Od niedawna znam dolnośląskiego winoroślarza, człowieka rolnictwa o nie znanej mi wcześniej specjalności winoroślarza. Prowadzi winnicę koło Lubina i denerwuje się, że w kraju „nic nie można” – dotyczy to oczywiście winoroślarstwa i wina.
To on w zimowo-wiosenne wieczory, często i noce, tłumaczy teksty pisane przez ukraińskich winoroślarzy i przynosi do mnie do przepisywania na komputerze.
Powstanie wydawnictwa Złote Myśli zbiegło się czasowo z powstaniem nowej znajomości winoroślarskiej i podsunęło myśl napisania ebooka „domowy wyrób win”.
Pierwszy tekst o tym tytule był już nawet po korekcie, ale według właściciela wydawnictwa zabrakło w nim „mobilizujących wstawek”.
Znajomość rozwija się, tłumaczone z rosyjskiego teksty stają się ebookami dystrybuowanymi przez winoroślarza indywidalnie.Ta znajomość sprawiła też to, że powstało kilka nowych stron internetowych na temat winoroślarstwa. Powstało też konsorcjum agroturystyki winnej oraz sklepy internetowe zajmujące się sprzedażą ebooków na temat winoroślarstwa.
Współpraca z winoroślarzem lokalnym i winoroślarzem z Zielonej Góry zaoowocowała dodatkowo zwróceniem uwagi i zainteresowań na niszę winoroślarską, która może stać się generatorem nowych miejsc pracy. Omawiana współpraca wygenerowała wspólnie napisanego ebooka pod tytułem O WINOROŚLI I SAMOZATRUDNIENIU,którego można pobrać lub tylko przeczytać w plikowni strony zielonogórskich winiarzy – gdzie można wejść przez link: http://www.winiarze.zgora.pl/index.php?option=com_docman&task=cat_view&gid=24&Itemid=49
Po przeczytaniu sugerowanego ebooka można sprawdzić poprawność własnego myślenia i ewentualnych decyzji czytając tekst Europejskie, czy polskie Konrada Niklewicza na stronie Gazeta.pl. z czwartku,28 września 2006.
Tekst jest omówieniem odczuć Romana Myśliwca, właściciela winnicy Golesz w Jaśle. Jest dojrzałym spojrzeniem na to, co można własną pracą osiągnąć z uprawy winorośli. Produkcję polskiego wina można też omówić z winoroślarzem na Dolnym Śląsku – od wzmianki o nim rozpocząłem ten tekst.
Obserwowanie tej branży przez pryzmat zachowań i wypowiedzi winoroślarzy, z którymi zetknąłem się, – o czym na samym początku – uczuliło mnie na zachowania ludzkie. Śledzę ich wzloty i upadki, a właściwie upadki, bo tych jest bez liku. Mój świeżo poznany winoroślarz zna Romana Myśliwca, ale zamiast współdziałać – boczą się. Pewnie mobilizuje ich do tego posiadana rutyna i wiedza zawarta w publikacjach własnych. Roman Myśliwiec ma kilkanaście tekstów własnego autorstwa, a W.D. – to ten mój nowy znajomy – ma szereg tekstów autorstwa winoroślarzy ukraińskich, które sam tłumaczył na język polski. W Lubinie na Dolnym Śląsku, a właściwie na jego granicy w kierunku od centrum do Rudnej jest jeszcze jedna winnica, prowadzona przez inżyniera L.T., który zna się z W.D., ale razem nie chcą współpracować, mimo, że wcześniej należeli do stowarzyszenia o bardzo wymownej nazwie POLVITIS.
Teraz każdy z nich, indywidualnie, zabiega o wskrzeszenie branży winiarskiej na Dolnym Śląsku. Piszą fachowe teksty i publikują w dostępnych im wydawnictwach. Mój znajomy nawet brał udział w reaktywacji stowarzyszenia POLVITIS, zgadzając się, jako jego współtwórca, na tą czynność w miejscowości Bardo Śl. Na stronie internetowej stowarzyszenia zamieszczone jest zdjęcie „reaktywantów”.
Jako „wolny elektron”, mimowolnie, byłem włączony w proces reaktywacji tej organizacji. Stąd przypadkowy przymus pogłębiania wiedzy, która – po drodze - zaowocowała powstaniem myśli wykorzystania jej do tworzenia nowych miejsc pracy. Domowy wytwórca wina do obrotu.
Jako człowiek z branży mechanicznej, czyli odległej od rolnictwa, odczuwam głęboki żal z marnowania wiedzy, która mogłaby generować nowe miejsca pracy i dochody. Osobiście zapisałem na stronie internetowej apel W.D. w sprawie rozwoju winoroślarstwa na Dolnym Śląsku. Namawiałem też grupę dolnośląskich winoroślarzy „do zaniechania wszelkich animozji”. Nic z tego jednak nie wyszło. Każdy z nich, jak kot, „chadza własnymi ścieżkami”.
Wracam do tekstu Konrada Niklewicza – cytując:
„Myśliwiec jest jednak przekonany, że nawet, jeśli nie on, to inni winiarze mogą wejść na rynek. Bowiem produkcja wina może się okazać – przekonuje – dobrym, niszowym biznesem. Choćby dla wielu rolników z Podkarpacia albo okolic Zielonej Góry, jeśli tylko będą chcieli zaryzykować.
Policzmy: zysk może się pojawić już w wariancie „mini”. Pięć arów (500 mkw to około 250 krzewów, które – po trzech latach pielęgnacji – mogą dać do 1000 kg owoców. A to wystarczy na 500 litrów wina. Licząc po 10 zł za butelkę (a to cena raczej zaniżona) – do kieszeni trafia 5 tysięcy.
A koszty? 250 sadzonek to około 2 tys zł. Paliki i drut – 500 zł. Urządzenia (m.in. prasa do wina, pojemniki do fermentacji) – ok.2 tys.zł. A przecież raz zasadzona winnica, jeżeli jest pod dobrą opieką, owocuje nawet 50 lat.
Ten niszowy biznes może się okazać nie taki mały, jeżeli pod rozwagę wziąć wariant „maksi” – zdaniem Myśliwca optymalny dla polskich warunków (a przynajmniej Podkarpacia),czyli 1 hektar pod winnicę. Co prawda koszt początkowy wyniósłby około 50 tys.zł, jednak taka winnica dałaby 10 – 15 ton owoców” – koniec cytatu.
Skorzystałem z prawa cytatu by zmobilizować lokalnych, lubińskich, winoroślarzy, byłych członków POLVITISU, lub zirytować ich tak dalece, by wreszcie zechcieli ze sobą współdziałać i tworzyć „przyjemne z pożytecznym”.By konsolidując się pokazali winiarzom podkarpackim i z innych stron kraju, że „Dolnoślązacy nie gęsi – też swoje osiągnięcia winoroślarskie posiadają”.
Zainteresowanych tematyką zapraszam do sklepu internetowego http://eres9596a.bazarek.pl