Choć zaczyna się od komputerów, to jednak ta publikacja jest o czymś innym. Piszę o zanlezieniu chociażby malutkiego skrawka przestrzeni na swoją kolekcję.

Data dodania: 2011-04-14

Wyświetleń: 1627

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 2

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

2 Ocena

Licencja: Creative Commons

W dzisiejszych czasach wybór między zakupem komputera stacjonarnego, a przenośnego przestał być już tylko wyborem finansowym. Ceny tych produktów zbliżyły się do siebie i ruszyliśmy tłumnie zmienić swe wielkie pudła na małe, śliczne, przenośne puderniczki.

Czy ktoś kupuje jeszcze komputery stacjonarne? Myślę że już tylko trzy grupy ludzi. Pierwsza, to skrajnie sknerowaci szefowie, którzy uszczęśliwiają swoich pracowników sprzętem skrajnie tanim i w zasadzie nie działającym, co powoduje, że owi pracownicy muszą sobie sami kupić notebooki, by móc wykonać pracę, której na sprzęcie w biurze wykonać się po prostu nie da, a już na pewno nie w czasie, jaki przewidział na to ich pracodawca. Druga grupa, to jacyś specjaliści, którzy w obudowę laptopa nie upchną całej masy potrzebnych im w komputerze urządzeń. Trzecia grupa, to gracze, którzy w uproszczeniu mają podobny problem, co specjaliści.

No cóż... Nie zaliczam się do żadnej z tych grup, a jednak na moim biurku stoi czarny potwór, o wymiarach małego biurowca. Zajmuje mnóstwo miejsca, huczy, a do tego jest czarny, więc kurz widać na nim idealnie.

Dlaczego więc nie wezmę się za odłożenie sumki potrzebnej na zakup błyszczącego pudełka, które z dyskretnym szumem niewielkiego wentylatorka przeniesie mnie w świat komputerowej mobilności?

Otóż powody są co najmniej dwa. Pierwszy jest zupełnie prozaiczny. Chodzi bowiem o to, że jak do tej pory, nigdy nie czułem potrzeby targać ze sobą komputera. Choć przyznaję, że rezerwowanie biletów do kina, lub też przeglądanie zasobów księgarni internetowych, siedząc na sedesie, mogło by być całkiem ekscytujące.

Drugim natomiast, i na prawdę istotnym powodem, jest moje zamiłowanie do tandety. Przejawia się ono głównie w tym, jakie pamiątki przywożę z podróży. Mam więc na przykład modelik żaglowca i kutra, jakich pełno na każdym nadmorskim straganie. Mam gipsową miniaturkę oststniej ściany kościoła w Trzęsaczu. Mam także rzeźbę sowy przywiezioną prosto z Białowieży.

Co to wszystko ma do komputera? Otóż ma! Komputer jest jedynym miejscem w domu, gdzie Kasia, moja żona, pozwala mi trzymać te niezwykłe trofea.

Co by się stało z latami moich wspomnień, gdyby nagle zabrakło tego czarnego kloca? Otóż wydaje mi się, że skończyłoby się na tym, że owinąłbym każdą rzecz z osobna w gazetę, a następnie ułożył delikatnie na dnie kartonowego pudła. Konsekwencje jednak szły by znacznie dalej. Otóż zapewne nie kupiłbym już nigdy żadnej pamiątki, bo po co kupować coś, co trafi do pudła i obejrzę to dopiero za lat 60 dokonując swych dni w przytułku dla starszych ludzi, wraz z pamiątkami, na które nie połaszczą się nawet wyrodne wnuki?

Tak więc jeżeli przemknęła Wam przez głowę myśl, by zastąpić stare matowe pudło nowym połyskującym pudełeczkiem, to pomyślcie jeszcze raz, czy Wasz ukochany model bombowca B-52, który skleiliście jeszcze w podstawówce, znajdzie równie godne miejsce ekspozycyjne, jakim do dziś jest komputer?

I jeszcze drobna uwaga na zakończenie. Jaki idiota przywozi rzeźbę sowy z Białowieży? Z Białowieży przywozi się żubra i każde dziecko o tym wie! Ale wiecie co? Mam po co pojechać tam jeszcze raz!

Licencja: Creative Commons
2 Ocena