Na pozór zwyczajna rodzina: On i Ona z dwójką dzieci. W towarzystwie uchodzą za dobraną parę i szczęśliwych rodziców. Jednak, gdy drzwi ich mieszkania zamykają się staje przed nami naga prawda...
Ich dusze nie lgną już ku sobie a wręcz przeciwnie - męcząc się pojękują, gdyż zdają sobie sprawę, że ich wspólny dom jest dla nich klatką.
Są też dzieci, które kochają ich obydwoje... Nie każdego z nich inną miłością, ale obydwojga taką samą, gdyż mają mamę i tatę RAZEM...
Przecież kiedyś było inaczej… Nie mogli bez siebie żyć a każda minuta bez Niego dla Niej i bez Niej dla Niego była stracona. Był taki czas, że świata poza sobą nie widzieli a szczęście tej drugiej połówki było najważniejsze. Gdy rozstawali się na dłużej ich dusze krwawiły nie mogąc ze sobą obcować. Wzięli ślub bo przecież byli dla siebie stworzeni. W którym miejscu się zagubili? Każde z nich zapatrzyło się gdzieś w innym kierunku i zboczyli ze wspólnej drogi, na rozwidleniu idąc w dwie różne strony. Tak bardzo pragnęli dzieci od zawsze a gdy te zjawiły się przy ich wspólnym stole usiadły między nimi zamiast na ich kolanach. Teraz miłość dzieci ich łączy chociaż powinna być tylko dopełnieniem istniejącego i dojrzałego uczucia…
Ile rodzin boryka się z takim problemem? Wierzcie mi, że za dużo. Co zatem zrobić, aby zmienić ten stan rzeczy i wyjść z impasu?
Wielu osobom narzuca się w takiej sytuacji jedyne rozwiązanie: rozwód. Tylko, czy jest to jedynie słuszne rozwiązanie. Są przecież dzieci, które najbardziej to przeżyją bo dla nich tata i mama to jedność a my tę jedność chcemy rozerwać. Rozwód jest faktycznie pewnym wyjściem, ale powinniśmy go zastosować jedynie w sytuacji, gdy wykorzystamy już wszystkie inne alternatywy pomocy. Zasada jest taka: jeśli działania partnera wywierają na nas jakiekolwiek emocje (nieważne czy dobre, czy złe) to znaczy, że jest szansa na ratowanie tego związku. Oznacza to, że partner nie jest nam obojętny. Obojętność jest trumną naszych uczuć a bez nich nie jesteśmy w stanie wykrzesać z siebie niczego, co miałoby nas połączyć na nowo.
Jeśli nie jesteśmy w stanie sami odnaleźć problemu naszego oddalenia się od siebie powinniśmy udać się na terapię małżeńską. I pewnie znów mówienie o potrzebie „pójścia na kozetkę” może budzić w niektórych bunt. Przecież to nic złego. Idziemy do lekarza z bólem zęba a z bólem trawiącym naszą całą rodzinę nie możemy sobie poradzić? Trzeba przezwyciężać swoje słabości i odpowiedzieć na pytanie: ile jestem w stanie poświęcić, aby uzdrowić naszą rodzinę i uchronić dzieci przed silnym wstrząsem jakim jest rozwód? Może nie masz w tym momencie ochoty, aby niczego ratować, bo tak Ci jest źle w tym związku, ale wierz mi, niczego nie stracisz, gdy spróbujesz, a masz przynajmniej poczucie że się starasz. Jak nie wyjdzie trudno, ale będziesz wiedzieć, że zrobiłeś wszystko, co w Twojej mocy.
Przytoczę teraz kilka wskazówek, których świadomość pozwoli nam uniknąć zbytniego oddalenia się od siebie
Każde zakochanie przemija
Czas zakochania, przyciągania się jest potrzebny, aby lepiej się poznać i zbliżyć do siebie. Gdy jesteśmy zakochani nie zwracamy uwagi na rozrzucone skarpetki w domu, czy nieposprzątane talerze po obiedzie. Gdy dopada nas rutyna takie sytuacje zaczynają mieć znaczenie, zaczynają nas denerwować. Zakochani są w stanie więcej sobie wybaczyć , więcej dla siebie zrobić wyrzeczeń. Jest to dobry czas na dopracowanie relacji między sobą w taki sposób, aby gdy zakochanie przeminie został szacunek do tej drugiej osoby, który jest jedną z części składowych dojrzałej miłości. Szanując siebie i swoją drugą połówkę zwracamy uwagę na nasze i jej potrzeby, abym i Ja i Ona mogła być szczęśliwa w naszym wspólnym związku.
Słuchać siebie nawzajem i umieć rozmawiać
Świadomość, że wszystko należy wyjaśniać, co mi się nie podoba lub mi przeszkadza, jest połową sukcesu udanego związku. Nie myślmy, że druga strona musi się czegoś domyślać lub wiedzieć, co czujemy. Nie czekajmy, aż się domyśli, bo tylko tracimy czas a frustracja z tego powodu narasta. Nie kładźmy się spać pokłóceni, bo nie dość, że się dobrze nie wyśpimy, to jeszcze obudzimy się na siebie obrażeni. Nie dopuśćmy nigdy, aby między nami panowały „ciche dni”. Rozmawiajmy jak najwięcej ze sobą, wyjaśniajmy sprawy na bieżąco, słuchajmy swoich pragnień i potrzeb nawzajem. Uczmy się rozmawiać, dzielmy się swoim życiem, bo to buduje wzajemne zaufanie i nie pozwoli nam zbyt oddalić się od siebie.
Gdy pojawiają się dzieci życie ulega zmianie
Prawie każdy pragnie dziecka. Wyczekuje narodzin czasami nie zdając sobie sprawy, jak wiele się zmieni po tym fakcie. Zawsze po urodzeniu dziecka rodzice zostają od siebie oddzieleni. Zależy tylko na jak długo. Zależy to i od matki i od ojca. Matka, gdy opanuje funkcje bycia matką, musi też pamiętać, że jest żoną i na odwrót – mąż nie tylko powinien być zazdrosny o żonę, ale też odpowiednio powinien wpasować się w rolę ojca. Relacje te są bardzo subtelne, ale ustawiając je w odpowiedniej kolejności da nam komfort, że wszystko jest na swoim miejscu, a dzieci nie dzielą rodziny, ale ją łączą. I tutaj też nie bójmy się mówić o naszych, potrzebach i obawach. Wszystko wyjaśniajmy na bieżąco, żeby konflikty się nie nawarstwiały.
Bądźmy partnerami
Bycie partnerem wbrew pozorom nie jest łatwe. Dotyczy wszystkich aspektów wspólnego życia a nie tylko kończy się na deklaracji bycia z drugą osobą. Partnerstwo przejawia się od wspierania się w trudnych chwilach po podział obowiązków w domu, od troski o drugą połówkę po wspólne wychowywanie dzieci. Wszystkie sprawy czy obowiązki powinny dotyczyć nas obydwojga. Nigdy nie jest tak, że jedna strona ma same prawa a druga same obowiązki. Ten podział nie funkcjonuje w tą stronę. Jeśli funkcjonuje to nie jest to związek partnerski tylko totalitarny. Każdy z nas w związku powinien mieć tyle samo praw co obowiązków we wszystkich dziedzinach egzystencji rodziny. Im więcej mamy wspólnego w rodzinie tym będziemy bliżej siebie.
Na koniec pamiętajmy, że recepta na udany związek jest dwuskładnikowa: Ona i On. Nigdy jedna osoba nie zapewni szczęścia całej rodzinie, bo wcześniej się wypali wewnętrznie. Zawsze potrzebne jest zaangażowanie dwóch stron. Tak samo przy rozwiązywaniu konfliktów: jedna musi uznać swoją winę a druga przebaczyć, ale każda z nich powinna wyciągnąć wnioski na przyszłość, żeby uniknąć podobnych sytuacji. Czasami na zewnątrz widzimy związki, gdzie jedna strona wykorzystuje drugą. Jaka jest wina tej wykorzystywanej? Taka, że się zgadza na to. Prawdą jest, że „takie życie mamy na jakie się zgadzamy”. Czasami nie jest łatwo powiedzieć „nie”, ale nie jest to niemożliwe. Musimy nauczyć się obydwoje żyć między egocentryzmem a altruizmem tak, aby pamiętając o sobie nawzajem nie zapominać o swoich potrzebach, bo udany związek i rodzina wypływa z poczucia własnej wartości.
Nie ustawajmy w dążeniu do doskonałości, bo uczymy się przez całe życie a prawie nigdy nie jest za późno na poprawę relacji w naszym związku.
POZDRAWIAM CIEPŁO !!!
Kwiat Lotosu