Odróżnia zaś – duma, buta, potrzeba lansu, przekonanie o własnej wyższości i brak wyższych ideałów. Co się zmieniło? Banany nie są dziś towarem deficytowym i nie symbolizują luksusu, zaś podział na biednych i bogatych jeszcze bardziej się pogłębił.
Określenie „bananowa młodzież” pojawiło się po raz pierwszy w „Życiu Warszawy”. Był marzec 1968 r. - trwała rządowa nagonka antysemicka, która wzbudziła protesty studentów Uniwersytetu Warszawskiego. W artykule nie było oczywiście słowa o buncie politycznym młodzieży, która przejrzała na oczy i otwarcie wytykała PZPR jej zakłamanie i hipokryzję. Opisano natomiast to,co przeciętnego szarego obywatela bolało najbardziej - życie uprzywilejowanych. Protestujący studenci byli bowiem w większości dziećmi pochodzących z zamożnych rodzin – nie cierpieli głodu i biedy, mieszkali w przyzwoitych mieszkaniach, mieli dostęp do towarów niedostępnych dla mas. PZPR przekonywała, że przez swój status nie znają istotnych problemów środowiska akademickiego i w związku z tym nie mają prawa reprezentować jego interesów.
Nigdzie nie żyje się dostatniej i wygodniej niż w bananowym świecie. Współcześni „bananowcy” nie mają rozterek natury politycznej i nie biorą udziału w protestach. Organizują szalone imprezy w swoich wielkich domach, latają na zakupy za granicę, jeżdżą na drogie wczasy, odwiedzają ekskluzywne kluby. Chodzą do najdroższych szkół, gdzie istnieje hierarchia – są piękni i bogaci (z liderem na czele) oraz cała reszta – biedacy, nudziarze czy po prostu lamusy. Brzmi trochę jak opis rzeczywistości z amerykańskich seriali typu „Plotkara” czy „90210”, jednak taki styl życia dawno przestał być w Polsce abstrakcją. Dzieci bogatych, znanych rodziców (przedsiębiorców czy ludzi mediów) budują za pomocą ich portfeli swoją pozycję i tworzą elity, do których zwykli uczniowie nie mają wstępu. Najważniejszy jest oczywiście lans – trzeba bywać w ciekawych miejscach, pokazywać się ze znanymi osobami. Poza tym w cenie jest posiadanie hobby – żadne siedzenie w piątek z programem telewizyjnym w ręce, lecz warsztaty z fotografii, tańca czy sztuk walki. Jeśli masz za dużo wolnego czasu – jesteś nudnym frajerem.
Choć perspektywa mieszkania w pałacu i posiadania luksusowego auta jest dla wielu z nas niezwykle kusząca, należy pamiętać o drugiej stronie medalu. Przygotowując się do roli w „Sali samobójców” aktor Jakub Gierszał spędził dużo czasu w prestiżowych warszawskich liceach i zakolegował się z ich elitami. Opowiedział później w wywiadzie, że zwrócił uwagę na panującą wśród „bananowców” samotność, zawiść i ciągłą rywalizację. Pozbawieni dzieciństwa, zachowują się i wyglądają jak dorośli, choć mają po kilkanaście lat. Wiele się po nich oczekuje, a nie każdy jest w stanie poradzić sobie z presją. Okazanie słabości równa się zaś wilczy bilet i opuszczenie bananowego świata na zawsze.