Niestety, zdarzają się pseudoprzewodnicy, którzy sami je wymyślają, a stworzone przez nich historie "idą w świat". O tym żeby nie mówić bez przerwy, przewodnicy dowiadują się na kursach. Nie wszyscy muszą jednak je kończyć, coraz częściej zdarza się, że wycieczki - także zagraniczne - oprowadzają kompletni amatorzy, którzy mają niewielkie pojęcie o swoim regionie.
Braki wiedzy nadrabiają jednak przebojowością, ale właśnie z tego powodu np. wycieczki po Krakowie zamieniają się w kabaret - zwłaszcza dla osób, które mają choćby podstawową wiedzę historyczną. Profesjonalni przewodnicy muszą kończyć kosztowne kursy, zdawać egzaminy państwowe, które często mają wiele etapów i trwają kilka dni. Dopiero potem można oprowadzać wycieczki, zostać przewodnikiem lub pilotem. Ale czy na pewno? - Nikt tego nie weryfikuje.
Zwłaszcza hotele organizują oszczędnościowe wersje i biorą ludzi dosłownie z ulicy. Nie mają oni żadnych uprawnień, ale nikt tego nie sprawdza, więc interes się kręci - mówi nam jeden z gdańskich przewodników, proszący o anonimowość. Często kończy się to tak, jak słynne w środowisku "wycieczki śladem Hitlera", nie mające nic wspólnego z profesjonalnymi auschwitz tours, prowadzonymi przez wykształconych przewodników, którzy nie pokazują jedynie efektów zbrodni, ale opowiadają również o jej genezie i historycznych przyczynach. Nie bez przyczyny przewodników porównuje się jednak ze strażakami, z którymi mają wspólnego patrona - św. Floriana. Głównie dlatego, że jedni i drudzy... leją wodę.
Czasem jest to jednak niezbędne. Nawet podczas niedługich wycieczek, w stylu zwiedzanie Krakowa melexem, turyści potrafią zadawać pytania, na które po prostu nie ma odpowiedzi. Nie wszyscy przewodnicy potrafią im to wytłumaczyć, niektórzy wolą wymyślić opowieść, która potem zaczyna żyć własnym życiem.