Mój mąż zrobił mi ostatnio ogromną niespodziankę. Gdy wróciłam w piątek po pracy do domu w przedpokoju stały spakowane walizki w pierwszym momencie przestraszyłam się że może chce mnie zostawić, ale na stole ujrzałam dwie płaskie kolorowe karteczki. Były to bilety lotnicze do Wiednia. Gdy po nie sięgnęłam. Mój mąż podszedł mnie od tyłu i krzyknął niespodzianka. Byłam strasznie szczęśliwa, że wreszcie gdzieś pojedziemy.
Wykąpałam się tylko, szybko uczesałam włosy, taksówka stała już pod domem. Walizki zapakowaliśmy do bagażnika i podążyliśmy na lotnisko. Po sprawdzeniu naszych tanich biletów lotniczych udaliśmy się w kierunku wejścia na pokład. W samolocie zajęłam miejsce przy oknie, lubię mieć możliwość wszystko zobaczyć. Mojemu mężowi było to obojętne ponieważ cały lot do Wiednia przespał.
Na miejscu zamówiliśmy taksówkę, która zawiozła nas do naszego hotelu. Nie długo jednak tam zabawiliśmy, zaraz jak tylko odświeżyliśmy się po podróży zjedliśmy obiad w hotelowej restauracji i trzymając w ręku przewodnik ruszyliśmy na miasto. Spacerkiem doszliśmy na Ringstrasse, gdzie z powodu strasznego upału kupiliśmy lody dla ochłody. Usiedliśmy na ławeczce i podziwialiśmy cudowną architekturę tego miejsca. Idąc dość tłocznymi o tej porze ulicami doszliśmy do Ratusza, warto wybrać się tam chociażby by przysiąść na chwilę przy fontannie popodziwiać piękną roślinność oraz liczne pomniki, a w tak upalny dzień obcowanie z naturą i wodą było dla nas zbawienne. Siedzieliśmy tam tak długo, że aż się ściemniło wracając do hotelu zahaczyliśmy więc o restaurację, by zakosztować austriackiej kuchni.
Zamówiliśmy danie dnia okazał się nim panierowany kotlet cielęcy z ziemniaczkami i sałatką, było to bardziej danie obiadowe ale przynajmniej się dobrze najedliśmy. Po powrocie do hotelu, napiliśmy się wina, pożartowaliśmy i położyliśmy się spać gdyż następnego dnia czekało na nas jeszcze trochę zwiedzania. O poranku kolejnego dnia zeszliśmy na śniadanie w hotelowej restauracji. Miałam lekkiego kaca, chyba dzień wcześniej wypiłam trochę za dużo wina czułam się fatalnie, żeby podreperować stan zdrowia zamówiłam sok pomidorowy, co prawda nie był w menu, ale spełniono moją prośbę. Tego dnia zawitaliśmy jeszcze w pałacu Hofburg jest tam ogrom zwiedzania, ciekawostką są różne style, które wprowadzali władcy. Ta różnorodność przełożyła się na nasze zainteresowanie. Nie omieszkaliśmy więc zobaczyć wszystkiego.
Zrobiliśmy mnóstwo zdjęć, całe szczęście mieliśmy ze sobą laptopa, bo nasz aparat tak wielkiej ilości zdjęć by nie pomieścił. Mój mąż chciał mnie zabrać do Prater wesołego miasteczka, ale niestety wylot z Wiednia mieliśmy zaplanowany za kilka godzin, obiecaliśmy sobie jednak jeszcze że tam wrócimy i skorzystamy z tamtejszych atrakcji. Po przylocie z Wiednia spotkałam się z moimi koleżankami by podzielić się z nimi tym co widzieliśmy, byłam wdzięczna mężowi za zaserwowanie małej odskoczni od życia codziennego.