Myślą przewodnią było ratowanie architektury przysłupowo–zrębowej jako znaku rozpoznawczego miejsca „w którym warto żyć i które warto odwiedzać”.
To właśnie w ramach tej koncepcji od 2005 roku obchodzony jest dzień otwartych domów przysłupowych. Powstał także „szlak żyjącego rzemiosła” (Handwerk erleben), łączący Niemcy i Czechy, podjęto również działania w celu włączenia krajobrazu architektury łużyckiej do listy Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO.
Najwięcej na rzecz ratowania tej unikalnej architektury zrobili, co zrozumiałe, Niemcy. Mniej szczęścia miały domy przysłupowo–zrębowe, odziedziczone przez napływową ludność w Polsce. Długo nie doceniano ich wyjątkowego charakteru, nie zawsze też rozumiano ich wartość jako czynnika określającego tożsamość pogranicza trzech państw. Traktowane często jako niechciany, poniemiecki spadek, w większości zniknęły z naszego krajobrazu.
Do zmiany nastawienia wobec tych domów w dużym stopniu przyczyniło się Stowarzyszenie Dom Kołodzieja, powołane do ratowania regionalnej architektury – jego prezesem jest burmistrz Gryfowa Olgierd Poniźnik, wiceprezesem Elżbieta Lech–Gotthardt, laureatka Europejskiej Nagrody Obywatelskiej, która uratowała dom z Wigancic, przenosząc go na obrzeża Zgorzelca. Stowarzyszenie w roku 2010 doliczyło się po polskiej stronie 555 obiektów, z czego około połowa to budynki na terenie gminy Bogatynia. Chociaż ostatnimi laty klimat wokół domów łużyckich jest przychylniejszy, jak dotąd tempo ich ratowania nie jest zbyt imponujące.
Powódź, ktora dotknęła Bogatynię w 2010 roku, dokonała kolejnych zniszczeń i część z istniejących budynków została bezpowrotnie utracona.
Każdy kolejny rok działa na niekorzyść zabytków. Warto o nie zadbać już dziś.