkę. Mimo wszystko, w niektórych sytuacjach jest to opcja warta uwagi.